Wyrok w sprawie Beaty Sawickiej wywołał dyskusję o granice stosowania metod operacyjnych. Równie ważne, jeśli nie ważniejsze, są jednak granice władzy sędziowskiej, które moim zdaniem skład orzekający spektakularnie przekroczył.
Przyjmując nawet najbardziej wzniosłą wersję motywacji sędziów (troskę o to, by niewinny, o nic niepodejrzewany obywatel nie stał się przedmiotem inwigilacji i prowokacji tajnych służb), widać wyraźnie, że to rozumowanie się nie broni.
Nawet podejrzany, nawet przestępca, nie musi przecież popełnić kolejnego przestępstwa. Chcąc być konsekwentnym, należałoby więc zakwestionować w ogóle inwigilację, policyjne prowokacje.
Wziąłeś – jesteś przestępcą
Tego Sąd Apelacyjny nie zrobił. Sam nie jestem fanem takich metod, ale nie chciałbym, żeby sędziowie zastępowali parlament, stanowili prawo, a zbyt często takie polityczne inklinacje można u nich dostrzec. Świadomie czy nie, wdzierają się w kompetencje innych władz.
Tymczasem nie jesteśmy republiką sędziów. Sądy mają ostatnie słowo tylko w wyznaczonych im sprawach spornych, a stanowienie prawa, ustanawianie procedur do nich nie należy.
Przypomnijmy podstawową zasadę na urzędzie sędziego – sędzia orzeka na podstawie tego, co ma na stole sędziowskim, i tylko w tych granicach. Nie umoralnia, nie politykuje, tylko wydaje wyrok. Poprawny wyrok jest zwykle tak klarowny dla ogółu (publiczności) i oczywisty jak to, że dwa razy dwa równa się cztery. Spotykamy wprawdzie ludzi, którzy w to wątpią, poszukują innej logiki – ale ci nie powinni być sędziami. Publicystami także nie.