Abraham licytował się z Panem, aby ratować każdego sprawiedliwego z Sodomy i Gomory. Przegrał. Miasta poszły z dymem, bo nie znalazło się w nich nawet dziesięciu sprawiedliwych. A jak jest w Polsce?
Z przyjemnością informujemy, że dzięki wsparciu naszej fundacji lekarze z kliniki uniwersytetu medycznego wzięli udział w konferencji naukowej w Krakowie, Rzymie, na Barbados... Mniej więcej tak brzmiące zdanie przeczytałam na stronie internetowej fundacji, której darczyńcami są firmy farmaceutyczne. Jedna z nich przez przypadek produkuje bardzo drogi lek, który w pracy owych lekarzy jest niezbędny. Lek, za który płaci budżet, który zasilamy naszymi podatkami. Inna historia. Profesor medycyny prowadzi 67 badań klinicznych. Nie wyobrażam sobie, jak ogarnia tyle zespołów jednocześnie, ale zapewniam, że profesorowie słyszeli o niejednym podobnym przypadku. To tak jakby rodzic 67 dzieci w tym samym czasie pomagał im w przygotowywaniu szkolnego projektu. A przecież te nie są tak skomplikowane jak badania naukowe. Ale cóż... Polak potrafi, a Polak lekarz potrafi jeszcze więcej.
Po wejściu w życie przepisów, które każą konsultantom krajowym spowiadać się z relacji z firmami farmaceutycznymi, z funkcji zrezygnowało kilku, np. ?w dziedzinie zdrowia publicznego i alergologii. I nie dziwię się, że lekarze nie cieszą się najlepszą opinią społeczeństwa, o czym pisze Grzegorz Markowski z Fundacji Batorego. Silne jest od wielu lat przekonanie większości Polaków o częstej korupcji w tym zawodzie. Kowalski, idąc do publicznej przychodni z gorączką, często się zastanawia, czy producent leków zafundował lekarzowi drogie wakacje i dlatego mu je przepisał. To jednak skala mikro. O wiele groźniejsza jest skala makro. Pozwala zarobić miliony, a Kowalski nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Dlatego bardzo potrzebne są jawne rejestry i przejrzyste reguły gry, i to nie tylko w ochronie zdrowia.
W wymiarze sprawiedliwości również. Jarosław Gowin jest pewien, że powrót najmniejszych sądów utrwali przejawy patologii, które przecież nie są obce naszemu sądownictwu, zwłaszcza w małych miejscowościach. Ja mu wierzę. Pytanie, czy zniszczyłaby je jego reforma, bo z kolei nadzór ministra sprawiedliwości niewiele zmieni, o czym pisze Aneta Łazarska, sędzia. Jej zdaniem próba nadania ministrowi sprawiedliwości uprawnień do wniesienia kasacji to powrót do rozwiązań z PRL. Na porządku dziennym był wówczas tak zwany nadzór telefoniczny – zauważa.
Z kolei Krzysztof Stępiński w swoim felietonie przywołuje Rudolpha Giulianiego, który wdrożył w Nowym Jorku politykę zero tolerancji. Uznał bowiem, że nawet drobne wykroczenia – gdy pozostają bezkarne – stają się pożywką dla przestępstw. Kiedy Giuliani urzeczywistniał swoje hasło wyborcze, tylko desperaci spacerowali po zmroku w Central Parku. Dzisiaj to miejsce jest bezpieczne. Profesor Stępiński zauważa jednak, że w Warszawie takie zasady nie obowiązują. W moim przekonaniu w większości sfer życia publicznego też nie. Pytanie dlaczego?