Sprawa ostatnich protestów aktywistów Ostatniego Pokolenia, blokujących główną arterię Warszawy, wywołuje skrajne emocje, zarówno jeśli chodzi o samą ideę klimatyczną, jak i sposób jej obrony.
Abstrahując od oceny słuszności idei czy motywacji stojących za nią, żywe emocje budzi sposób przeprowadzenia protestów, który paraliżuje Warszawę, mocno utrudniając życie mieszkańcom miasta. Sprawa nie jest prosta do rozstrzygnięcia, bo ścierają się tu bezpośrednio dwie konstytucyjne wolności: prawo do protestu i wyrażania swoich poglądów oraz prawo do bezpieczeństwa i porządku publicznego, które również jest w istocie wolnością. Istotą protestów jest niestety to, że aby były zauważalne, muszą być uciążliwe.
Czytaj więcej
Premier wzywa służby do zdecydowanego działania wobec aktywistów blokujących drogi, politycy już postulują zaostrzenie kar, a kierowcom puszczają nerwy.
Jak ściągnąć aktywistów z dróg?
Oczywiście najlepiej, gdyby protesty ekologów odbywały się w lasach, a oni sami przykuwaliby się do drzew, z dala od zgiełku ruchliwych ulic. Z kolei protesty rolników blokujących przejścia graniczne mogłyby się odbywać na polnych drogach, gdzie ruch jest zdecydowanie mniejszy. Tylko że tak nigdy nie będzie. Protest, nawet żywiołowy, spontaniczny i uciążliwy, jest istotą demokracji i wolności, które czasem przyjmują trudną do zaakceptowania formę dla osób postronnych i trzeba to po prostu zaakceptować.
Przy tej okazji pojawia się dyskusja o potrzebie dodatkowych regulacji. Czy i jak karać zdenerwowanego kierowcę, który pod wpływem emocji lub w razie stanu wyższej konieczności, potrzeb zdrowotnych przerywa blokadę, naruszając nietykalność osobistą protestujących? Takie sytuacje miały miejsce ostatnio w Warszawie, dochodziło do nich również w czasie rolniczych protestów. Druga kwestia dotyczy tego, jak podchodzić do protestujących aktywistów klimatycznych, którzy zakłócają porządek publiczny i przepisy ruchu drogowego?