Prezydent nie miał przed i nie ma także po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 3 grudnia 2015 r. (K 34/15) obowiązku przyjmowania ślubowania od sędziów wybranych uchwałami Sejmu z 8 października 2015 r. Uchwały te, podjęte przez Sejm ubiegłej kadencji, nie miały mocy prawnej; były bowiem wadliwe. Kandydatów na te stanowiska zgłosiło wyłącznie Prezydium Sejmu, a według ustawy o Trybunale Konstytucyjnym prawo zgłaszania kandydatów przysługuje Prezydium Sejmu oraz grupie co najmniej 50 posłów. Reguła wykładni prawa nakazuje przyjąć, że spójnik „oraz" oznacza, że muszą być spełnione oba warunki.
W tym przypadku – kandydatów na sędziów powinno zgłosić zarówno Prezydium Sejmu, jak i grupa 50 posłów. Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że inaczej reguluje tę kwestię regulamin Sejmu. Zgodnie z nim prawo zgłaszania kandydatów przysługuje Prezydium Sejmu albo grupie 50 posłów. W tym przepisie użyto spójnika „albo", który oznacza, że może być spełniony tylko jeden z warunków, a więc wniosek powinien złożyć jeden z wymienionych podmiotów. Wniosek zatem złożono w zgodzie z regulaminem Sejmu, a nie ustawą o Trybunale.
Regulamin czy ustawa?
Gdyby w procesie wyboru zastosowano przepisy regulaminu Sejmu konsekwentnie, sytuacja byłaby prawnie mniej dyskusyjna; tak się jednak nie stało. Do wyznaczenia terminu na zgłaszanie kandydatów zastosowano nie regulamin Sejmu, lecz ustawę o Trybunale. Zgodnie z jej art. 137 kandydatów na miejsce sędziów, których kadencja upływała w 2015 r., można było zgłaszać w ciągu 30 dni od wejścia w życie ustawy, czyli od 30 sierpnia 2015 r. Przepis ten, o charakterze przejściowym, wprowadzono przez Sejm ubiegłej kadencji po to, aby umożliwić wybór sędziów nawet na miejsce tych, których kadencja mijała długo po wyborach do parlamentu. Niemniej regulamin Sejmu wciąż stanowi, że czas na zgłaszanie kandydatów na sędziów Trybunału to 30 dni przed upływem kadencji dotychczasowych sędziów. Artykuł 137 (ani żaden inny) ustawy o Trybunale nie mógł uchylić tego przepisu. Regulamin Sejmu, gwarantujący mu autonomię, ma bowiem bezpośrednie umocowanie w konstytucji (art. 112).
Zastosowano zatem przepisy z dwóch aktów prawnych, odmiennie regulujących tę samą kwestię. Postępując tak, równie dobrze można było najpierw zastosować przepis ustawy, a następnie regulaminu Sejmu. Wybrano wariant najdogodniejszy dla ówczesnego Sejmu, pozwalający wybrać aż pięciu sędziów, według podważonego przez Trybunał Konstytucyjny art. 137 ustawy o Trybunale. Wskazane błędy proceduralne nie powinny być bagatelizowane. Często o wiele mniej poważne uchybienia tego rodzaju mają doniosłe skutki prawne. Ciekawy i pouczający przykład pochodzi z praktyki konstytucyjnej Stanów Zjednoczonych Ameryki. Prezydent Barack Obama podczas składania przysięgi w 2009 roku, z powodu pomyłki prezesa Sądu Najwyższego Johna Robertsa, zmienił jedynie kolejność słów roty, bez jakiejkolwiek modyfikacji jej treści. Wątpliwości co do legalności urzędowania prezydenta były jednak na tyle poważne, że uroczystość zaprzysiężenia powtórzono. Tym bardziej więc można powiedzieć, że zważywszy na doniosłość wyboru (sędziów Trybunału), hybrydowa konstrukcja uchwał czyni je wadliwymi i nieskutecznymi.
Sejm obecnej kadencji zasadnie więc podjął uchwały stwierdzające brak mocy prawnej wyboru sędziów w poprzedniej kadencji. Nie było to „cofnięcie", „unieważnienie", „odwołanie", „zniesienie" czy „uchylenie" wyboru, jak często podnosi się w debacie publicznej. Było to tylko stwierdzenie (zadeklarowanie, uznanie) zaistniałego nieprawidłowego stanu prawnego – wskazanie, że uchwały o wyborze nie miały mocy prawnej jako wadliwe; wystarczające jednak dla przywrócenia elementarnego poczucia praworządności.