Deptanie prawa do prywatności osób, które w jakiś sposób podpadły obecnej władzy, zaczyna być nową święcką tradycją. Nie tak dawno poznaliśmy personalia dziewczyny, na którą napadła Marika – skazana za usiłowanie rozboju młoda kobieta wyciągnięta z więzienia przez ministra sprawiedliwości (zdaniem Zbigniewa Ziobry Marika trafiła za kraty, bo „protestowała przeciwko promowaniu lewackiej ideologii i homoseksualizmu”). Potem dowiedzieliśmy się, że pani Joanna z Krakowa, potraktowana przez policję z całą brutalnością w związku z dokonaną aborcją, „miała 1,5 promila alkoholu we krwi, gdy trafiła do szpitala". Teraz dzięki ministrowi zdrowia mogliśmy się przekonać, jakie leki zażywa Piotr Pisula, jeden z poznańskich lekarzy. I zrobiło się naprawdę groźnie.
Minister z pełną świadomością zdradził wrażliwe dane lekarza
Ujawnienie danych ofiary Mariki przy odrobinie dobrej woli można uznać za wypadek przy pracy (stało się to na konferencji prasowej, podczas której prokurator trzymał w ręce niezanonimizowane akta sprawy). „Dotarcie” przez prorządowe media do wyników badań krwi pani Joanny przy dużej dozie naiwności można uznać za dowód na obrotność dziennikarzy. Niczym nie da się jednak wyjaśnić zachowania Adama Niedzielskiego, który z pełną świadomością zdradził, po jakie leki sięga konkretny człowiek.
Czytaj więcej
Minister zdrowia Adam Niedzielski wydał oświadczenie w sprawie ujawnienia w internecie informacji na temat recepty wystawionej przez lekarza. "Moja reakcja była tylko i wyłącznie odpowiedzią na upublicznianą przez lekarza nieprawdę" - tłumaczy.
Jeśli ktokolwiek jeszcze nie zna szczegółów tej bulwersującej historii, śpieszę z wyjaśnieniem – chodziło o lekarza, który skrytykował w telewizji nowe rygory dotyczące recept, alarmując, że preparatów z niektórych kategorii nie da się wypisać, co może uderzyć w całe rzesze pacjentów. W odpowiedzi minister zdrowia w mediach społecznościowych ujawnił, że ów lekarz przepisał sobie samemu „lek z grupy psychotropowych i przeciwbólowych”.