Rz: Fiskus nie wie, jak opodatkować sprzedaż wirtualnych przedmiotów używanych w grach komputerowych. Kiedyś szło się do sklepu, kupowało grę w pudełku, instalowało ją na dysku twardym i można było w nią grać. Jak to wygląda dzisiaj?
Paweł Olszewski: Za sprawą internetu kupowanie gier mocno się skomplikowało. Pudełko z grą było fizycznym produktem, a co za tym idzie, mogliśmy taką grą dowolnie dysponować. Dziś, korzystając ze sklepu internetowego, a dokładniej z platform dystrybucji cyfrowej, wcale nie kupujemy gry na własność, kupujemy jedynie prawo do jej użytkowania na danej platformie. Tej gry nie możemy nikomu pożyczyć, odsprzedać, a co więcej, dostęp do niej możemy utracić, jeżeli zostaniemy z jakiegoś powodu zablokowani przez administratora.
Do czego służą dodatki do gry, z którymi problem ma fiskus?
To mogą być różne dodatkowe misje. Czasami te dodatki działają jako produkt autonomiczny, czasami potrzebują podstawowej wersji gry. Ale mogą to być także różne przedmioty, np. miecze, samochody albo nowy wygląd postaci. Właściwie to może być prawie wszystko. Razem z grami sprzedawane są tzw. season passy, czyli przepustki sezonowe, które dają nam dostęp do wszystkich dodatków wydawanych już po premierze. Coraz częściej gry sprzedawane są jednak jeszcze przed oficjalną premierą – w wersji niedokończonej. Kto kupi wcześniej, zaoszczędzi trochę pieniędzy i pomoże producentowi naprawić niedociągnięcia, bo naturalnie stanie się testerem gry.
Na ile zakup tych dodatkowych przedmiotów jest potrzebny do tego, by grę móc przejść, a na ile to opcja raczej dla zaangażowanych fanów?