Ucieszyłem się niezmiernie, gdy niedawno „Rzeczpospolita" przypomniała kilka moich „felietonów z Kanady" o ZUS, opublikowanych w 2015 r. Niewiele się zmieniło, ale uważam, że zaczynam coraz lepiej rozumieć politykę rządzących partii oraz namaszczonych przez nie ludzi sprawujących władzę. To typowa polityka „działania na przeczekanie". Najlepszym przykładem jest afera z Trybunałem Konstytucyjnym.
Politykę działania na przeczekanie opracowuje się według prostego szablonu. Spotykają się decydenci i proponują: pobijemy trochę piany, zaprzeczymy oczywistym faktom, wyślemy „naszych ludzi z górnej półki" i osoby z tytułami naukowymi, żeby bronili sprawy (nawet beznadziejnej) do upadłego. Po jakimś czasie sprawa przyschnie, Unia i naród zmęczą się czytaniem, słuchaniem i oglądaniem tych samych wypowiedzi. Na użytek wewnętrzny wypuścimy tematy zastępcze, z gatunku „sędzia próbował ukraść ze sklepu pendriva". W ostateczności postraszymy ludzi Rosją. I po sprawie – przynajmniej na jakiś czas. Podobne techniki stosuje się w sprawach emerytur.
Jak ten czas leci!
Wszyscy wiedzą, że ani ZUS, ani państwa polskiego dzisiaj nie stać na przyzwoite emerytury. Że system od lat toczy rak i nikt nie ma odwagi spojrzeć prawdzie w oczy i spróbować go rzeczywiście uzdrowić, a nie tylko robić ruchy pozorne, które ludzie kupują. Raport Najwyższej Izby Kontroli o ZUS jest utajniony przez PO-PSL i PiS! – a jakże! I tu zaczyna się działanie na przeczekanie. Przykryć temat nową lub urojoną aferą, w której maczały palce poprzednie władze. W polskim piekiełku zawrze, a my będziemy mogli spokojnie doczekać swojej emerytury albo zostawić problem do załatwienia następnemu rządowi.
W polskiej prasie czytam takie same wypowiedzi jak dwa lata temu. Idę o zakład, że za kolejne dwa pojawią się podobne. Cytuję kilka: „Musimy zreformować polski system emerytalny w taki sposób, by był on w stanie zapewnić choćby minimalną emeryturę ze środków publicznych wszystkim obywatelom". Po raz pierwszy, przeczytałem to mniej więcej 25 lat temu! Czytam dalej: „W ciągu kilku najbliższych lat w Polsce musi zostać przeprowadzona debata nad zasadami rządzącymi systemem emerytalnym, która najpewniej przewartościuje obecnie obowiązujące reguły". Tu łatwo dostrzec działanie na przeczekanie. Ja już po przeczytaniu wstępu: „W ciągu kilku najbliższych lat...", dostałem drżączki. Problemy są dziś, ale decydenci czasu mają dużo. Za dwa, trzy lata przeprowadzi się kolejną debatę, z której wnioski będą następujące: „Musimy zreformować polski system emerytalny w taki sposób, by był on w stanie zapewnić choćby minimalną emeryturę ze środków publicznych wszystkim obywatelom". I tak da capo al fine, co kilka lat.
Po drodze wymyślimy następną reformę, typu OFE, opartą na zasadzie „ile sobie odłożysz, tyle będziesz miał", z której ZUS będzie mógł uzupełniać swój deficyt. Problemami deficytu obarczy się drobnych przedsiębiorców, którzy wkrótce wynajdą (Polak potrafi!) kolejną metodę na nieodprowadzanie składek do ZUS. Rząd będzie miał wytłumaczenie, dlaczego jest źle, i jak to by było dobrze gdyby udało się „......" (odpowiednie wpisać). I problem z głowy.