Czytanie tego tekstu nie będzie, w przeciwieństwie do słuchania muzyki, lekkie, łatwe ani przyjemne. Fragmentami przypomni wyciąg z rocznika statystycznego lub tablic logarytmicznych. Mimo to zachęcam do lektury. Liczby bowiem nie kłamią.
Czytaj także: Stanisław Zabłocki: będę czuł się sędzią SN do 2020 roku
Przed uchwaleniem nowej ustawy o Sądzie Najwyższym eksponowano potrzebę usprawnienia i przyspieszenia postępowania przed nim. Wskazywaliśmy na niesprawiedliwość ocen wytykających rzekomą opieszałość, przypominając, że według twardych danych statystycznych mamy jeden z najsprawniej działających europejskich sądów najwyższych. Zresztą tak jeszcze trzy lata temu oceniali jego działalność po zapoznaniu się z rokrocznie publikowanymi statystykami najwyżsi przedstawiciele władzy wykonawczej i ustawodawczej podczas Zgromadzeń Ogólnych Sędziów Sądu Najwyższego.
Co najciekawsze, były to wypowiedzi tych samych osób, które nieco później identyczne lub zbliżone wyniki komentowały już nie tylko innym językiem, ale i diametralnie odmiennie. A przecież liczby nie kłamią.
Data 12 września 2018 r., która w piśmie pana prezydenta wymieniona została jako dzień mojego przejścia w stan spoczynku, skłania do próby weryfikacji celu, jaki miał przyświecać ustawie, z efektami, do których doprowadziła. Dane prezentowane czytelnikowi dotyczą Izby Karnej. Sądzę jednak, że zasygnalizowane trendy widoczne są i w innych Izbach. Statystyka odniesie się przede wszystkim do orzecznictwa kasacyjnego, gdyż to właśnie sprawy wpływające z kasacjami decydująco ważą na ilości pracy sędziów SN. Jedynie posiłkowo przywołam inne kategorie spraw.