Polskiej oświacie potrzebna jest rewolucja

Oświatę zdominowało przekonanie, że można stworzyć z Polski kolonię dla potrzeb globalnego rynku, zaniedbując osobowość społeczno-moralną, estetyczną czy nawet fizyczną osób uczących się – pisze profesor Bogusław Śliwerski.

Aktualizacja: 07.11.2015 15:24 Publikacja: 07.11.2015 01:00

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Zacznę od krótkiej diagnozy ustroju szkolnego w III RP, by czytelne były sugestie koniecznych w nim zmian. Zapoczątkowane w Polsce przemiany umożliwiły zmianę ustroju państwa wraz z jego administracją, w tym oświatą. Na początku transformacji pojawiło się pytanie, czy i w jakim zakresie będzie możliwe wypracowanie i przedłożenie spójnej oraz kompleksowej koncepcji systemu szkolnego w społeczeństwie obywatelskim. Trudno bowiem reformować edukację, jeśli nie stworzy się w państwie początkującej demokracji dobrze zorganizowanej i sprawnie działającej oświaty, która pozostawałaby pod kontrolą społeczną i ponadpartyjnej administracji publicznej. W minionym ćwierćwieczu polska szkoła nigdy jednak nie stała się centralnym źródłem zmian gospodarczych, społecznych, kulturowych itp. Jeśli już, to sprzyjała przeniesieniu przez aparatczyków minionego ustroju tych samych mechanizmów i struktur do instrumentalnego zarządzania oświatą. Błędem wszystkich władz w resorcie edukacji od 1993 r. po dzień dzisiejszy było z jednej strony traktowanie państwa, społeczeństwa oraz fundamentalnych dziedzin życia (gospodarka, kultura, oświata itp.) jako całości, a z drugiej wdrażanie projektów zmian w sposób atomistyczny, tak jakby istniały one obok siebie albo dla siebie, z ukrytą intencją sprzyjania tylko jednej z nich. Mam tu na myśli gospodarkę i politykę w warstwie odnoszącej się do sprawowania władzy w edukacji i wobec edukacji, która nie stała się integralnym, całościowym komponentem koniecznych zmian we wzajemnie przenikających się sferach ludzkiej aktywności.

Kolonia dla globalnego rynku

To zdumiewające, że steruje się polską edukacją w sposób najbardziej nieefektywny, nieskuteczny, niegospodarny, biurokratyczny, blokujący jej wewnętrzną innowacyjność. Budzi to opór zarówno środowisk rodzinnych, jak i nauczycielskich. Populistyczna aktywność władzy wpisuje się w świat pełen obłudy, hipokryzji, pozoru i politycznego kłamstwa. Co gorsza, występuje przeciwko potrzebom i prawom rozwojowym dzieci i młodzieży, podtrzymując grę w rzekomą troskę o wyrównywanie szans edukacyjnych czy wspieranie rozwoju młodych pokoleń.

Oświatę zdominowało przekonanie, że można stworzyć z Polski kolonię dla potrzeb globalnego rynku i międzynarodowej rywalizacji o wartości głównie instrumentalnej, że można tworzyć kapitalizm z rzekomo ludzką twarzą, zaniedbując osobowość społeczno-moralną, estetyczną, a nawet fizyczną osób uczących się. Niestety, ignorancja i arogancja rządzących sprawia, że wyłaniane w wyniku wyborów kolejne formacje w resorcie edukacji zamiast decentralizować i decentrować ustrój szkolny, kreują rzekomo nowe modele szkoły w gorsecie centralizmu. Co gorsza, premierzy rządów wszystkich stron politycznych oddawali Ministerstwo Edukacji Narodowej w ręce albo ministrów, albo ich decyzyjnego aparatu władzy, o zaburzonych relacjach komunikacyjnych ze społeczeństwem, załatwiających interesy dla siebie lub dla własnych środowisk partyjnych.

W okresie transformacji edukacja nie stała się źródłem zachodzących w kraju przemian. Polski system powszechnej, obowiązkowej edukacji przedszkolnej i szkolnej wciąż jest niedostosowany do:

1) przemian ustrojowych, gdyż nie jest demokratyczny, ani nawet prodemokratyczny, konserwując typowy dla państwa totalitarnego centralistyczny układ nadzoru i zarządzania. Demokracja wymaga nie tylko społecznej, ale i politycznej dojrzałości od absolwentów szkół, toteż niezmiernie ważne jest przygotowywanie młodego pokolenia do odpowiedzialnego wyboru wartości i podejmowania zgodnie z nimi decyzji

2) przemian społecznych, ponieważ radykalnie lekceważy rodziców oraz prawnych opiekunów dzieci i młodzieży, podczas gdy w świetle konstytucji i ustawy o systemie oświaty szkoła ma pełnić funkcję pomocniczą wobec rodziny. Traktowanie rodziców czy innych pozaszkolnych wychowawców jako pożytecznych partnerów jedynie w umacnianiu autorytetu nauczycieli, dyscyplinowaniu uczniów i wspomaganiu usługowo-materialnym, pozbawia ich w tej placówce podmiotowego wpływu na procesy wychowawcze własnych dzieci

3) przemian naukowych, gdyż lekceważy osiągnięcia nauk społecznych i humanistycznych w psychologii rozwojowej, uczeniu się i pedagogice szkolnej oraz porównawczej, ale też ekonomicznych – w hamowaniu rozwoju adekwatnej do nauki o zarządzaniu oraz socjologii kultury makrosystemowego i mikrosystemowego zarządzania instytucjami edukacyjnymi

4) procesów lokalnych, głównie nowych kultur komunikacji, powszechnego dostępu do źródeł informacji i wiedzy oraz włączaniu nowych technologii jako jednego z podstawowych narzędzi konstruktywistycznej dydaktyki.

W takiej sytuacji edukacja nie wyjdzie z dysfunkcjonalnych rozwiązań, destrukcyjnych ram i toksycznych procesów, ponieważ proponuje się jej jedynie ich zamianę.

Co gorsza, uderzają one w fundamentalny czynnik socjalizacji i wychowania dzieci i młodzieży, jakim jest rodzina. Oferuje się rozwiązania, które zupełnie pomijają te konstytucyjne oraz wynikające z międzynarodowych konwencji. Proponowane wskazują na jedynie pomocniczą rolę szkoły wobec rodziny.

A rodzina?

Rodzice mogą uczestniczyć w procesie wychowawczym w szkole publicznej tylko wówczas, kiedy spełnione zostaną co najmniej trzy współzależne warunki, a mianowicie wzajemności, partnerstwa i jawności. Szkoła publiczna powinna być wspólnotą edukacyjną, w której procesy kształcenia i wychowania są kreowane przez nauczycieli traktujących edukację jako wspólne zadanie, gdzie powstają one w dialogu i partnerstwie uzgadniania zasad ich generowania oraz gdzie wśród samych pedagogów jest porozumienie i wzajemne poszanowanie.

Chyba zapomnieliśmy, że ruch obywatelskiego protestu w okresie PRL i powołany NSZZ „Solidarność" opowiedział się za modelem demokracji uczestniczącej, demokracji w ważnym sensie bezpośredniej, opartej na powszechnej, publicznej debacie społecznej – demokracji deliberacyjnej, debatującej. W tak projektowanym ustroju społeczno-politycznym oświata publiczna miała się opierać na trzech ściśle powiązanych z sobą zasadach: decentralizacji, samorządności i subsydiarności. Ład społeczny w szkole (z wyłączeniem podstaw programowych kształcenia i profesjonalnej dydaktyki jako zastrzeżonych dla specjalistów) nie powinien być ustanawiany arbitralnie przez władze centralne, ale wypracowywany w dialogu podmiotów uczestniczących na rzecz koniecznej i wartościowej edukacji. Bez decentralizacji i samorządności szkolnictwa, bez autonomii szkół i ich uspołecznienia edukacja nie wyjdzie z głęboko zakorzenionych w systemie pozostałości homosowietyzmu i nie będzie w stanie konstruować nowoczesnego i efektywnego kształcenia oraz wychowywania młodych pokoleń w naszym kraju.

Delegowanie władzy na podwładnych ma na celu dopuszczenie ich do planowania i podejmowania kluczowych dla członków danej społeczności, narodu, instytucji itp. decyzji, rozpoznawania (diagnozowania) ich najważniejszych potrzeb, oczekiwań i interesów. Uspołecznienie polityki oświatowej powinno rzeczywiście wprowadzić do ustroju szkolnego zróżnicowane formy oddolnej kontroli, która miałaby przeciwdziałać biurokratycznym czy ideologicznym wynaturzeniom, a umożliwiać partycypowanie społeczności lokalnej w procesie zarządzania szkołami (finansowania, administrowania) i kreowania w nich procesu kształcenia czy wreszcie w tworzeniu koncepcji reform.

Szkoła publiczna powinna być wspólnotą edukacyjną, w której procesy kształcenia i wychowania kreują nauczyciele traktujący edukację jako wspólne zadanie, w której powyższe procesy powstają w dialogu i partnerstwie i wzajemnym poszanowaniu. Uczący się nie wypowiedzą swoim nauczycielom posłuszeństwa i nie będą kwestionować skierowanych na nich oddziaływań pedagogicznych, jeśli nie doświadczą w szkole nie tylko własnego kryzysu tożsamości, ale także kryzysu tożsamości swoich pedagogów oraz braku ich kompetencji komunikacyjnych.

Czas na reformę

Polskiej oświacie potrzebna jest strukturalna, programowa i metodyczna rewolucja, żeby z każdym kolejnym rokiem nie marnować na nią środków publicznych. Oświata i nauka nie są od tego, by reagować na doraźne sytuacje kryzysowe w państwie i doniesienia z różnego rodzaju sondaży diagnostycznych, w tym kreowanych przez podległe MEN ośrodki badań oświatowych. Od procesu kształcenia i wychowania są wykształceni i ustawicznie uczący się profesjonalni pedagodzy, wychowawcy, nauczyciele i terapeuci.

Szkoły jako instytucje publiczne i niepubliczne nie są w stanie zmieniać społeczeństwa, gdyż są lustrzanym odbiciem jego przekonań i tradycji. Istnieją przy tym przeciwstawne orientacje co do celów edukacji szkolnej, ponieważ część obywateli opowiada się za przystosowywaniem dzieci i młodzieży do akceptacji świata z jego wszystkimi regułami, przymusami, ograniczeniami i przesądami. Inna zaś część oczekuje od szkół, że będą kształciły krytyczne umysły, wychowywały uczniów do niezależności i samodzielności z dala od konwencjonalnych klisz ich epoki i z wystarczającą mocą do społecznych przemian.

W tej sytuacji rolą nauk społecznych jest prowadzenie niezależnych od władzy badań diagnostycznych, wyjaśniających, ale także podstawowych dla konstruowania teorii i weryfikowania modeli eksperymentalnych, by dzięki nim możliwe było:

– prowadzenie racjonalnej polityki oświatowej/edukacyjnej w państwie przez (oby) oświeconych władców,

– uruchamianie czy wspomaganie sił społecznych, w tym organizacji pozarządowych;

– współpracowanie pedagogów ze środowiskiem projektującym i wytwarzającym nowe technologie i narzędzia komunikacji;

– alfabetyzacja w powyższym zakresie naturalnych i zastępczych rodziców czy opiekunów dzieci;

– kształcenie i doskonalenie kadr pedagogicznych w kraju.

Współczesne nauki społeczne odczytują ponowoczesny świat jako sprzyjający rozkładaniu na czynniki pierwsze tożsamości osób, a nawet jej inscenizowaniu. Nie można zatem podtrzymywać ustroju szkolnego opartego na systemie klasowo-lekcyjnym, selektywnego, jakbyśmy nadal mieli do czynienia z minionym światem, gdyż działania władzy i nauczycieli będą nieskuteczne, bo nieadekwatne do wolności i pluralizmu, heterogeniczności i nieustannego inscenizowania różnicy.

Internet zmienił świat, a świat zmienia internet. Edukacja nie może być spóźnionym włóczęgą w sieci, toteż nie należy ograniczać się w szkołach do przekazywania wiedzy o mediach, genezie ich powstania i ewolucji, do normatywnych westchnień, alternatywnych utopii autoedukacyjnych, mnożenia sondażowych badań opinii o nowych technologiach komunikacyjnych, by wzbudzać lęk przed doraźnymi, a marginalnymi czy możliwymi zagrożeniami dla dzieci i młodzieży. Młody człowiek potrzebuje pomocy w lepszym orientowaniu się w istniejących i konfrontowanych z nim innych kulturach. Wychowanie i kształcenie powinny pomagać mu w radzeniu sobie z pluralizmem ludzkich kultur, rozumieniu ich oraz przełamywaniu poczucia niepewności. W sytuacji rozpadu rodziny szkoła musi stawać się bardziej familijna, gdy jest za mało ruchu, powinna aktywizować uczniów, powinna też bawić, a w epoce multimedialnej wykorzystywać telewizor czy komputer jako medium do uczenia się.

Kiedy szkoła musi

To społeczeństwo minionego wieku potrzebowało szkoły nauczającej, podającej wiedzę. Ponowoczesne społeczeństwo wiedzy powinno zastąpić ją szkołą-laboratorium, w której dominować będzie kształcenie takich podstawowych kompetencji jak umiejętność zdobywania informacji i działania, zdolność do współdziałania w grupie, twórczość i umiejętność myślenia globalnego, by efektywnie móc działać w społeczności lokalnej. Nawet gdyby szkoła musiała ustąpić miejsca edukacji na odległość, to i tak nadal będziemy ją nazywać szkołą, choć już inaczej postrzegać. Zostaną z niej usunięte programy nauczania, które tłumią twórczość uczniów. Nie będzie się także dzielić uczniów na zespoły klasowe zgodnie z ich wiekiem, gdyż w ten sposób uniemożliwia im się wzajemne uczenie się od siebie. Szkoła musi zmierzać w kierunku bardziej naturalnej i organizowanej placówki czy centrum, w którym uczenie się, życie i solidaryzm społeczny nie będą od siebie oddzielane. Praca z nowymi mediami stworzy im ogromne możliwości rozwijania potencjału twórczości i własnych osiągnięć.

Nauka i edukacja powinny sprzyjać poznawaniu wirtualnego świata, monitorowaniu, prognozowaniu i podejmowaniu różnego rodzaju inicjatyw eksperymentalnych, innowacyjnych z udziałem najbardziej kreatywnych osób oraz we współpracy z firmami hard- i software'owymi, z kreatorami wirtualnego świata. Przestrzeń ta niewiele się różni od tej, w której rodzice i nauczyciele spotykają się na co dzień ze sobą czy swoimi podopiecznymi. Na potrzeby prawidłowego rozwoju emocjonalnego, społecznego i komunikacyjnego dzieci powinna być zwiększona troska o takie formy zajęć jak czytanie, opowiadanie, słuchanie, zabawy, drama i muzykowanie. Nowe technologie komunikacyjne wypierają z przekazu i wyjaśniania wiedzy nauczycieli, tych do niedawna jeszcze najważniejszych nośników owych funkcji. Wynikający z coraz łatwiejszego dostępu do tych technologii chaos, nieprzejrzystość i trud rozpoznania danych prawdziwych od fałszywych wymusza zupełnie nowe role pedagogów i psychologów szkolnych. Wymusi to radykalną zmianę modelu organizacji szkół, poszukiwanie i wdrażanie w nich nowych form, metod i środków stymulujących samokształcenie i samowychowanie.

Należy wygaszać jednorodną i jednolitą edukację szkolną na rzecz wprowadzania do niej różnorodności i wielokulturowości. Szkoła powinna stać się swoistego rodzaju domem uczenia się, laboratorium zdobywania wiedzy, warsztatem edukacyjnym, a nauczyciel powinien przechodzić wraz z wiekiem i dojrzałością uczniów z pozycji nadawcy wiedzy, mentora do roli doradcy edukacyjnego i animatora sytuacji rozwojowych. Nadchodzi czas na zupełnie nowy model edukacji konstruktywistycznej i kooperacyjnej, w którym odchodzi się od nauczania frontalnego, na rzecz stwarzania uczniom możliwości aktywnego włączania się w proces poznawania świata i jego tajemnic. Niech rozwiązują problemy, badają, obserwowują w praktyce, w komunikacji z innymi uczniami, ale z pomocą nauczyciela. W tym modelu kształcenia kooperacja staje się naturalną bazą, a nie tylko uzupełnieniem metod kształcenia.

Szkoła o tyle jest i będzie potrzebna młodemu pokoleniu XXI wieku, że powinna mu pomóc w odczytywaniu sensu życia. Jego brak prowadzi bowiem do różnego rodzaju psychicznej traumy czy zaburzeń osobowościowych. Nie stworzymy społeczeństwa obywatelskiego bez odwoływania się do wartości dobra, prawdy, szczęścia czy piękna, a więc do tych absolutnych, ponadczasowych idei, które współtworzą nasze człowieczeństwo, zobowiązując każdą jednostkę ludzką do przekraczania własnych ograniczeń i do ujawniania jej potencjalnych możliwości rozwojowych. Życie w nicości oznacza bowiem egzystencję w sterylnej kulturze, a więc w kulturze bez wizji przeszłości czy przyszłości, bez organizujących ją zasad, bez wyraźnych wartości i autorytetów.

Autor jest profesorem zw., dr. hab., przewodniczącym Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, przewodniczącym Sekcji Nauk Humanistycznych i Społecznych Centralnej Komisji do spraw Stopni i Tytułów

Opinie Prawne
Mariusz Ulman: Co zrobić z neosędziami, czyli jednak muchomorki, słoneczka i żabki
Opinie Prawne
Paweł Rochowicz: Sezon partnerstwa fiskusa z podatnikiem to sezon wyborczy
Opinie Prawne
Pietryga: Tusk nie zatrzyma globalizacji, ale Chińczyków i Turków zatrzymać może
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sztab Rafała Trzaskowskiego wszedł na minę
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Tę opinię rzecznika TSUE Adam Bodnar musi uważnie przeczytać