Bez względu na to, co myśleć o osobie republikańskiego kandydata na prezydenta, trzeba poważnie planować polską strategię na wypadek jego zwycięstwa. Nie da się jednak zrozumieć, co się dzieje w Stanach Zjednoczonych, ani tego, gdzie zmierza ten kraj, bez znajomości amerykańskiej historii. Kiedy zaś wsłuchać się w to, co mówi Donald Trump oraz wczytać w dokumenty publikowane przez jego sztab wyborczy, widać, że bardzo świadomie porusza się on w określonym nurcie.
Motywem przewodnim kampanii wyborczej Donalda Trumpa jest bunt przeciwko gospodarczemu i politycznemu establishmentowi, czyli „potężnym korporacjom, elitom medialnym i politycznym dynastiom" (by użyć jego własnych słów). W historii Stanów Zjednoczonych nie jest to nic nowego – motyw oporu wobec elit oraz grup interesów stanowił jądro amerykańskiej polityki wyborczej przez znaczą część dziejów tego kraju. Nie można oprzeć się wrażeniu, że gdybyśmy uważniej obserwowali historię Stanów Zjednoczonych, najstarszego przecież kraju demokratycznego, współczesne przetasowania na wielu scenach politycznych, ów bunt mas, nie byłby dla nas zaskoczeniem.
Najpierw przeciwko monarchistom
Już Thomas Jefferson, prowadząc swoją „rewolucję roku 1800" występował przeciwko „monarchistom", czyli rządzącej Partii Federalistów. Później Andrew Jackson (siódmy prezydent USA) mówił o Ameryce zwykłego człowieka (ang. common man), pracujących członków klasy średniej, których przeciwstawiał wpływom biznesowej elity i banków. W końcu Abraham Lincoln poprowadził kraj na wojnę z plantatorami Południa, postrzeganymi jako grupa interesów mająca niewspółmiernie duże wpływy w strukturze politycznej kraju – swoistych arystokratów dyktujących warunki całej reszcie, także w prowadzeniu polityki wolnego handlu, współcześnie utożsamianej z globalizacją.
Trump wskazuje na polityków i elity finansowe, z których „globalizacja uczyniła bogaczy", jednocześnie „dziesiątkując klasę średnią". Wyraźnie widać tutaj linię podziału między globalistami a lokalistami (Trump sam sytuuje się w tym właśnie obozie), o której na łamach „Nowej Konfederacji" pisał już przed rokiem Michał Kuź. Chodzi więc o to, jak głosi Trump, aby „ogłosić niepodległość od elit" – odejść od polityki globalizmu, w stronę polityki państwa narodowego.
Abraham Lincoln: nie można się wypisać
Trump określa amerykańskie państwo narodowe (ang. nation-state), jako „prawdziwy fundament szczęścia i harmonii". Czy oznacza to jednak, że jest nacjonalistą w znaczeniu dominującym w Europie po tragicznych doświadczeniach drugiej wojny światowej?