Co dalej? Już zgasły noworoczne fajerwerki, i tak anemiczne z racji pandemii. Już przebrzmiały życzenia, już zapomnieliśmy, co komu wpisaliśmy w noworoczną kartkę albo na facebookową stronę. Pamiętamy tylko tradycyjne „dosiego", bo pochodzi od „do siebie". Zgarnąć do siebie i dla siebie jak najwięcej, okazać się sprytniejszym od innych. Chrupiemy jeszcze pozyskane i obiecane zdobycze, najwyżej trochę później porazi nas mróz nieodmiennego pytania: „co dalej?" Tylko ono – choć ciche i nienachalne, niby myśl o śmierci – towarzyszy nam wiernie, jak powracające nocą widmo przewin, za które nie ma przebaczenia. Ale uchylamy się, jak potrafimy, zagłuszamy je grzmotem fajerwerków, jazgotem perkusji, nużącym szmerem codziennych rozmów o niczym.
Czas upływa. Obojętnie, czy głosowaliśmy na obecnie rządzących, czy popieramy opozycję, widzimy, że Polska brnie w zaułek. Jeśli ktoś spodziewał się po „dobrej zmianie" ożywczego powiewu z prawej strony, to otrzymał tylko PRL-bis. Na piętrzące się wyzwania odpowiedzią jest rozbrat z Unią Europejską, tandetna propaganda telewizyjna i patriotyczne slogany w szkole. Ale opozycja jest jeszcze mniej apetyczna: nie potrafi nawet ułożyć programu, który pokazałby, jaką Polskę zamierza budować. Nie dziw, że w sondażach na drugie miejsce wyszła enigmatyczna i bezpłciowa „Polska 2050". W tym, co mówi jej przywódca, tylko jedno jest prawdziwe i nieuniknione: data. Bo Polska w roku 2050 jest wyzwaniem, na które boimy się odpowiedzieć. Nie dla dziadersów, bo za 30 lat pył zapomnienia już dawno przysypie nasze groby, ale dla dzisiejszych 20- czy 40-latków. Oni będą w tej Polsce żyć i oni będą cierpieć w suszy, upale i zalaniu naszych wybrzeży. Jeśli mamy przetrwać, to cały dzisiejszy przemysł i energetyka będą bezużyteczne. Podobnie jak nasze wygodne zwyczaje.
A jak uchronić Kapitol demokracji przed rozwścieczoną tłuszczą populistów i kłamców? To jest prawdziwe wyzwanie i prawdziwy strach. Ale żeby je podjąć, trzeba wyjść z wirtualu i stanąć oko w oko z tym, co realne. Nie pomogą zrywy, „jak strajk kobiet". Nie pomogą najinteligentniejsze nawet kpiny ze staruchów. Trzeba wielkiego poruszenia.