Piętno niezmywalne

Onyszko ma prawo nie cierpieć gejów i ma prawo o tym mówić publicznie. Podobnie jak prawo do wypowiadania drastycznych opinii o mężczyznach mają radykalne feministki, z czego ochoczo korzystają - pisze konserwatywny publicysta

Aktualizacja: 08.04.2010 19:34 Publikacja: 08.04.2010 19:21

Jacek Kloczkowski

Jacek Kloczkowski

Foto: Rzeczpospolita

Red

Rzadko się zdarza, aby refleksje Polaka o otaczającej go rzeczywistości wzbudzały duże zainteresowanie poza Polską. Tak stało się ostatnio w Danii. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że duńską opinią publiczną wstrząsnęła na przykład nowa przełomowa książka o polskim antysemityzmie albo tomik słabo znanych młodzieńczych wierszy wybitnej poetki. Sprawcą zamieszania w Danii okazał się bowiem piłkarz, konkretnie bramkarz, a na dodatek – jak wieść gminna niesie – homofob.

[srodtytul]Bohater kilku akcji[/srodtytul]

Kariera Arkadiusza Onyszki, bo o nim mowa, może być dla niejednego polskiego futbolisty wzorcowa. Nie grał w wybitnych klubach najsilniejszych lig, ale znalazł sobie swoje miejsce w Danii i tam przez lata zapracował na miano jednego z najlepszych bramkarzy. Okazał się przy tym na tyle interesującą postacią dla tamtejszych kibiców, że pewne duńskie wydawnictwo postanowiło opublikować jego autobiografię.Jej wymowny tytuł "Fucking Polak" pozbawia złudzeń tych, którzy spodziewaliby się narracji rodem z tradycji mickiewiczowskiej albo sienkiewiczowskiego pokrzepiania serc. Rzecz miała być mocna, może nawet dosadna – w sam raz, żeby sprzedać całkiem niemały nakład.

Sprawy nabrały tempa, gdy się okazało, że niektóre przemyślenia Onyszki nie licują z obowiązującymi w Danii kanonami mądrości i politycznej poprawności. Utyskiwanie na inteligencję i urodę duńskich dziennikarek sportowych być może jeszcze by mu wybaczono – choć to temat sam w sobie wielce niebezpieczny. Nie było jednak zmiłuj się, gdy na jednej ze stronic tego, jak się okazało, wiekopomnego dzieła odkryto niezbyt pochlebne opinie na temat homoseksualistów.

A właściwie – mówiąc wprost – ostry na nich atak. Sprowadza się on z grubsza do tego, że Arkadiusz Onyszko gejów nie znosi, nie cierpi patrzeć na ich czułości i generalnie jest na "nie" względem tego, co przecież w niejednym zacnym środowisku jest całkiem "trendy".

[srodtytul]Nobla nie będzie[/srodtytul]

Wywód do subtelnych nie należy, ale czy można się spodziewać czegoś innego po wątku, którego celem była prowokacja – trudno oceniać, nie znając autora i wydawcy, czy szczera w intencjach, czy jedynie obliczona na darmową reklamę, której można było oczekiwać, gdy tylko ktoś o lewicowej wrażliwości do owej feralnej stronicy dobrnie i podniesie alarm, że stała się rzecz straszna.Jakiekolwiek wchodziły tu w grę motywy, Dania się zatrzęsła. Głównie z oburzenia, ale zauważyć należy, że jednocześnie całkiem liczne rzesze Duńczyków poczęły dopisywać się jako "przyjaciele" do profilu Onyszki na Facebooku. A mniej nowatorskim czytelnikom warto wyjaśnić, że owa popularność w serwisach społecznościowych stała się ostatnio jednym z głównym mierników czyjejś towarzyskiej atrakcyjności.

Książka okazała się bestsellerem. Onyszko zyskał sławę na cały kraj i pół Europy. Jego dotychczasowy klub najwyraźniej nie chciał takiej darmowej reklamy i postanowił zakończyć z nim współpracę. Przymykał wcześniej oko na domowe problemy bramkarza, którego sąd skazał niedawno za znęcanie się nad żoną. Zarzut homofobii okazał się jednak zbyt poważny i rozstrzygający.

Historia ta jest interesująca sama w sobie. Rodak wywołujący skandal w obcym kraju kojarzy się zwykle z pijacką burdą na ulicach, a tu rzecz dotyczy bądź co bądź literatury. Zapewne dość niskich lotów, ale biografie sportowców z reguły nie powstają z marzeń o Noblach. Może się okazać, że sprzedając parę tysięcy egzemplarzy swej książki, Onyszko stał się jednym z najbardziej poczytnych aktualnie polskich pisarzy za granicą.

Skandal, jaki wywołał, ma jednak głębsze dno, zapewne nie intencjonalne. Oto bowiem na tak w sumie mało wyszukanym przykładzie można się zastanawiać, gdzie tak naprawdę przebiegają granice wolności słowa, kto je wyznacza i co się dzieje z tymi, którzy z takich czy innych powodów nie chcą się mieścić w ich ramach.

Trudno z Arkadiusza Onyszki czynić ikonę walki o wolność słowa, ale rozsądny człowiek zżyma się, słysząc niektórych gejowskich aktywistów, tym razem już z Polski, którzy zapowiadali, że uczynią wszystko, łącznie z donosami do UEFA i FIFA, aby zhańbiony ich zdaniem piłkarz nie mógł grać w polskiej lidze. Na razie skończyło się na słowach: Onyszko podpisał kontrakt w Wodzisławiu i całkiem nieźle gra.

[srodtytul]Wolność reglamentowana[/srodtytul]

Fakt, że występuje w drużynie outsidera marnej polskiej ligi, nie jest bynajmniej karą za rzekomą homofobię. Niemniej podobno alternatywą dla Odry był dobry klub z angielskiej Championship, gdzie mimo wysokiej oceny umiejętności Onyszki uznano, że homofoba nie należy zatrudniać.Kłopot tylko w tym, że to wiązane ze straszliwym oskarżeniem miano jest coraz szerzej definiowane. Właściwie podpadają pod ten paragraf wszyscy ci, którzy oburzają się na postulaty zalegalizowania małżeństw homoseksualnych i adopcji przez takie małżeństwa dzieci, i nie życzą sobie, aby w książeczkach dla maluchów mamę i tatusia rugowali tatuś i tatuś albo mamusia i mamusia.

Jeśli w twojej estetyce nie mieszczą się sadomasochistyczne scenki z parad miłości, to także nie próbuj o tym publicznie mówić, a już na pewno nie w dosadnych słowach. Homofobem możesz się stać w mgnieniu oka. Piętna tego z siebie być może już nigdy nie zmyjesz. Takie ideologiczne szaleństwo oczywiście tylko szkodzi sprawom gejów, którzy nie są spragnionymi blasku chwały medialnej aktywistami. Im szerzej i bardziej niedorzecznie definiuje się homofobię, tym skuteczniej wywołuje się wobec homoseksualistów – zwykle Bogu ducha winnych – rzeczywistą niechęć. Nikt nie lubi bowiem być oskarżany o zbrodnie, których nie popełnił.

Onyszko ma prawo nie lubić, a może nawet nie cierpieć, gejów i ma prawo o tym mówić publicznie. Jego sprawa, czy będzie robić to w wyważony sposób czy pod publiczkę. Podobnie prawo do wypowiadania niezwykle drastycznych opinii o mężczyznach – niekiedy dużo bardziej agresywnych niż tych kilka zdań z "Fucking Polak" – mają radykalne feministki, z czego ochoczo korzystają. Tyle że one nie są z tego powodu brane pod pręgierz oświeconej opinii. Co więcej, niektóre z nich dostają za to potem tytuły "kobiet roku" od bardzo opiniotwórczych dzienników.

Istnieje po prostu rażąca nierówność w debacie publicznej, w której lewicowe salony pragną decydować, co komu i jak wolno mówić. Konsekwencje dla kogoś, kto z nimi zadrze, dotychczas były głównie wizerunkowe, a więc nieszczególnie dolegliwe, jeśli ktoś nie przejmuje się opinią o sobie nadmiernie egzaltowanych środowisk. A to został okrzyknięty niegodziwcem roku, a to poświęcono mu artykuł w postępowej gazecie, gdzie rozkładano na czynniki pierwsze jego wstecznictwo, a niekiedy i gorsze przymioty.

[srodtytul]Fobie jako paragrafy[/srodtytul]

Żeby była pełna jasność – lewicowcy mają prawo gromić w swoich mediach kogo zapragną, używać ostrych sformułowań, nawet postulować kary. Problem się zaczyna, gdy ich fobie poczynają być przekuwane na zapisy prawne bądź wynikają z nich coraz poważniejsze konsekwencje dla karier zawodowych ich domniemanych bądź rzeczywistych wrogów.Wyrzucanie z klubu piłkarskiego za poglądy, które są – powiedzmy to wprost i nie w formie zarzutu – dość powszechne, to znak czasów. Ciągle dość groteskowych, ale nie jest już tak do śmiechu, kiedy uświadomimy sobie, że granice tego, co wolno bądź nie wolno mówić, przesuwają się coraz szybciej, bynajmniej nie w stronę większej wolności.

Bilans zysków i strat Onyszki nie jest oczywiście jednoznaczny. Stracił pracę w Danii, nie zyskał jej w Anglii, ale zarobił na książce i gra dalej w Polsce. Na meczach na razie nie jest wygwizdywany za swoje przekonania. Ale to akurat nie powinno dziwić lewicowych liberałów i homoseksualnych aktywistów, bo przecież dla wielu z nich Polacy o poglądach innych niż oni to zacofany, ksenofobiczny motłoch, więc trudno spodziewać się po nim należytej czujności rewolucyjnej.

[i] Autor jest politologiem, publicystą, członkiem zarządu Ośrodka Myśli Politycznej[/i]

Rzadko się zdarza, aby refleksje Polaka o otaczającej go rzeczywistości wzbudzały duże zainteresowanie poza Polską. Tak stało się ostatnio w Danii. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że duńską opinią publiczną wstrząsnęła na przykład nowa przełomowa książka o polskim antysemityzmie albo tomik słabo znanych młodzieńczych wierszy wybitnej poetki. Sprawcą zamieszania w Danii okazał się bowiem piłkarz, konkretnie bramkarz, a na dodatek – jak wieść gminna niesie – homofob.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa