Czy komuś może się pomieścić w głowie, że poseł, który miałby pełną świadomość, że swoim głosowaniem może pośrednio przyczynić się do czyjejś śmierci, mimo wszystko zagłosuje na tak?
Mowa oczywiście o ewentualnym głosowaniu nad obywatelskim projektem całkowitego zakazu aborcji, nad którym prace mogą być podjęte jeszcze w tym Sejmie, a jeśli nie w tym, to w następnym.
Rozmodleni przeciwnicy
W debacie, która toczyła się na łamach "Rzeczpospolitej", tak wiele mówiło się o początkach życia ludzkiego i jego potencjalnej ochronie, natomiast bardzo niewiele, jeśli w ogóle, na temat skuteczności ewentualnej ochrony życia poprzez restrykcyjne prawo.
Przede wszystkim jednak nie było mowy o kobietach i skutkach, jakie wywarłby na życie kobiet ciężarnych całkowity zakaz aborcji. Tak jakby ustawa, która dotyczy głównie kobiet i stanowi poważne zagrożenie dla ich życia, funkcjonowała w jakiejś próżni bez związku z ich ciałem, dobrostanem, prawem do życia i z innymi prawami obywatelskimi.
Projekt, który w założeniu ma chronić życie, praktycznie nie jest w stanie ochronić żadnego życia. Tzw. obrońcy życia powinni wreszcie przyjąć do wiadomości, że nawet najbardziej drakońskie, represyjne prawo nie zmusi kobiet do rodzenia. Owszem, mogą się zdarzyć pojedyncze przypadki, że kobieta, która nie akceptuje ciąży, nie zdoła przerwać ciąży nielegalnie, najczęściej z powodu braku pieniędzy. Jednak często los urodzonego, a nieakceptowanego dziecka kończy się tragicznie – na śmietniku, a najczęściej jest nie do pozazdroszczenia, rzadko są to dzieci szczęśliwe, kochane, z szansą na satysfakcjonujące życie i rozwój. W zdecydowanej większości przypadków kobieta wyda każde pieniądze, podejmie każde ryzyko, nawet utraty życia lub zdrowia, byle pozbyć się niechcianej ciąży.