Idą rewolucjoniści

To, co sobą reprezentuje obóz przeciwników tradycji, jest groźne i całkowicie obce dla tych wszystkich, którzy są przywiązani do chrześcijańskich korzeni naszej cywilizacji – pisze publicysta

Publikacja: 19.03.2013 23:13

Idą rewolucjoniści

Foto: Fotorzepa/Piotr Wittman

Red

W latach 2006–2007 dotychczasowy główny polityczny spór toczący się w III Rzeczypospolitej pomiędzy siłami politycznymi, wywodzącymi się z obozu solidarnościowego i spadkobiercami PZPR, został zastąpiony konfrontacją pomiędzy PiS i PO, a może ściślej: PiS przedstawiającym projekt budowania IV Rzeczypospolitej a jego przeciwnikami, wśród których najsilniejsza była PO. Tragiczna katastrofa smoleńska przyczyniła się do zaostrzenia i utrwalenia tego sporu. W dalszym ciągu żyjemy w okresie, w którym ten spór jest zjawiskiem dominującym nad polskim życiem politycznym i wyzwalającym wielkie społeczne emocje.

Od ponad dwóch lat obserwuję jednak nowe zjawisko: ofensywę obozu, otwarcie kwestionującego kształt naszej cywilizacji uformowanej przede wszystkim przez chrześcijaństwo i występującego przeciwko ważnym wątkom polskiej tożsamości narodowej.

Zdaję sobie sprawę z faktu, że określenie „obóz" nie do końca trafnie opisuje rzeczywistość. Na razie mamy przede wszystkim do czynienia ze zjawiskiem kulturowym i obyczajowym, w znacznie mniejszym stopniu politycznym, chociaż są środowiska polityczne mające ambicje, aby go reprezentować, w tym przede wszystkim Ruch Palikota. Można jednak przypuszczać, że z czasem polityczna reprezentacja tego obozu będzie szersza i wyraźniej określona.

Po raz pierwszy zobaczyłem ten obóz w akcji w Warszawie nocą 9 sierpnia 2010 roku podczas manifestacji kilku tysięcy, przeważnie młodych ludzi, skrzykniętych przez pewnego kucharza, dających wyraz nie tylko swej niechęci do „obrońców krzyża", stojącego wówczas przed Pałacem Prezydenckim przy Krakowskim Przedmieściu, ale – nierzadko – pogardy dla Kościoła i religii. Następnym aktem było powstanie Ruchu Poparcia Palikota, z którego wyłoniła się partia i jej kampania. Jej głównymi motywami były: atak na Kościół i domaganie się legalizacji miękkich narkotyków.

Sądzę, że właśnie do gustów ludzi tego obozu odwołuje się „Newsweek", często zamieszczając okładki przedstawiające księży w złym świetle. Ostatnią akcją tego obozu była kampania na rzecz przyznania prawnego statusu związkom partnerskim i histeryczna reakcja na odrzucenie przez Sejm projektów ustaw w tej sprawie.

Wspomniałem, że omawiany obóz jest przede wszystkim zjawiskiem kulturowym. Nie jest też jednorodny w swych postulatach i emocjach. Znajduje się w fazie tworzenia swej tożsamości. Sądzę, że obecnie łatwiej jest go zdefiniować poprzez wskazanie wartości i instytucji, które odrzuca, niż poprzez pozytywne wartości wnoszone do życia społecznego.

Bez zobowiązań

Jakie są najważniejsze wyróżniki tego obozu?

1. Niechęć do Kościoła, a zwłaszcza jego obecności w życiu publicznym.

Kościół jawi się zwolennikom omawianego obozu przede wszystkim jako instytucja opresyjna, zagrażająca ludzkiej wolności, poprzez wskazania i zakazy, które nie tylko kieruje do wiernych, ale także próbuje poprzez swe „zabiegi" i wpływy wprowadzać do systemu prawnego państwa. W szczególności irytuje obecność Kościoła w życiu publicznym. Ideałem zwolenników tego obozu byłby radykalny rozdział państwa i Kościoła, rozumiany także jako  nieobecność głosu Kościoła w sprawach państwa i prawa.

2. Niechęć do chrześcijańskiego dziedzictwa Polski i Europy.

Nie tylko Kościół budzi niechęć. Także ważne fragmenty chrześcijańskiego dziedzictwa naszej cywilizacji i krzyż – najważniejszy znak chrześcijaństwa. Systematycznie przecież powraca postulat usuwania krzyża z miejsc publicznych. Jaka jest przyczyna niechęci do chrześcijańskiego dziedzictwa Europy? Sądzę, że najważniejszą przyczyną jest fakt, że normy i pojęcia moralne, występujące w naszym kręgu cywilizacyjnym, zostały ukształtowane przede wszystkim przez chrześcijaństwo i w poważnej mierze znalazły rozwinięcie w europejskich systemach prawnych. Ludzie tworzący ten nowy obóz uważają często, że mają prawo tworzyć nowe wzorce i normy moralne, w gruncie rzeczy marząc o nowej, postchrześcijańskiej cywilizacji.

3. Za rewolucją obyczajową.

Nie ulega wątpliwości, że wyróżnikiem nowego obozu jest opowiedzenie się za usankcjonowaniem przez prawo radykalnych zmian obyczajowych: związków partnerskich (a w przyszłości także małżeństw homoseksualnych i ich prawa do adopcji dzieci), swobody dokonywania aborcji na życzenie kobiety, legalizacji miękkich narkotyków (ten postulat formułuje jedynie część zwolenników tego obozu).

4. Indywidualizm bez zobowiązań wobec odziedziczonych wspólnot i tożsamości.

To bardzo charakterystyczna cecha. Jednostka ma przede wszystkim prawa. Nie ma moralnych zobowiązań wobec wspólnot, które przyczyniły się do jej ukształtowania i zakorzeniły w kulturze. „Ordo caritatis" nie obowiązuje. Ideałem jest tożsamość przygodna, swobodnie kreowana i zmienna, realizowana przez wolny wybór.

Łamanie sumień

Czy nowy obóz jest zupełnie nowym zjawiskiem? Sądzę, że zasadniczo tak.

W pierwszych latach III Rzeczypospolitej obóz postkomunistyczny i część lewicy wywodzącej się z „Solidarności" usiłowały budować swą tożsamość, strasząc wizją przekształcenia Polski w państwo wyznaniowe i przeciwstawiając się prawnym ograniczeniom aborcji. Jednak zasadniczym elementem, określającym tożsamość lewicy, wywodzącej się z PZPR było odwoływanie się do nostalgii za bezpieczeństwem socjalnym z czasów PRL i lęku przed kapitalizmem.

Ze strony Magdaleny Środy, czy Jana Hartmana nie widzę gotowości do prowadzenia dialogu, ale skłonność do wygłaszania monologów, z pozycji wyższości moralnej, jaką daje reprezentowanie jedynie słusznej racji

Nowy obóz jest przede wszystkim ruchem znacznie młodszej generacji i wyraża tendencje kulturowe wyrastające ze współczesnej cywilizacji Zachodu, co oczywiście nie oznacza, że w SLD nie ma pokus, aby przejąć nad nim polityczny patronat. Są również postacie takie jak Jerzy Urban, symbolizujące personalną kontynuację antyklerykalizmu z początku lat 90.

Czy ten obóz można określić jako lewicowy? Tak, ale jest to nowy typ lewicowości, znacznie mniej egalitarny i antykapitalistyczny niż dawna lewica marksistowska i otwarty na spotkanie z tymi kierunkami kontynentalnej myśli liberalnej, które głównego przeciwnika widzą w Kościele katolickim i w konserwatyzmie.

Często można spotkać opinię, że obóz nowej lewicy rozwija się z powodu błędów Kościoła. Jestem przekonany, że ta ocena nie oddaje pełni prawdy, a nawet jest od niej odległa. Oczywiście, moralne błędy ludzi Kościoła, a także ich skrajne upolitycznienie, jak w przypadku ośrodka księdza Rydzyka, poszerzają przestrzeń dla tego obozu, ale przyczyny niechęci do Kościoła znajdują się przede wszystkim w jego zasadniczym przesłaniu, które przynajmniej od epoki oświecenia jest odrzucane przez znaczną część elit i społeczeństw Zachodu.

Jednym z naczelnych haseł obozu nowej lewicy jest tolerancja. To właśnie w imię tolerancji forsowane są postulaty usankcjonowania przez prawo radykalnych zmian obyczajowych. Jednak w praktyce czołowi przedstawiciele tego nurtu – prowadząc spór – w stosunku do swych oponentów wcale nie przyjmują tolerancyjnych postaw i wykazują mało zrozumienia dla reguł demokracji.

Dobrą ilustracją tego zjawiska jest reakcja na odrzucenie przez Sejm w pierwszym czytaniu projektów ustaw o związkach partnerskich, a w szczególności na głosowanie grupy posłów konserwatywnych z PO, na czele z Jarosławem Gowinem. Tym parlamentarzystom przypisuje się z reguły niskie intencje (lęk przed proboszczami, cyniczne kalkulacje wyborcze) i prymitywizm.

Inną ilustracją tej tendencji jest komentarz Marka Beylina (z „Gazety Wyborczej" z 29 stycznia): „Postawa polskich parlamentarzystów nie wynika więc z ideowych przekonań i wierności wartościom. Wynika z nieprzemyślanej wierności uprzedzeniom, które niegdyś przyswoili, a których nigdy potem nie chciało im się konfrontować z realnością". Ten sam autor przedstawia też gotową receptę: „PO ma jeszcze szansę (...), jeśli szybko i sprawnie wróci do kwestii praw związków partnerskich". A więc przeciwnik nie może kierować się ideowymi motywami. W najlepszym razie jest przedstawicielem ciemnogrodu. Gdy zagłosował niewłaściwie, trzeba go zmusić do posłuszeństwa, najlepiej wprowadzając dyscyplinę klubową, łamiąc sumienia.

Ulubieniec mediów

Odnoszę wrażenie, że ten sposób rozumowania to nie wyjątek, ale raczej reguła. Oglądając w telewizji wystąpienia czołowych autorytetów tego obozu: profesor Magdaleny Środy czy profesora Jana Hartmana, nie widzę z ich strony gotowości do prowadzenia dialogu, ale skłonność do wygłaszania monologów, z pozycji wyższości moralnej, jaką daje reprezentowanie jedynie słusznej racji i postępu.

Janusz Palikot, aspirujący do roli najważniejszego politycznego reprezentanta tego nurtu, wyspecjalizował się w wulgarnym obrażaniu swych przeciwników. Pomimo to (a może dzięki temu) pozostawał ulubieńcem mediów. Wydawało się, że skończyło się to po wdaniu się przez niego w obrzydliwe rozważania o wicemarszałek Sejmu Wandzie Nowickiej, należącej przecież do gwiazd tego środowiska.

Oburzenie trwało jednak tylko kilka dni: do chwili gdy Janusz Palikot zasiadł na konferencji prasowej obok Aleksandra Kwaśniewskiego, na której ogłoszono powstanie inicjatywy „Europa Plus". Kwaśniewski błyskawicznie zdjął „klątwę" z Palikota, który znowu bryluje w mediach. Swoją drogą jest czymś żałosnym, że były prezydent Polski, mający także swe niekwestionowane zasługi, wykazuje tak wielki brak wyczucia moralnego, politycznie reanimując Palikota.

Jedno nie ulega wątpliwości. Znaczna część najważniejszych mediów zdecydowanie sympatyzuje z obozem nowej lewicy. Powtarzam: ten obóz jest obecnie przede wszystkim zjawiskiem kulturowym i nie przybrał jeszcze wyraźnego politycznego kształtu. Nie wiadomo, czy zbudują go Kwaśniewski z Palikotem czy raczej SLD z Millerem, a może jednak wspólnie oba te ośrodki.

Widać też wyraźnie, że lewicowo-liberalne media i wielu celebrytów w tym obozie chętnie widziałoby przynajmniej część Platformy Obywatelskiej (oczywiście bez Gowina i konserwatystów).

Obóz ten nie jest więc dziś polityczną potęgą. Jednak to, co sobą reprezentuje, jest już teraz groźne i całkowicie obce dla tych wszystkich, którzy są przywiązani do chrześcijańskich korzeni naszej cywilizacji i polskiej tożsamości.

Autor jest historykiem i politykiem. W latach PRL w opozycji demokratycznej był liderem konserwatywnego środowiska Ruchu Młodej Polski. Po 1989 roku minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, współtwórca m.in. Unii Demokratycznej, Partii Konserwatywnej oraz Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, kandydat PO w wyborach do Sejmu oraz Parlamentu Europejskiego

W latach 2006–2007 dotychczasowy główny polityczny spór toczący się w III Rzeczypospolitej pomiędzy siłami politycznymi, wywodzącymi się z obozu solidarnościowego i spadkobiercami PZPR, został zastąpiony konfrontacją pomiędzy PiS i PO, a może ściślej: PiS przedstawiającym projekt budowania IV Rzeczypospolitej a jego przeciwnikami, wśród których najsilniejsza była PO. Tragiczna katastrofa smoleńska przyczyniła się do zaostrzenia i utrwalenia tego sporu. W dalszym ciągu żyjemy w okresie, w którym ten spór jest zjawiskiem dominującym nad polskim życiem politycznym i wyzwalającym wielkie społeczne emocje.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Jak uwolnić Andrzeja Poczobuta? Musimy zacząć działać