Tak naprawdę to trochę dziwię się przeciwnikom Donalda Tuska, że dali się ograć w sprawie strategii migracyjnej jak dzieci. Bowiem oczywiste (przynajmniej dla ekspertów) jest, że do grudnia 2024 r. polski rząd ma obowiązek przedstawić w Brukseli plan wdrażania paktu na rzecz migracji i azylu. To zestaw rozporządzeń i dyrektyw, które opisują nowe reguły ochrony granicy, przyjmowania wniosków o azyl czy zapobiegania nadużyciom na tym tle. Nie zawieszają też prawa do azylu. Natomiast na nowo określają procedury z tym związane. I tego właśnie dotyczyła czysto wiecowa zapowiedź premiera o ograniczaniu prawa do azylu, na której skupili uwagę zarówno jego protagoniści w koalicji, jak i antagoniści z wyjątkowo dzielnym w Sejmie prezydentem Andrzejem Dudą.

Opozycja już się czai na PO w sprawie migracji

Możliwe, że Donald Tusk będzie wpływał na zaostrzenie przepisów w przyszłości, mając na myśli kolejną odsłonę unijnej walki z nielegalną imigracją. Nie można tego wykluczyć. Ale to przyszłość. Pakt musi być wprowadzony w życie w całej Unii Europejskiej i żadnej alternatywy w tej sprawie nie ma. Jednocześnie ten sam rząd, z premierem na czele, poddawany jest presji środowisk przedsiębiorców w sprawie luki na rynku pracy. Musi więc przygotować ryzykowną strategię importu siły roboczej z zagranicy. Nie jest to łatwe, bo tu na każdy błąd czekają przeciwnicy z ław opozycji, którzy, choć sami w tej sprawie nie mają czystych rąk, w przeddzień wyborów prezydenckich już się czają, by zaatakować Platformę w sprawie migrantów i migracji.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Prezydent i premier zamienili się rolami. Na czym polega kopernikański przewrót Tuska

Donald Tusk dostał szacha, ale nie mata

Oto więc mamy na politycznej tarczy klasycznego szacha, ale nie mata. Sytuacja tylko z pozoru jest dla Tuska bez wyjścia. Bo prawdziwy mistrz zawsze ma jakieś rozwiązanie w zanadrzu. I tu Tusk znów pokazał swoją biegłość. Trudny temat zakrył opowieścią o ochronie polskich granic i ograniczeniem prawa do azylu. Mówiąc krótko, ukradł narrację prawicy i zostawił przeciwnika z rozdziawioną gębą. Bo jak atakować Tuska za to, że chce bronić Polski przed nielegalną migracją i „ograniczyć prawo azylu” dla ludzi podszywających się pod uchodźców politycznych? Trudne to. Można głupio zagadać o problemach białoruskiej opozycji jak Andrzej Duda albo odwrócić się tyłem do sali jak Jarosław Kaczyński w Sejmie. I to wszystko. Jednocześnie Donald Tusk ma wolne ręce. Spokojnie i bez większego echa przedstawia strategię pozyskiwania rąk do pracy i przygotowuje po cichu wdrożenie paktu. Już bez emocji, bo te spaliły się przy sprawie azylu.

Rozgrywka zamknięta? Otóż nie całkiem. Zostaje bowiem realny problem zapewnienia polskiej gospodarce rąk do pracy. A tu – by zaspokoić rzeczywiste potrzeby – niezbędne jest sprawne państwo. I promigracyjne nastawienie Polaków. Będzie o to trudno przy antyimigranckiej narracji po obu stronach partyjnego sporu. W tym sensie Tusk dolał do ogniska benzyny. Oby nie przesadził.