Marek Migalski: W Polsce, czyli między Wschodem a Zachodem

Donald Tusk doskonale wyczuwa nastroje wyborców. Wie, że nie jesteśmy tylko zachodnioeuropejscy, ale że mamy w sobie silny element wschodnioeuropejskości. I gra na obydwu tych strunach.

Publikacja: 02.10.2024 04:29

Donald Tusk (na zdjęciu z ministrami Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i Tomaszem Siemoniakiem) w cza

Donald Tusk (na zdjęciu z ministrami Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i Tomaszem Siemoniakiem) w czasie jednego z posiedzeń sztabu kryzysowego

Foto: MACIEJ KULCZYŃSKI/PAP

Stary dowcip mówi o tym, że gdy Francuz wybierał się do Moskwy, a Rosjanin do Paryża i spotkali się w połowie podróży w Warszawie, to obaj mieli wrażenie, że dotarli do celu swej wyprawy. Bo rzeczywiście, Polska jest trochę z Zachodu, ale też trochę ze Wschodu. Żeby zatem rządzić Polakami, trzeba mieć tę wiedzę. Wygląda na to, że Donald Tusk posiadł ją co najmniej w takim stopniu jak Jarosław Kaczyński.

Czy Tusk przestał rozumieć wyborców?

Być może lekką przesadą było nazwanie Tuskowego sposobu walki z powodzią „putinadą”, ale to, jak zaprezentował się rodakom nasz premier, daleko odbiegało od zachodnich standardów, natomiast zbliżało nas do zachowań charakterystycznych właśnie dla polityków postsowieckich. Te niekończące się i relacjonowane na żywo posiedzenia sztabu kryzysowego, lekkie besztanie swoich podwładnych, odpytywanie o sytuację w poszczególnych gminach, wchodzenie do zniszczonych budynków – wszystko to rzeczywiście bardziej przypominało socjotechnikę stosowaną na Kremlu niż zachowania kanclerza Niemiec czy prezydenta Francji. Pokazało prezesa Rady Ministrów jako ojca narodu, surowego, ale sprawiedliwego cara, który osobiście ingeruje w najbardziej nawet szczegółowe kwestie i dyscyplinuje złych bojarów. Tak nie działa nowoczesne państwo – tak działa niewydolna autokracja, w której o odstrzale bobrów lub odbudowie jakiejś szkoły rozstrzyga osobiście wódz.

Czytaj więcej

Najnowszy ranking zaufania IBRiS, pierwszy po powodzi. Nagle wystrzelił wynik Donalda Tuska

Ale czy Tusk pomylił się co do oczekiwań demos? W żadnym stopniu! Sondaże pokazują, że co najmniej wyszedł z tego kryzysu obronną ręką, a może nawet zyskał nieco w oczach opinii publicznej. Dlaczego? Bo lubi ona właśnie taki sposób prowadzenia spraw politycznych i taki rodzaj przywództwa. Premier nie po raz pierwszy pokazał, że lepiej rozumie wyborców niż jego doradcy, a już zwłaszcza autorytety dziennikarskie, moralne i naukowe.

Gdyby powódź przyszła w czasach rządów PiS, ówczesny premier zachowywałby się tak jak obecny

Tak przecież było już w kampanii wyborczej sprzed roku. Gdyby słuchał samozwańczych podpowiadaczy, przegrałby z PiS i dziś oblizywałby polityczne rany. Ale on zapowiedział zmianę programu 500+ na 800+, wzmocnienie, a nie zburzenie, muru na granicy z Białorusią, uszczelnienie granic przed napływem imigrantów, rozszerzenie świadczeń socjalnych itp. Salony i redakcje wyły, ale on w ten sposób odsyłał na polityczną emeryturę Kaczyńskiego. Przejmując agendę PiS, udoskonalając ją, wzmacniając, stawał się panem polskich serc. Tylko bowiem upodabniając się do przeciwnika, przejmując część jego programu i retoryki, można go pokonywać.

I kiedy dziś widzimy Tuska w powodziowej kurtce, który zapewnia, że każdy szabrownik skończy w więzieniu, lub gdy ruga opozycję za zgłaszanie uwag co do zarządzania walką z powodzią, to przecież świetnie rozumiemy, że robi to, co robiłby na jego miejscu Mateusz Morawiecki czy sam Jarosław Kaczyński. Kiedy zwołuje w sobotę transmitowane na żywo posiedzenie rządu, na którym odpytuje poszczególnych ministrów, a oni posłusznie meldują o wykonaniu powierzonych im zadań, to przecież wiemy, że pisowcy, gdyby byli u władzy, robiliby to samo. Z jakiego powodu? Bo tego chcą wyborcy.

Czytaj więcej

Czy rząd Donalda Tuska dobrze radzi sobie z powodzią? Polacy są podzieleni

Polacy kochają pokazówki, więc politycy idą za ich głosem

Na pytanie, dlaczego w Polsce nie jest tak dobrze, jak w Danii czy w Szwecji, najprostsza odpowiedź brzmi: bo w Polsce mieszkają Polacy, a nie Duńczycy czy Szwedzi. Politycy są jedynie odbiciem swych elektoratów – gdyby te drugie miały wysokie wymagania, ci pierwsi musieliby je spełniać (jeśli chcieliby nadal pełnić swe funkcje). Najwidoczniej zatem nasi rodacy chcą „putinady”, bo inaczej politycy by jej nie organizowali. Zachodni Europejczycy pogoniliby premiera, który zamiast pozwolić służbom działać, organizuje wielogodzinne nasiadówki sztabu kryzysowego, na których osobiście „koordynuje” pomoc państwa. Polacy natomiast takie pokazówki kochają – tak jak Rosjanie kochają swego prezydenta za to, że jeździ z gołym torsem na koniu, wyławia z morza starożytne amfory, „pilotuje” osobiście wojskowe odrzutowce lub walczy na macie. Politycy są jedynie emanacją demosów i każda populacja ma takie przywództwo, na jakie zasługuje.

Koniecznie trzeba grać na dwóch strunach

Tusk zrozumiał, że nie jesteśmy tylko zachodnioeuropejscy, ale że mamy w sobie silny element wschodnioeuropejskości. I gra na obydwu tych strunach. Gdy trzeba pobudza jedną – wtedy mówi o państwie prawa, konstytucji, autostradach, wolnych mediach itp. Ale gdy jest potrzeba, potrafi zagrać na tej drugiej – wówczas ogłasza pomysł organizacji w Polsce igrzysk olimpijskich, kastracji pedofilów, wsadzania do więzień szabrowników oraz transmitowania posiedzeń sztabu kryzysowego.

To, co łączy obecnego szefa rządu z prezesem PiS, to adekwatna wizja polskich wyborców. Nie jest ona bardzo pochlebna. Ale właśnie dzięki niej, dzięki dostrzeżeniu w demosie owego wschodniego pierwiastka, obaj ci przywódcy od niemal ćwierćwiecza rządzą rodzimą polityką. Właśnie dzięki temu – prawidłowemu dostrzeżeniu faktu, iż jesteśmy trochę zachodni, ale trochę także wschodni. Witajcie w Polsce – ni to we Francji, ni to w Rosji.

Autor jest politologiem, prof. UŚ

Stary dowcip mówi o tym, że gdy Francuz wybierał się do Moskwy, a Rosjanin do Paryża i spotkali się w połowie podróży w Warszawie, to obaj mieli wrażenie, że dotarli do celu swej wyprawy. Bo rzeczywiście, Polska jest trochę z Zachodu, ale też trochę ze Wschodu. Żeby zatem rządzić Polakami, trzeba mieć tę wiedzę. Wygląda na to, że Donald Tusk posiadł ją co najmniej w takim stopniu jak Jarosław Kaczyński.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Dlaczego Polska nie chce ekshumacji na Wołyniu?
Materiał Promocyjny
Sieci, czyli wąskie gardło transformacji energetycznej
Opinie polityczno - społeczne
Strzembosz: Natura skorpiona, czyli patologia polskiego systemu partyjnego
analizy
Alkohol w tubkach kusi kolorami
felietony
Marek A. Cichocki: Niepoprawna racja stanu
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: Bitwa o pamięć. Donald Tusk zrozumiał, że potrzebuje wpływu na historię