Przez ponad siedem pokoleń Francuzi nie czuli nic poza współczuciem, gdy mówili o Polsce. Był to naród, który kochali, ponieważ był katolicki, romantyczny i odważny.
Bonaparte i Clemenceau przywrócili mu prawa odpowiednio w 1807 i 1919 roku. Ale Francuzom było również bardzo żal Polski, tak źle potraktowanej przez współczesną historię, która widziała ją trzykrotnie podzieloną (między Rosję, Prusy i Austrię) pod koniec XVIII wieku; trzykrotnie zrywającą się w poszukiwaniu wolności (1830, 1863, 1944) w powstaniach, które były równie daremne, co krwawe – pierwsze dwa przeciwko Imperium Rosyjskiemu, trzecie przeciwko Trzeciej Rzeszy. Przy czym Armia Czerwona nie kiwnęła palcem, by pomóc powstańcom. Później stającą się przedmiotem potajemnego podziału, a następnie ataku Hitlera i Stalina we wrześniu 1939 r., by po zakończeniu II wojny światowej wyjść z niej z sześcioma milionami ofiar (w tym prawie wszystkimi z trzech milionów Żydów zamordowanych przez nazistów) i ostatecznie pozostawiona przez Zachód na pastwę sowieckiego totalitaryzmu na konferencjach w Jałcie i Poczdamie (luty i lipiec 1945 r.).