Daria Chibner: Japończycy tworzą serial inspirowany biografią Kopernika. Znowu inni zarabiają na naszej historii

Możemy stękać i narzekać, że japońskie anime o Koperniku nie będzie miało nic wspólnego z prawdą historyczną, że to jakaś opowiastka dla młodzieży, straszna popkultura bez żadnych wyższych wartości. Ale my sami polskiej historii i kultury za bardzo nie chcemy ani promować, ani sprzedawać.

Publikacja: 14.08.2024 17:38

Anime inspirowane Kopernikiem ma mieć premierę w październiku 2024 roku

Anime inspirowane Kopernikiem ma mieć premierę w październiku 2024 roku

Foto: Materiały Prasowe

Japończycy postanowili nakręcić anime (serial animowany) inspirowany biografią Kopernika. „Chi.: Chikyuu no Undou ni Tsuite” („Kula: O obrotach Ziemi”) przedstawia historię Rafała żyjącego w XV-wiecznej Polsce (nazywanej tam królestwem P.), obdarzonego niezwykle bystrym umysłem, zamierzającego podjąć studia teologiczne na uniwersytecie. Jednak pewnego dnia spotyka pewną tajemniczą postać i poznaje heretycką prawdę o świecie. A w tym świecie heretyków często i gęsto pali się na stosach…

To oczywiście niejedyna historyczna rozbieżność między tą produkcją a historią. Z trailera widać, że średniowieczna Polska przypomina bardziej coś na kształt fantazji o europejskim średniowieczu, bowiem zewsząd spoglądają majestatyczne zamki, pewnie będzie też pełno rycerzy oraz niegodziwych władców. Anime jest adaptacją mangi o tym samym tytule, która w 2022 r. zdobyła główną nagrodę w Tezuka Osamu Cultural Prize, czyli najważniejszym konkursie w świecie literackiego komiksu. Co ciekawe, mimo wielu wydawnictw wydających japońskie komiksy w Polsce nie słychać nic o planach przetłumaczenia tego tytułu na nasz rodzimy język. 

Japończycy już dawno odkryli, jak należy sprzedawać historię i kulturę

I możemy stękać i narzekać, że to przecież nie będzie miało nic wspólnego z prawdą historyczną, że to jakaś opowiastka dla młodzieży, straszna popkultura bez żadnych wyższych wartości, kto to w ogóle widział i kto to słyszał takie rzeczy wyprawiać. Jednak takie pojękiwania nie zmienią tego, że większość świata o tym, że istniało jakieś królestwo P. i żył tam jakiś człowiek, który miał osiągnięcia w astronomii, dowie się właśnie z japońskiej produkcji. Bo my samych siebie za bardzo nie chcemy ani promować, ani sprzedawać. Zwłaszcza w popkulturowej formie, gdyż to dla większości naszych szanownych ekspertów i specjalistów jest raczej forma obrazy, a nie sztuki.

W końcu bohaterowie historyczni mają zostać tam, gdzie ich miejsce – na kartach podręczników, akademickich prac i w głowach ekspertów. Mają nudzić, a nie podbijać serca

Sama pamiętam, jak dawno temu, gdy jeszcze uczyłam się w gimnazjum, natrafiłam na komiks „Aż do nieba” (org. „Ten no Hate Made – Poland Hishi”) Ryoko Ikedy opowiadający o życiu księcia Józefa Poniatowskiego. Przyniosłam go na lekcję historii, myśląc, że możemy o nim porozmawiać, kiedy dojdziemy w końcu do tego etapu naszej historii. Niestety, historyk był oburzony. Nie dość, że był to „jakiś komiks”, to jeszcze nic się tam nie zgadzało – bo ktoś miał siostrę, a przecież w rzeczywistości miał brata (lub na odwrót), tego wydarzenia nie było, a co gorsza, główna oś fabuły toczyła się wokół jakiegoś romansu. Cóż, liczyłam na pochwałę za pozalekcyjne zaangażowanie, a dostałam jedynie naganę i wyśmianie na forum klasy. W końcu bohaterowie historyczni mają zostać tam, gdzie ich miejsce – na kartach podręczników, akademickich prac i w głowach ekspertów. Mają nudzić, a nie podbijać serca.

Czytaj więcej

Dragon Ball. Fenomen który trwa do dzisiaj

Japończycy poszli zupełnie inną drogą. Obserwując Amerykanów, szybko odkryli, jak należy „sprzedać się na zewnątrz”, a zatem nie zaczynać z wysokiego C, lecz raczej postawić na uniwersalne historie, które mogą spodobać się w każdym miejscu na świecie, ubrane oczywiście w ich narodowe szaty. I tak jak każdy wie, kim jest kowboj, tak samo wszyscy wiedzą, kim jest samuraj. Co więcej, wykształcili specyficzną popkulturową estetykę swoich komiksów i animacji, toteż sporo ludzi wie też, co to jest manga i czym jest anime. Owszem, wielu nie podoba się ta estetyka, mierzi ich forma, przerysowanie, narracyjne klisze. Inni jednak są zakochani i zafascynowani, chłoną ten całkowicie odmienny świat, coraz bardziej interesując się Japonią. A także dbając o jej rozwój gospodarczy, kupując kolejne komiksy, filmy, figurki i inne gadżety z ukochanych serii.

Popkultura pozwala zaistnieć na arenie międzynarodowej

Bo to nigdy nie jest tak, że popkultura istnieje w próżni. Zawsze odsyła do czegoś poza sobą. I nie chodzi wyłącznie o ekonomiczny zysk, ale również o stopniowe przedzieranie się ogólnej wiedzy o danym kraju, o jego istnienie na międzynarodowej arenie i w umysłach ludzi na całym świecie.

Nie bez powodu Japończycy wzięli się za kolejny skrawek polskiej historii. Poprzez seriale, komiksy (wspominane przeze mnie „Aż do nieba” powstało już w 1991 roku!, a to był dopiero początek – w 2018 r. powstał choćby „Forest of Piano”, gdzie główną rolę gra muzyka Chopina) i inne dzieła nasz kraj zyskuje tam coraz większą popularność. Wydawane są tam poważne prace naukowe o rotmistrzu Pileckim, Januszu Korczaku; „Lalka” Bolesława Prusa także została przetłumaczona na japoński i była nawet dość popularna. A o tym, jak Kraj Kwitnącej Wiśni jest popularny u nas dzięki mandze i anime, to już nawet nie muszę wspominać. Wystarczy popatrzeć na liczbę publikacji, tłumaczonych książek, wydawanych komiksów i kandydatów na studia japonistyczne.

Dlaczego Polacy nienawidzą popkultury

Dlaczego nie możemy iść podobną drogą? Czemu nie stworzymy z naszych sarmatów, Zagłobów i Zawiszy Czarnych bohaterów współczesnej popkultury? Czym są oni gorsi od samurajów i kowbojów?

Po pierwsze, niestety, popkultura u nas jest czymś gorszego sortu. Te wszystkie komiksy, gry komputerowe, animacje to przecież zabawa dla dzieci i ludzi o małych rozumkach, to nie jest „poważna kultura”. Co z tego, że wiele popkulturowych dzieł zadaje poważne metafizyczne pytania, skoro nasze szanowne gremia usilnie starają się nie zauważać, że wiele się zmieniło od czasów pierwszych komiksów i animacji i że może być tam przekaz dla „poważnych dorosłych”. Już widzę ten szok i niedowierzanie takich malkontentów, gdyby zobaczyli, jak Japończycy wysłali swoich narodowych bohaterów do walk z potworami, przenosili ich w czasie, pozwalali im ścierać się z wampirami, zakładać kawiarnie, a nawet zmieniać się w zwierzęta. Ale dzięki temu nasza młodzież prędzej skojarzy, kim jest Oda Nobunaga niż Józef Poniatowski.

Od niedawna staramy się naśladować zachodnie trendy i dostaliśmy „Kosa” i serial „1670”. I niby jest trochę śmiesznie, ale przede wszystkim biednie, bo widać, że to wszystko podróbka

Po drugie, wciąż dręczy nas uczucie małości i małej wagi w stosunku do reszty świata. No bo kto by tam na Zachodzie chciał oglądać coś o Kościuszce, Radziwiłłach czy Beniowskim, przecież nikogo to nie interesuje. Nie interesuje przede wszystkim dlatego, że wciąż nie mamy i nawet nie staramy się mieć odpowiedniej popkulturowej formy dla naszej estetyki. Ludzie chcą oglądać wciągające historie, a nie podręcznikowe rozprawki. Od niedawna staramy się naśladować zachodnie trendy i dostaliśmy „Kosa” i serial „1670”. I niby jest trochę śmiesznie, ale przede wszystkim biednie, bo widać, że to wszystko podróbka. W tym sensie, że jedynie naśladujemy obcy nam popkulturowo język. Dlatego czuć tam sztuczność, a i za wiele wyrafinowania tam nie znajdziemy. Zamiast mówić o sobie, własną i unikalną formą, ponownie tylko oglądamy się na formę.

Potrzebujemy polskiej popkultury

Dlatego potrzebujemy własnej mangi i anime, własnych samurajów i kowbojów, naszych opowieści o superbohaterach. Jednak nie naśladownictwa, lecz całkowicie unikalnej popkulturowej estetyki. Zanim zaczniemy ekranizować i tworzyć, najpierw trzeba go wytworzyć, stopniowo, metodą prób i błędów. Bo ludzie chcą to czytać i oglądać, o ile zostanie to odpowiednio podane. Ale na pewno nie w tak paskudnej, archaicznej formie, jak ma to miejsce w przypadku filmu animowanego „Quo Vadis: miecz miłości”.

Mamy przecież dowód, że dla Japończyków nawet historia Kopernika okazała się idealnym materiałem na serial. Niestety, wymaga to całkowitej zmiany naszego myślenia o popkulturze. Inaczej będziemy musieli się zgodzić na to, że o nas znów będą opowiadać inni. I na tym zarabiać.

Japończycy postanowili nakręcić anime (serial animowany) inspirowany biografią Kopernika. „Chi.: Chikyuu no Undou ni Tsuite” („Kula: O obrotach Ziemi”) przedstawia historię Rafała żyjącego w XV-wiecznej Polsce (nazywanej tam królestwem P.), obdarzonego niezwykle bystrym umysłem, zamierzającego podjąć studia teologiczne na uniwersytecie. Jednak pewnego dnia spotyka pewną tajemniczą postać i poznaje heretycką prawdę o świecie. A w tym świecie heretyków często i gęsto pali się na stosach…

To oczywiście niejedyna historyczna rozbieżność między tą produkcją a historią. Z trailera widać, że średniowieczna Polska przypomina bardziej coś na kształt fantazji o europejskim średniowieczu, bowiem zewsząd spoglądają majestatyczne zamki, pewnie będzie też pełno rycerzy oraz niegodziwych władców. Anime jest adaptacją mangi o tym samym tytule, która w 2022 r. zdobyła główną nagrodę w Tezuka Osamu Cultural Prize, czyli najważniejszym konkursie w świecie literackiego komiksu. Co ciekawe, mimo wielu wydawnictw wydających japońskie komiksy w Polsce nie słychać nic o planach przetłumaczenia tego tytułu na nasz rodzimy język. 

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: gdzie „Pan Bóg i Polacy” widzą prezesa IPN?
Opinie polityczno - społeczne
Kozubal: dlaczego polskie wojsko jest ślepe i nieme
Opinie polityczno - społeczne
Warzecha: Zero logiki, maksimum zemsty
Opinie polityczno - społeczne
Paweł Łepkowski: Prezydencka debata telewizyjna w USA: mission impossible Kamali Harris?
analizy
Jacek Nizinkiewicz: Donald Tusk popełnił drugi błąd i dał PiS groźną broń do ręki
Opinie polityczno - społeczne
Ambasador Izraela: Oskarżenia o ludobójstwo przypominają pomówienia o mord rytualny