Czy Kennedy'ego zabiła przypadkowa kula?
John Fitzgerald Kennedy, 35. prezydent Stanów Zjednoczonych, zginął w zamachu 22 listopada 1963 r. w Dallas. Może wytłumaczenie tej tragedii jest znacznie bardziej prozaiczne i banalne, niż chcieliby to przyznać twórcy dotychczasowych teorii?
Jednak operacja przewiezienia rakiet
z głowicami nuklearnymi była ściśle tajna. Kiedy więc wywiad wojsk
powietrznych USA dostarczył niezbitych dowodów na to, że na Kubę płyną rakiety
z głowicami nuklearnymi, w Białym Domu wybuchła panika.
Zainstalowanie takiej broni na Kubie oznaczało, że duża część kontynentalnych
stanów USA znajdzie się w zasięgu ataku nuklearnego z obszaru Morza
Karaibskiego. Kennedy, który obiecywał pokój, teraz doprowadził
z Chruszczowem świat na skraj atomowej zagłady. Należy jednak pamiętać, że
wtedy Sowieci mieli zaledwie cztery międzykontynentalne rakiety balistyczne
(ICBM) typu R-7 Semiorka. Tego typu pociski posiadały maksymalny zasięg 5500 km
i były bardzo nieprecyzyjne. Oznaczało to, że cztery sowieckie
rakiety nie mogły nawet z baz znajdujących się w NRD dosięgnąć Nowego
Jorku. Stąd Kuba stała się idealnym stanowiskiem operacyjnym dla wyrzutni
sowieckich. O prezydencie Kennedym krąży legenda, że swoją stanowczością i spokojem
uratował świat. To nieprawda. Wielu jego współpracowników wspomina, że całkowicie
się załamał i nie umiał podjąć racjonalnych decyzji.
Kennedy nie umiał wykorzystać przewagi USA
Kiedy otrzymał raport wywiadowczy, z którego wynikało,
że do października 1962 r. Sowieci planowali budowę 75 pocisków ICBM, nie
zrobił nic, aby powstrzymać te działania. A przecież w tamtym czasie
Stany Zjednoczone dysponowały precyzyjnymi 170 pociskami ICBM i szybko
budowały kolejne. Moskwa i najważniejsze miasta europejskiej części ZSRR
były w zasięgu amerykańskich rakiet. Amerykanie posiadali również osiem
okrętów podwodnych typu „George Washington” i „Ethan Allen”, zdolnych do
wystrzelenia 16 pocisków balistycznych Polaris, każdy o zasięgu 2500 mil
morskich (4600 km).
Przewaga Ameryki i wojsk NATO była bezdyskusyjna. Także
pod względem sił konwencjonalnych Amerykanie przewyższali Sowietów. To więc, że
Ameryka tak łatwo została zastraszona w czasie kryzysu kubańskiego,
wynikło także w pewnym stopniu z osobowości prezydenta Kennedy’ego.
Hollywood często portretuje Johna i Roberta Kennedych jako ludzi, którzy
uratowali świat, a ich doradców wojskowych i szefów sztabów – jako
twardogłowych konserwatywnych „jastrzębi”, gotowych do wywołania globalnej pożogi
atomowej. Nic bardziej mylnego: to fałszywa interpretacja historii w stylu
Olivera Stone’a. Świata nie uratowali dwaj zdezorientowani i zagubieni
populiści, ale ludzie w mundurach, którzy twardo postawili się sowieckiemu
szantażowi. Warto o tym pamiętać w obliczu nowego kryzysu kubańskiego.
Dlaczego Putin eskaluje konflikt?
Czy Władimir Putin blefuje tak jak Chruszczow? Czy próbuje jedynie wywołać
panikę wśród Amerykanów na pięć miesięcy przed wyborami prezydenckimi w USA? Czy
naprawdę szykuje się do ostatecznej wymiany ciosów, której świat nie przetrwa?
Rosyjski dyktator zapewne oglądał transmisje telewizyjne
obchodów 80. rocznicy lądowania Aliantów w Normandii. Czy zwrócił uwagę na
kondycję fizyczną i psychiczną prezydenta Joe Bidena? Przecież nie można
ukrywać tego, co widzi każdy człowiek na świecie. Niedawno, podczas przemówienia
do swoich zwolenników na jednym z wieców wyborczych, amerykański prezydent mówił
o spotkaniu przywódców G7. Pomylił przy tym prezydenta Francji Emmanuela Macrona z nieżyjącym
od 26 lat byłym prezydentem Francji François Mitterandem. Nie potrafił sobie także przypomnieć
nazwiska kanclerza Niemiec. Podczas uroczystości w Normandii zignorował przywitanie
z królem Holandii i królem Belgów, być może myląc ich z organizatorami.