Maciej Wierzyński o mediach

W rozwiniętych demokracjach są media utrzymywane ze środków publicznych. Ale rząd i partie nie oczekują od nich w zamian dyspozycyjności – pisze publicysta.

Aktualizacja: 23.02.2016 06:40 Publikacja: 22.02.2016 18:12

Władza musi dysponować własnym kanałem informacyjnym – uważa Krystyna Pawłowicz

Władza musi dysponować własnym kanałem informacyjnym – uważa Krystyna Pawłowicz

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Zapytajmy najpierw, po co są media. Media są po to, aby informować obywateli, tworzyć miejsce dla debaty publicznej. Sprawują też funkcję kontrolną: patrzą rządzącym na ręce i w ten sposób ograniczają skłonność każdej władzy do nadużyć.

Dzięki mediom obywatele dowiadują się, jak funkcjonuje kraj, jego życie polityczne, gospodarcze i społeczne. Za sprawą debat zapoznają się z różnymi opiniami na te tematy. Informacje i opinie potrzebne są obywatelom do podejmowania racjonalnych decyzji i dlatego media są uważane za konieczny element dobrze funkcjonującego systemu demokratycznego.

Różne formy mecenatu

Obok funkcji informacyjnej i opiniotwórczej media pozwalają uczestniczyć w kulturze i dostarczają rozrywki. Wszystkie te funkcje mogą wypełniać zarówno media komercyjne, jak i publiczne. Jednak media komercyjne pracują przede wszystkim dla zysku. Produkują to, na czym da się zarobić. Im ostrzejsza konkurencja, tym bardziej skłonne są schlebiać najniższym gustom publiczności.

Media publiczne nie zostały stworzone do przynoszenia zysku. Kraje cywilizowane powołały je, aby zaspokoić te potrzeby, których nie zaspokajają media komercyjne. A nie zaspokajają dlatego, że na nich nie można zarobić. W Polsce potrzeby, na których zaspokojeniu zarobić nie można, nazywa się misją. Są to przede wszystkim potrzeby informacyjne i wyższe potrzeby kulturalne. Ich zaspokojeniu powinny służyć media publiczne.

W tym sensie media publiczne podobne są do muzeów, teatrów czy filharmonii, a wiec instytucji, które same na rynku utrzymać się nie mogą, ale uznano je za nieodzowne dla zdrowo rozwijającego się społeczeństwa i dlatego w wielu krajach korzystają z różnych form mecenatu. Może to być mecenat wyłącznie państwowy, ale bywa także prywatny.

Kiedy mówimy o mediach publicznych, mamy na myśli na ogół media elektroniczne: radio i telewizję. Dzieje się tak z powodów historycznych. W biznesie medialnym pierwsze były gazety. Postęp techniczny przyniósł rozwój radia, a następnie telewizji. Ten rozwój był jednak regulowany przez państwo, które utrzymywało porządek w eterze i w większości krajów europejskich ustanawiało państwowe monopole radiowe i telewizyjne. Te instytucje znajdowały się pod kontrolą rządów i w skrajnych przypadkach były potężnym instrumentem propagandy, indoktrynacji, a także zastraszania.

W Polsce na przykład w taki sposób użyto mediów elektronicznych po wprowadzeniu stanu wojennego. Lawina obezwładniających kłamstw i gróźb miała przekonać zrewoltowane społeczeństwo o wszechpotędze władzy. W Europie Zachodniej media elektroniczne ewoluowały w kierunku utrzymywanych ze środków publicznych organizacji medialnych spełniających funkcje informacyjne i kulturowe.

Inaczej przebiegał rozwój mediów elektronicznych w Stanach Zjednoczonych. Najpierw rozwinęły się te komercyjne, a dopiero stosunkowo niedawno, bo w latach 60., media publiczne. Powstały jako reakcja na dewastującą rolę wielkich sieci telewizji komercyjnej. Ich produkcję szef amerykańskiego urzędu decydującego o przydziale częstotliwości nazwał „ogromnym śmietniskiem" i apelował o stworzenie ze środków publicznych telewizji wolnej od presji zarabiania pieniędzy i konieczności podlizywania się widzom. Telewizji, która miała informować, edukować, pokazywać programy dla dzieci, wolnej od przemocy, sensacji, idiotycznych sitcomów. Z tej idei zrodziła się Corporation for Public Broadcasting, czyli instytucja dofinansowująca niekomercyjne stacje telewizyjne i radiowe w USA.

Bez większego ryzyka można powiedzieć, że stosunek do mediów publicznych jest miarą rozwoju społeczeństwa demokratycznego. W rozwiniętych demokracjach utrzymywane są one ze środków publicznych, ale rząd i partie polityczne nie oczekują w zamian dyspozycyjności. Nacisk na służbę interesowi publicznemu, ale nie na służbę rządowi, świadczy o rozwiniętej demokracji w stylu brytyjskim, niemieckim lub amerykańskim. Oczekiwanie, że media publiczne będą instrumentem wspierającym przedsięwzięcia władzy, to symptom poważnych schorzeń demokracji.

Pas transmisyjny

W Polsce mediów publicznych w zachodnim rozumieniu nigdy nie było. Rząd Tadeusza Mazowieckiego odziedziczył telewizję po PRL, jako jeden z centralnych urzędów. Było więc rzeczą naturalną, że obsadził ją swoimi ludźmi i próbował zaprząc do popierania swojej polityki. Nowa władza zniosła jednak cenzurę i byłoby niesprawiedliwością opisywać jej stosunek do mediów jako kontynuację obyczajów peerelowskich. Powstała wolna prasa, w tym jadowicie krytyczne „Nie", wychodziła „Trybuna", a plan Balcerowicza krytykowany był i z prawa, i z lewa. Ale rezygnowanie ze służebnej roli radia i telewizji jako instrumentu rządzenia przychodziło nowej elicie politycznej z trudem. Kiedy wybory wygrał Lech Wałęsa, premier Jan Krzysztof Bielecki powołał nowe kierownictwo mediów publicznych.

Porządek medialny ustanowiony w Polsce przez ustawę z roku 1992 oddzielił wprawdzie radio i telewizję od rządu, ale podporządkował je politykom. Skład władz mediów publicznych zawsze odzwierciedlał układ sił w parlamencie, a pluralizm rozumiano jako podział stanowisk między nominatów współrządzących partii politycznych. PiS rządzi sam, więc nie widzi powodu, żeby dzielić się władzą w mediach z innymi. Natomiast nowym osiągnięciem na drodze wymuszania posłuszeństwa jest bezpośrednie podporządkowanie mediów rządowi.

Posłanka Krystyna Pawłowicz na portalu wPolityce wyłożyła to szczerze: „W systemie przedstawicielskim wyborcy od wskazanej przez siebie władzy oczekują wykonania wyborczych obietnic, a władza o postępach i przeszkodach w ich realizacji MUSI jakoś wyborców/społeczeństwo informować. Nie robi tego listami poleconymi ani plakatami czy obwieszczeniami, nie wykrzykuje na rynku, nie korzysta z cudzego pośrednictwa »przez grzeczność«. Władza MUSI w tym celu dysponować własnym, niezależnym kanałem informacyjnym. Wybrana grupa polityczna ma więc prawo, a nawet musi mieć dostęp do dysponowania takim narodowym, publicznym środkiem, by po prostu móc skutecznie działać oraz by obywatelskie prawo do niezniekształconej oficjalnej informacji było realizowane. To oczywisty wymóg rządzenia z wyborczego mandatu społecznego: niezniekształcony przepływ informacji do władzy i od władzy".

Za socjalizmu mówiło się, że media to pas transmisyjny między partią a klasą robotniczą. Teraz media publiczne mają być pasem transmisyjnym między PiS a narodem. I rządzący twierdzą, że bez tego pasa rządzić się nie da. Rzeczywiście, posłuszne media bardzo ułatwiają rządzenie. Są jednak kraje, i to nieźle prosperujące, w których media publiczne nie są narzędziem władzy. BBC ma w swojej karcie zapisaną niezależność, a wśród jej zadań nie ma słowa o tym, że ma pomagać rządowi, czyli – jak się to u nas mówi – tworzyć dla jego działań osłonę propagandową. Odwrotnie – ma wspierać obywateli i społeczeństwo obywatelskie, informować, edukować, a nie ułatwiać życie rządzącym. Amerykanie poszli jeszcze dalej i nie pozwalają rozgłośniom radiowym i telewizjom finansowanym przez władze federalne nadawać swoich programów na terytorium USA.

Walczyć o ideał

Pożytek z obecnego kryzysu widzę taki, że za kilka lat, kiedy zaczniemy reformować zreformowane przez PiS media publiczne, odejdziemy być może od wzorców utrwalonych przez ostatnie 25 lat. W Polsce bowiem mieliśmy do czynienia z państwową telewizją komercyjną, która konsekwentnie – tak jak wszystkie telewizje komercyjne – upodobniała swoją produkcję do wielkiego wysypiska śmieci. W programach informacyjnych objawiało się to wypieraniem informacji przez rozrywkę udającą informację, a w programach kulturalnych i rozrywkowych dominacją tańca na lodzie i innych tzw. formatów małpowanych z zachodnich telewizji.

W sumie jednak obrona mediów publicznych przed PiS w ich dotychczasowym kształcie jest moim zdaniem nieporozumieniem. Trzeba walczyć o ideał mediów publicznych, w Polsce dotąd niezrealizowany. Media publiczne nie powstały w naszym kraju i nie wiem, czy kiedykolwiek powstaną, bo nie obiecują politykom łatwego życia, dyspozycyjności i posad dla kolegów.

W Polsce niestety nikt nie wierzy w obiektywizm ani w to, że mogą powstać media izolowane od władzy politycznej, które będą informowały o polityce, ale nie będą poszczególnym politykom i partiom służyły. Są jednak kraje z mniejszym lub większym powodzeniem starające się ten ideał urzeczywistnić. Na przykład Wielka Brytania, USA albo Niemcy. Nie należą do nich natomiast Włochy, na które Beata Szydło powoływała się w Strasburgu jako na wzorzec, który jej rząd i partia naśladują.

Autor jest dziennikarzem i publicystą. Był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki oraz redaktorem naczelnym nowojorskiego „Nowego Dziennika". W TVN 24 prowadzi magazyn „Horyzont"

Zapytajmy najpierw, po co są media. Media są po to, aby informować obywateli, tworzyć miejsce dla debaty publicznej. Sprawują też funkcję kontrolną: patrzą rządzącym na ręce i w ten sposób ograniczają skłonność każdej władzy do nadużyć.

Dzięki mediom obywatele dowiadują się, jak funkcjonuje kraj, jego życie polityczne, gospodarcze i społeczne. Za sprawą debat zapoznają się z różnymi opiniami na te tematy. Informacje i opinie potrzebne są obywatelom do podejmowania racjonalnych decyzji i dlatego media są uważane za konieczny element dobrze funkcjonującego systemu demokratycznego.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Duda łączy Tuska z FSB, a Tusk mówi o Norymberdze, czyli Polski droga donikąd
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Polska nie ma już wyjścia – musi sprawę ludobójstwa na Wołyniu szybko załatwić
Opinie polityczno - społeczne
Władysław Kosiniak-Kamysz: Rozliczenia to nie wszystko
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Nie tylko armaty i czołgi. Propaganda Kremla również zabija
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zero jak kredyt 0 proc. Czy matematyka jest mocną stroną Donalda Tuska?
Materiał Promocyjny
Najpopularniejszy model hiszpańskiej marki