Kilka dni temu czołowy rosyjski propagandysta Władimir Sołowiow opublikował nagrania, na których siwy mężczyzna z trudem przemieszcza się po pokoju przy pomocy balkonika, siedzi półnagi, telepie się i rzuca jakimiś przedmiotami, a później spada z łóżka na podłogę. Ten widok sprawia Kremlowi przyjemność. Na nagraniu – były prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili, niegdyś najbardziej znienawidzony przez Putina przywódca na postradzieckiej przestrzeni.
Nie opuścił kraju, gdy w 2008 roku wdarli się tam Rosjanie i znajdowali się w odległości kilkudziesięciu kilometrów od stolicy. Nie miał militarnej siły, by zbrojnie wypędzić najeźdźców. Zadzwonił więc do polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który w towarzystwie przywódców Ukrainy, Łotwy, Litwy i Estonii udał się do Tbilisi. Niewykluczone, że to pomogło uratować niepodległość państwa gruzińskiego. A Saakaszwili został najbardziej rozpoznawalnym Gruzinem na świecie. W najnowszej historii tego kraju taką popularnością mógł cieszyć się jedynie Eduard Szewardnadze, ostatni szef dyplomacji ZSRR, a później prezydent Gruzji. Zmuszony do odejścia z polityki przez Saakaszwilego podczas „rewolucji róż” w 2003 roku.
Czytaj więcej
Były prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili poinformował, że zawiesił strajk głodowy, kilka godzin po jego ogłoszeniu.
Każdy, kto miał okazję rozmawiać z Gruzinami wie, jak zmienił się niegdyś ten najbardziej skorumpowany i niebezpieczny kaukaski kraj za czasów Saakaszwilego. Jedni rodacy go uwielbiają, drudzy nienawidzą. Ale nigdy nie spotkałem tam rozmówcy (a byłem kilkakrotnie w Gruzji w ciągu ostatnich pięciu lat), który nie miałby do niego szacunku. Bo już wpisał swoje nazwisko na listę „wielkich Gruzinów”, którzy tworzyli historię. I właśnie to chcą zniszczyć jego polityczni konkurenci, którzy pozwalają lokalnej służbie penitencjarnej na rozpowszechnianie nagrań z jego szpitalnego pokoju. Nagrań, które nie kompromitują Saakaszwilego, lecz uderzają w wizerunek całego kraju. Nie chodzi o winę i stawiane mu zarzuty, to sprawa gruzińskiego sądu. Chodzi o szacunek do urzędu prezydenta, niegdyś wizytówki Gruzji.