Przyznają państwo, że jeżeli komuś udaje się zaimponować zarówno Mateuszowi Morawieckiemu, jak i Rafałowi Trzaskowskiemu, musi być to osoba nietuzinkowa. Widząca dalej, wznosząca się wysoko ponad polskie, lokalne wojenki. I tak jest właśnie w tym przypadku. Yuval Noah Harari, którego gościnny udział stanowi ozdobę zarówno rządowej imprezy Impact 22, jak i drugiej edycji Campusu Polska Przyszłości Rafała Trzaskowskiego, do zwykłych ludzi z pewnością nie należy. Zwłaszcza że na temat ludzkości jako takiej ma dość niskie notowania.
Harari na zaledwie kilkuset stronach swoich książek streszcza zarówno całe dotychczasowe, jak i te dopiero nadchodzące dzieje ludzkości. Streścić TAKIE streszczenie na dystansie kilkuset znaków wydaje się więc zadaniem niewykonalnym. A jednak spróbujmy: człowiek to zwierzę dokładnie takie samo, jak wszystkie inne. Być może nawet gorsze, nie tylko ze względu na swoje okrucieństwo, tylko pychę. Stwierdziło bowiem w pewnym momencie zupełnie niesłusznie, że jest koroną, opiekunem i władcą stworzenia.
Szczęśliwie leczy się obecnie z tego złudzenia. „Homo sapiens to algorytm, który się zużył” – twierdzi nasz wieszcz. Człowiek jako taki nie ma większej przyrodzonej godności ani celu niż jeże i kanarki. Ale określeni ludzie, ten najlepszy sort naszego gatunku – już tak. Ma za zadanie doprowadzić do symbiozy ludzkiej inteligencji ze sztuczną jej odmianą i stać się bogiem. Wyciągnąć odpowiednie wnioski z teorii ewolucji, usłyszeć jej wezwanie i podporządkować mu się bez reszty.
Bo to jest właśnie w panu Hararim najciekawsze. Z całym szacunkiem dla geniusza czczonego symultanicznie przez premiera i prezydenta Warszawy, wszystkie jego złote myśli pokrywa już dawno kurz. Scjentyzm im bardziej prostacki, tym agresywniejszy, marzenie o jakimś „poza i ponad” dla ludzkości, do którego dostęp będą mieli tylko wybrani – antenatów Harariego jest legion, od społecznych darwinistów po H.G. Wellsa. Ale każdy z nich mówił we własnym imieniu, wygłaszał swoje poglądy. Nasz prorok z kolei tylko ogłasza prawdy objawione. Prawie nigdy nie mówi w pierwszej osobie. Jest ustami bezosobowego ducha dziejów. A przynajmniej za takiego chciałby uchodzić. Bo w przeciwnym razie mogłoby się okazać, że – zamiast z wizjonerstwem – mamy do czynienia z recyklingiem zużytych dawno temu pomysłów. I że użytek, jaki z nich robiono, był dość obrzydliwy.