Cezary Mech opublikował w ostatnim czasie w „Rzeczpospolitej" dwa bliźniaczo podobne teksty, w których zaznacza, że chciałby pogłębić debatę o wdrożeniu planu Morawieckiego („Między Balcerowiczem a Morawieckim", 22 sierpnia 2017 r.; „Plan Balcerowicza zepsuł polską gospodarkę", 30 sierpnia 2017 r.). W miarę bezstronnego czytelnika powinien oburzać fakt, że zamiast owej debaty produkuje on fałszywe tezy o polskiej transformacji, przy okazji atakując jej autorów. Co gorsza, odnosząc się do pojęcia neokolonializmu, wprowadza do swojego wywodu negatywny ładunek emocjonalny. Ucieka się także do insynuacji i argumentów personalnych, które pozostawię bez echa.
Przy odrobinie wysiłku można przedstawić opisywane zjawisko bez używania wieloznacznych słów wywołujących silne emocje. Ale dla Mecha Polska jest „neokolonią", bo ma podobno zbyt dużo kapitału zagranicznego, a firmy z tym kapitałem eksportują w większości na Zachód. Nie przedstawia on jednak żadnych danych porównawczych. Nie przedstawia także dowodów na to, że gdyby wyrzucić z naszego kraju firmy zagraniczne, to w ich miejsce pojawiłyby się równie konkurencyjne firmy polskie. Jeśli Volkswagen wyjdzie z Polski, to będziemy masowo eksportować polonezy? O neokolonializmie niegdyś mówiły marksistowskie elity, które obłędnie krytykowały kapitalizm. Kiedyś uwierzył im także Aleksander Łukaszenko na Białorusi.
Warto w tym miejscu odnieść się do jednego z głównych źródeł kłamliwych teorii o stanie polskiej gospodarki i transformacji. Jest nią książka Witolda Kieżuna „Patologia transformacji" z 2012 r., której tezy są ochoczo powielane przez PiS, media bliskie tej partii oraz ich radykalnych zwolenników o antyliberalnej orientacji. Zamiast naukowych dowodów opiera się ona na nieprawdziwych danych, jednostkowych, wybrakowanych przypadkach, podsłuchanych prywatnych rozmowach oraz historiach z życia prywatnego, jak np. ta o zakupie pasty do zębów. Terminologia Kieżuna obejmuje wyzwiska typu „Polska kolonią", „Polska złupiona", „okradziona" i „wyzyskiwana". Proponowaną alternatywą dla krytykowanej przez niego transformacji ustrojowej jest większa władza polityków nad przedsiębiorstwami oraz niezależnymi instytucjami, a więc rekonstrukcja socjalizmu.
Powrót socjalizmu?
Zarzutem Mecha wobec transformacji jest to, że na jej początku kurs złotego został powiązany z dolarem. Twierdzi, że prowadziło to do „olbrzymich strat spekulacyjnych względem kapitału zagranicznego". Po pierwsze, polityka kursowa była tylko jednym z wielu elementów transformacji, dlatego nie może być analizowana osobno i przysłaniać pełnego obrazu szeroko zakrojonych reform. Po drugie, utrzymanie stałego kursu walutowego miało swoje bezsprzeczne zalety, szeroko dyskutowane w literaturze empirycznej. Sprawiało także wrażenie, że cały pakiet reform ma charakter nieodwracalny, co było konieczną przeciwwagą dla ówczesnych sił politycznych, które chciały hamować postępy we wprowadzaniu reform i np. drukować pusty pieniądz. Po trzecie, wzorując się na Polsce, swój kurs na początku transformacji usztywniły m.in. Albania, Czechy, Rumunia, Węgry, Ukraina, Macedonia, Bułgaria i Estonia. Niektóre kraje, np. Chorwacja czy Łotwa, usztywniły go po kilku latach od upadku socjalizmu. Dla większości z nich było to narzędzie przejściowe, które miało znaczący wpływ na gaszenie galopującej inflacji wywołanej przez zniekształcenia centralnie sterowanej podaży w socjalizmie i w efekcie sprzyjało osiągnięciu stabilizacji gospodarczej.
Obsesyjne krytykowanie i oskarżanie autorów reform za usztywnienie kursu walutowego przypomina krytykę strażaka za to, że gasił pożar, trzymając wąż w prawej, a nie lewej ręce. Zarzucanie „niekompetencji" prof. Balcerowiczowi oraz twierdzenie, że jego celem było „wspieranie wpływowych grup interesów" są prymitywnymi insynuacjami, do których nie warto się odnosić, bowiem sugerują one, że Balcerowicz intencjonalnie działał na szkodę Polski, co jest tezą prostackich internetowych nienawistników. By dowieść prawdy, należy przedstawiać dowody, bez zamazywania rzeczywistości emocjami i bez prymitywnych sformułowań obrażających osoby, z którymi się dyskutant nie zgadza.