W Ameryce modne są pomysły, by problemy tego świata rozwiązać za pomocą nowoczesnych technologii. Pięć dekad temu Alvin Toffler sugerował, że rozpowszechnienie komputerów domowych zlikwiduje patologie kapitalizmu. Dwie dekady później Bill Clinton sugerował, że biedę można zlikwidować za pomocą telefonu komórkowego, bo bezpośredni kontakt z giełdą finansową pozwoli biednym Afrykańczykom unikać eksploatacji komercyjnych pośredników. Bill Gates właśnie wydał książkę, w której argumentuje, że kluczem do uniknięcia katastrofy ekologicznej jest inteligentne zastosowanie technologii do produkcji energii słonecznej, powietrznej i wodnej.
W Europie inżynieria polityczna jest ulubionym środkiem poprawy świata i dlatego licealiści wiedzą, kim byli Machiavelli, Rousseau czy Weber. Jedni mówią, że silne państwo rozwiąże nam problemy, a inni, że państwo nam tylko przeszkadza. Dla jednych zbawieniem jest parlamentaryzm, dla drugich zaś silny prezydent. Toczą się nieustanne spory o właściwy system wyborczy, zrównoważony podział władzy między rząd, parlament i sądy lub o zakres praw jednostki.
Edukacja jest również sposobem na wszelkie bolączki tego świata, zwłaszcza gdy instytucje i technologie zawodzą. Gdyby tylko dzieci słuchały mistrzów mówiących, co trzeba robić, świat od jutra byłby dobry.
Dla wielu pieniądze są kluczem do rozwiązanie problemów tego świata. Kłopot w tym, że pomysłodawcy chcą zazwyczaj wydawać pieniądze nie swoje, lecz innych.
Są też tacy, którzy poprawę świata uzależniają od wiary, choć wiemy, że modlitwa o deszcz czy zdrowie nie zawsze przynosi oczekiwany skutek.