Nie mam, rzecz jasna, podobnych kontrwywiadowczych predyspozycji, co autorka biografii Gombrowicza. Nie mogłem się jednak oprzeć wrażeniu, że z podobną pokorą wobec własnych hipotez oraz dyscypliną umysłową w dowodzeniu ich prawdziwości ostatni raz zetknąłem się, słuchając wywiadu z reżyserem Konradem Niewolskim, w którym twierdził, że „kosmici hodują ludzi jak bakterie w kefirze". Wobec pani Suchanow odczuwam jednak od tamtej pory głęboką wdzięczność. Ostatecznie rozwiała bowiem moje wątpliwości co do źródeł postrzegania świata w kategoriach oplatającej go sieci spisków.
Któż bowiem mógłby się nadawać do szerzenia podobnych teorii lepiej niż postępowa literaturoznawczyni? Pilna uczennica „mistrzów podejrzeń", w małym palcu lewej dłoni mieszcząca myśl klasyków postmodernizmu, Michela Foucaulta i Jacques'a Derridy. To przecież oni głosili, że nie istnieje coś takiego, jak obiektywna prawda, są tylko narracje i dyskursy, narzędzia społecznej kontroli, z których trzeba nam się wyzwolić. Są bowiem narzucane przez mitycznych „onych", sprawujących władzę w sposób najsubtelniejszy, a jednocześnie najbardziej skuteczny z możliwych. Narzucając naszym umysłom pojęcia, według których myślimy.
Nikt inny jak Foucault jako pierwszy podsunął zachodniej wyobraźni ersatz idei Bożej opatrzności; jej doskonale przerażającą karykaturę. Społeczeństwa jako panoptykonu
– więzienia, w którym sam strażnik jest niewidoczny, za to jego spojrzenie – wszechobecne. Wizję, w której Pana Boga zastąpił klawisz.
I tylko nie wiadomo, kto jest zabawniejszy. Prawicowi tropiciele spisków, tańczący, jak im zagra postmodernistyczna melodia, czy może jednak ich koledzy z lewej strony. Których pogarda dla „spiskowej teorii dziejów" może się równać jedynie głębokości ich wiary w jej istnienie.