PiS wyraźnie uwierzyło w tę zasadę. Przez ostatnie sześć lat zainwestowało głównie w dzisiaj, a nie jutro. Owocem tego są kolejne wygrane wybory. Gdy jednak przyszłość zaczyna pukać do drzwi coraz mocniej, wyborca zaczyna rozumieć, że został oszukany.
Można dać zastrzyk gotówki biedniejszym obywatelom albo inwestować w publiczny transport czy szpitale, by biedni przetrwali największe kryzysy. To pierwsze można uczynić dosyć szybko, drugie wymaga sporo czasu, bo nie sposób postawić służbę zdrowia na nogi tylko przez dekret i gotówkę. Do emerytur można też podejść w dwojaki sposób. Albo się obniża wiek emerytalny, albo gromadzi rezerwy finansowe gwarantujące, że emerytura będzie coś warta, gdy Kowalski przestanie pracować. To drugie podejście jest długo-, a pierwsze krótkofalowe. Z gospodarką jest tak samo: można obniżać podatki, by stymulować dzisiejszą działalność gospodarczą, lub można je zwiększać, by inwestować w cyfryzację, czyniąc gospodarkę bardziej konkurencyjną. Można promować tani transport, który podniesie naszą dzisiejszą jakość życia, lub można „zmuszać” nas do przejścia na drogie auta elektryczne, tak by za dekadę było jeszcze czym oddychać.
Nie jest tak, że obywatele zawsze głosują na polityków, którzy dają im natychmiastową satysfakcję. Wyborcy chcą dobra swoich dzieci i wnuków. Większość dostrzega również groźby wynikające z zanieczyszczenia środowiska, słabości publicznej opieki społecznej czy braku konkurencyjnych technologii. Problem w tym, że wielu wyborców nie ufa politykom i woli wróbla w garści niż gołębia na dachu. Jaka jest gwarancja, że zainwestowane pieniądze nie pójdą w błoto czy do kieszeni skorumpowanych polityków? Gdy politykom brak kompetencji i wiarygodnych pomysłów na rozwiązanie problemów długofalowych, to lepiej popierać tych, którzy przynajmniej pomagają nam w codziennym życiu.
Tyle że gospodarka, zdrowie czy naturalne środowisko wymagają długofalowych inwestycji. Można zaniedbać komputeryzację przez parę lat, lecz prędzej czy później wypadamy ze światowego obiegu. Zaniedbane szpitale nie zostaną zamknięte z dnia na dzień, lecz z czasem przestaną udzielać pacjentom nawet podstawowej opieki medycznej. Można żyć w smogu przez jakiś czas, lecz są tego granice. Po sześciu latach rządów opartych na krótkowzrocznej perspektywie PiS dostaje zadyszki. Inflacja osłabia efekt 500+, w szpitalach umiera rekordowa liczba pacjentów, a gospodarka staje się coraz mniej konkurencyjna. Wyborca został z ręką w nocniku. Wciąż może popierać PiS z powodów ideologicznych, lecz ideologią trudno oddychać czy płacić za elektryczność. Pytanie, czy ten wyborca ma wiarygodną alternatywę polityczną, by zainwestować w przyszłość.