Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej jest nie tylko trudna, ale dramatyczna. Dramat jest wieloaspektowy i ujawnia swą złożoność tym bardziej, im bliżej jest zima. Ludzie złapani w pułapkę przez rząd Aleksandra Łukaszenki stali się jak bezradne stado, przeganiane z jednej i drugiej strony. Tysiąc czy nawet więcej ludzi zgromadzonych przy polskiej granicy i – zapewne – przy udziale białoruskich funkcjonariuszy przerywających druciane ogrodzenie, dostarczyło świetnego argumentu o słuszności niehumanitarnego ich traktowania.
Gdy to piszę, we wtorkowe przedpołudnie, ze strony ludzi z obozu rządowego padają oskarżenia wobec opozycji, która rzekomo nie chciała bronić naszej, narodowej i europejskiej granicy! UE nagle okazała się pozytywną siłą, nie na tyle jednak, aby rząd polski zgłosił potrzebę współpracy z przedstawicielami Unii. W istocie, nie ma co tu wiele mędrkować: działania Łukaszenki są okrutne, obrona granic konieczna, ale czy wyklucza to – zwłaszcza wtedy, gdy wejdą w to instytucje UE – potraktowanie biednych ofiar jak ludzi? Moim zdaniem na pewno nie. Można to rozwiązać na wiele sposobów, choćby budując przy granicy obóz dla uchodźców i stosownie do obowiązujących polskich i międzynarodowych dokumentów prawnych przesiewać tych, których przyjmiemy, i tych, których można odesłać z powrotem do ich krajów.
Nasuwają mi się jednak dwie ważne myśli. Po pierwsze pytam, czy tego napływu uchodźców, wśród których jest wielu młodych mężczyzn, jak to obecnie podkreślają oficjele PiS, nie warto wykorzystać na korzyść Polski? Nasz kraj znalazł się w zapaści demograficznej, którą pogłębiła epidemia i jej tragiczne skutki. I chodzi nie tylko o bezpośrednie ofiary koronawirusa, ale tysiące zgonów towarzyszących z powodu słabości ochrony zdrowia. Rząd PiS nie zrobił przez sześć lat dosłownie nic, w sprawie wzrostu demograficznego.
Czytaj więcej
Po kilku latach rozmów „głębsza integracja" staje się faktem. Białoruś jedną nogą już jest w Rosji.
Moja teza jest prosta: Polsce w tej chwili opłacałoby się przyjąć znaczącą część uchodźców, tym bardziej że jest tam też sporo chrześcijan wschodnich. Na ogół w tego typu ucieczkowych migracjach, jakie perfidnie organizuje Łukaszenko, biorą udział ludzie najbardziej rzutcy, przedsiębiorczy, odważni, a zapewne wśród uchodźców na granicy jest bardzo wielu ludzi wykształconych, zwłaszcza z Syrii czy z Irackiego Kurdystanu, nie mówiąc o Afgańczykach. Stworzenie im naprawdę dobrych ośrodków z obowiązkową nauką języka, z udostępnieniem szkoły dla dzieci – to wielki potencjał rozwojowy na przyszłość. Twierdzę, że w tej chwili odruch człowieczeństwa i rachunek możliwych zysków pokrywają się ze sobą.