Karta praw podstawowych, czyli o cywilizacyjnym wyborze i obalaniu mitów

Krytyka Karty oparta jest na hasłowym, uproszczonym i selektywnym jej odczytywaniu – uważają profesorzy prawa, doktorzy habilitowani, kierujący na Uniwersytecie Gdańskim: Katedrą Prawa Europejskiego i Komparatystyki Prawniczej, Zakładem Praw Człowieka, oraz adwokat, adiunkt w tej katedrze

Aktualizacja: 30.11.2007 10:15 Publikacja: 30.11.2007 01:24

Karta praw podstawowych, czyli o cywilizacyjnym wyborze i obalaniu mitów

Foto: Rzeczpospolita

Red

Czy Polska powinna przyjąć Kartę praw podstawowych? To pytanie budzi od pewnego czasu emocje i wątpliwości. Przeciwnicy jej podpisania wskazują na zagrożenie dla moralności, stosunków własnościowych i poziomu ochrony praw człowieka. Ile jest w tym prawdy i dlaczego wątpliwości są podnoszone z taką mocą akurat w Polsce?

Z punktu widzenia aksjologii Karta ma wzmacniać Unię Europejską, pomóc obywatelom identyfikować się z nią, skoro to właśnie obywatele są najważniejszymi beneficjentami zawartych w niej praw, a nie ingerować w jakikolwiek sposób w system kompetencji państw członkowskich. W Karcie dominuje element delimitacji i gwarancji status quo. Posługuje się ona językiem zarówno negatywnym (gdy podkreśla, w duchu subsydiarności i kompetencji powierzonych, że nie tworzy nowych zadań oraz kompetencji i nie modyfikuje już istniejącego ich systemu), jak i pozytywnym (gdy wskazuje, że prawa w niej gwarantowane mają być interpretowane w świetle tradycji konstytucyjnych państw członkowskich i orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka – dalej: Trybunał).

Bliższa analiza Karty pozwala sformułować wniosek, że wszystkie zawarte w niej prawa albo są już uznane w traktacie o Unii Europejskiej (TUE) lub w traktacie ustanawiającym Wspólnotę Europejską (TWE), albo należą do wspólnych dla państw członkowskich tradycji konstytucyjnych, albo zawarte są w europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności (konwencja).

Twardym rdzeniem Karty są te postanowienia, które odzwierciedlają postanowienia konwencji. Podpisanie lub niepodpisanie Karty nie może mieć zatem żadnego wpływu na obowiązywanie konwencji, stosowanie i przestrzeganie w państwach członkowskich, co wynika wyraźnie z art. 6 TUE. Pozostałe postanowienia Karty są przedmiotem umów międzynarodowych, które obowiązują w państwach członkowskich zgodnie z ich konstytucjami, bądź aktów prawa wspólnotowego, na przykład europejskiego kodeksu dobrej administracji przyjętego jako rezolucja przez Parlament Europejski i wiążącego za pośrednictwem zasad ogólnych prawa.

Podstawową przyczyną forsowania przez rząd Wielkiej Brytanii protokołu w sprawie stosowania Karty jest kulturowa odmienność common law od prawa kontynentalnego oraz postawa tzw. opting-out w zakresie prawa pracy i polityki społecznej.

Powszechnie wiadomo, że Zjednoczone Królestwo nie ma konstytucji. Każdy akt prawa międzynarodowego lub wspólnotowego wymaga zatem akceptacji parlamentu przed jego stosowaniem przez brytyjskie sądy. W stosunku do konwencji taki akt został wydany w 1998 r., nie ma zatem przeszkód do stosowania na obszarze Wielkiej Brytanii “twardego rdzenia” Karty, czyli tych postanowień, które są tożsame z konwencją.

Stosowanie pozostałych przepisów Karty jest zależne od wydania przez brytyjski parlament kolejnego aktu w sprawie jurysdykcji sądów. Nie jest to sprawa kluczowa, gdyż już w Nicei podjęto próbę upodobnienia polityki społecznej państw członkowskich, m.in. przez wytyczenie pewnego minimum społecznej standaryzacji warunków pracy i praw socjalnych, sformułowanych przez Unię we współdziałaniu z Radą Europy, Międzynarodową Organizacją Pracy i ONZ. Zwyciężyła koncepcja tzw. multi-speed Europe, opierająca się na tolerancji dla różnego tempa dochodzenia do jednolitych europejskich standardów socjalnych.

Poparcie Polski dla Wielkiej Brytanii nie ma więc praktycznego znaczenia, bo nasza konstytucja określa zasady obowiązywania, stosowania i przestrzegania umów międzynarodowych, które są ratyfikowane zgodnie z określoną procedurą. Z kolei Wspólnotowa karta podstawowych praw pracowników z 1989 r. (będąca kopią Europejskiej karty społecznej Rady Europy z 1961 r.) w dużym stopniu wyraża zasady ogólne w rozumieniu art. 6 TUE i jest już teraz respektowana przez polskiego ustawodawcę oraz polskie sądy. Czy zwolennicy pójścia śladem Wielkiej Brytanii zdają sobie z tego sprawę?

Na podstawie przepisów dotyczących stosowania i interpretacji Karty można sformułować następujące reguły.

Po pierwsze: prawa, które są oparte na (are based on) TWE lub TUE, są wykonywane na warunkach i w granicach określonych w tych traktatach (art. 52 (2) Karty). W tym sensie nie dodaje ona nic nowego, lecz jedynie spełnia funkcję konfirmacyjną, porządkującą i transparencji.

Po drugie: prawa odpowiadające (rights which correspond) prawom zawartym w konwencji muszą być interpretowane zgodnie z jej przepisami, a poziom ich ochrony nie może zejść poniżej poziomu minimalnego wyznaczonego właśnie przez konwencję (art. 52 (3) Karty). Jeżeli ponadto uwzględnimy, iż konwencja jest ratyfikowana przez Polskę i obowiązuje w RP z pierwszeństwem przed ustawami, to wysuwane przez sceptyków wątpliwości wynikają z niezrozumienia stanu prawnego obowiązującego już dzisiaj, zasad orzekania przez sądy na podstawie multicentrycznego systemu ochrony praw człowieka (obejmującego swym zakresem prawo międzynarodowe, wspólnotowe i krajowe). Karta ten stan pluralizmu sankcjonuje.

Jeżeli dodać, że nowy TUE przyznaje Unii kompetencję do przystąpienia do konwencji, to nie ulega wątpliwości, że ochrona praw człowieka ulegnie wzmocnieniu i zmierzać będzie do jeszcze większego stopnia porównywalności między Unią a państwami członkowskimi, niż jest to dzisiaj, a oba sądy (Trybunał w Luksemburgu i Trybunał w Strasburgu) zostaną powiązane ze sobą w sposób bardziej formalny. W ten sposób niebezpieczeństwo rozbieżności interpretacyjnych (już w dzisiejszym stanie prawnym niezwykle rzadkie) będzie trudne do wyobrażenia w rzeczywistości.

Po trzecie: prawa zapisane w Karcie, które nie są oparte na TUE lub TWE, mogą być wykorzystane i udzielać ochrony, ale tylko w zakresie korzystania z kompetencji przez Unię, Wspólnotę lub państwa członkowskie implementujące prawo wspólnotowe. Brak takiego związku powoduje, że prawo określone w Karcie ma wymiar czysto ideologiczny.

Już samo postawienie pytania, czy Polska powinna przyjąć Kartę, powinno budzić zdziwienie. Karta jest dokumentem, która wyraża aksjologię Unii i niczego państwom członkowskim nie narzuca. Jej język nie jest językiem konfrontacji ani ekspansji, lecz stabilizacji i gwarancji dla obywateli. Tymczasem po exposé premiera Donalda Tuska już wiadomo, że Polska Karty nie podpisze, a ściślej rzecz biorąc, wyłączy jej stosowanie przez zastrzeżenie złożone na warunkach protokołu brytyjskiego. Premier delikatnie, ale jednak wyraźnie dał do zrozumienia, że decyzja ta wynika z obawy co do losów przyszłej ratyfikacji traktatu reformującego UE. W sensie politycznym jest więc to przekaz dosyć jasny, ale w sensie prawnym, w świetle konstytucji, w gruncie rzeczy niezrozumiały. Można go bowiem uznać za efekt swoistego szantażu instrumentalizującego prawo nie tylko politycznie, lecz także ideologicznie. Opór przeciwników Karty jest bowiem tak daleko idący, że w imię swej ideologii, której rzeczywistą treść skrzętnie ukrywają, są gotowi położyć na szali nawet dalszą reformę Unii. Jeżeli jednak tak, to trzeba społeczeństwu jasno powiedzieć, że w świetle tej ideologii państwo powinno być bardziej opresyjne, a obywatele i tak mają za dużo praw. Krytyka Karty oparta jest na hasłowym, uproszczonym i selektywnym jej odczytywaniu.

Dramat polega na tym, że Polakom wmawia się, iż Karta może zliberalizować przepisy dotyczące aborcji, eutanazji, klonowania i zawierania związków partnerskich. Tymczasem są to sprawy, które pozostają w wyłącznej gestii państw członkowskich i krajowych sędziów. Dopóki wszystkie państwa członkowskie nie uregulują tych kwestii w sposób podobny, dopóty unijny prawodawca i ponadnarodowi sędziowie będą postępować zgodnie z dewizą “zjednoczeni w różnorodności”.

Dlatego nasz artykuł jest wyrazem sprzeciwu wobec tego, aby decyzja o podpisaniu Karty, a szerzej debata o miejscu Polski w Unii Europejskiej, wyznaczana była przez uprzedzenia i nierzetelne argumenty, jakoby Karta niosła zagrożenia dla prawa własności, religii, instytucji małżeństwa, prawa do życia, moralności etc. Polacy nie zasługują na stosowanie wobec nich tak prymitywnej socjotechniki.

Apelujemy więc, by ton i kierunek dyskusji nie był wyznaczany przez osoby, które po trzech latach członkostwa w Unii nadal nie rozumieją, co oznacza być państwem członkowskim oraz nowocześnie, po europejsku myśleć o Polsce i jej przyszłości.

tekst jest oparty na opinii prawnej sporządzonej przez autorów dla rzecznika praw obywatelskich

Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: 15 lat po Smoleńsku PiS oddala się od dziedzictwa Lecha Kaczyńskiego
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Po szczycie UE ws. Ukrainy jesteśmy na prostej drodze do katastrofy
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Rosjanom potrzebna jest upokarzająca klęska
opinie
Bogusław Chrabota: Jak wojsko europejskie miałoby bronić Ukrainy? Poznaliśmy pierwsze konkrety
Materiał Promocyjny
Sześćdziesiąt lat silników zaburtowych Suzuki
analizy
Niepotrzebna awantura podczas ważnych rozmów o bezpieczeństwie