Sprawa betanek, czyli najsłabsze ogniwo Kościoła

Lekcja, jaką dostali wierni od Kościoła, jest prosta: duchowny może więcej, a najlepszą metodą załatwiania jego problemów obyczajowych jest zmiana miejsca pobytu – pisze publicysta

Publikacja: 04.09.2008 01:17

Kościół w Polsce, choć oczywiście nie dotyczy to wszystkich diecezji w jednakowym stopniu, nie uczy się na błędach. A najnowszym tego przykładem są decyzje i działania kurii łomżyńskiej, która zdecydowała się przyjąć do pracy duchownego wydalonego z zakonu franciszkanów i oskarżanego nie tylko o podburzanie zakonnic przeciwko władzy duchownej, ale również o molestowanie seksualne.

Ojciec (teraz już ksiądz) Roman Komaryczko, choć ciążą na nim poważne oskarżenia (i to nie tylko cywilne, ale i kanoniczne), został wikariuszem w parafii w Długosiodle. A gdy (co można było przewidzieć z góry) dziennikarze odnaleźli go i poprosili o komentarz kurię, usłyszeli standardową w takiej sytuacji odpowiedź, że ani biskup, ani jego współpracownicy nie są zainteresowani kontaktem z mediami.

Jednym słowem sprawę załatwiono, jak zwykle, w zgodzie z przetestowanymi od lat zasadami postępowania. Pierwszą z nich określić można solidarnością sutann (trzeba bronić swoich za wszelką cenę, nawet jeśli ich ofiarami są inne osoby duchowne czy konsekrowane). Drugą – przekonaniem, że jeśli o czymś nie będzie się mówić w mediach, problem przestanie istnieć.

Sprawa księdza Romana Komaryczki, duszpasterza zbuntowanych betanek, odnalezionego w Długosiodle, pokazuje, jak głęboko podzielony jest Kościół w Polsce

Trzecią jest niezmienne przekonanie, że media są wrogiem, a najlepszym sposobem walki z nimi jest odcięcie się od nich i ignorowanie ich. Czwarta zaś zasada to ogólne przekonanie, że święty spokój jest wartością ważniejszą niż załatwianie problemów (szczególnie takie wymagające czasu, wysiłku, a nie tylko napisania listu pasterskiego czy wydania dekretu).

Lekcja, jaką odbierają z takiego zachowania biskupa łomżyńskiego zwykli wierni, jest zaś niezwykle prosta: duchowny może więcej, zarzuty molestowania przez niego zakonnic nie mają znaczenia, a najlepszą metodą załatwiania spraw obyczajowych jest zmiana miejsca pobytu oskarżanego o przestępstwa seksualne (ale i kanoniczne) księdza.

Hipokryzja nie jest jednak w tej kwestii wcale najgorszym „grzechem”, o wiele groźniejsze jest stopniowe rozkładanie zaufania wiernych do decyzji personalnych własnego biskupa. Jeśli nie ma dla niego znaczenia fakt, że duchowny, którego mianuje na swoją parafię, mógł molestować siostry zakonne (co oznacza, że może to robić nadal), dlaczego wierni mają wierzyć, że nie przyśle im księdza oskarżanego o molestowanie dzieci?

Ale sprawa księdza Komaryczki pokazuje także, jak głęboko podzielony jest Kościół w Polsce. Fakt, że – po doprowadzeniu przez arcybiskupa Józefa Życińskiego do usunięcia zbuntowanych zakonnic z klasztoru Betanek w Kazimierzu Dolnym – inny biskup (o rzeczywiście odmiennych poglądach w wielu kwestiach) nie tylko udzielił schronienia ekszakonnicom, ale i przyjął pod swoją opiekę byłego zakonnika, pokazuje, że nie istnieje nic takiego, jak wspólne rozumienie interesów Kościoła.

Personalne zagrywki, złośliwostki, zakładanie złej woli współbraci w biskupstwie są ważniejsze niż dobre imię instytucji, której jest się przedstawicielem. Bo nawet jeśli biskup Stanisław Stefanek uważał, że decyzje arcybiskupa Życińskiego i Stolicy Apostolskiej były błędne, są inne sposoby zakomunikowania takiego przekonania, niż chronienie od odpowiedzialności (także cywilnej) księdza oskarżanego o poważne nadużycia czy byłych zakonnic.

I nie ma się co pocieszać, że sytuacja z ojcem Komaryczką czy byłymi betankami nie wszędzie mogłaby się powtórzyć, bo akurat w tej sprawie wiele środowisk kościelnych (by przypomnieć tylko działania archidiecezji lubelskiej) wypowiadało się i działało poprawnie. Ocenę działań każdej instytucji podejmuje się bowiem na podstawie najsłabszego jej ogniwa. I nawet jeśli ogniwo to jest absolutnym wyjątkiem w świetnie działającej strukturze, i tak ono rzutuje na ocenę całości.

W Polsce jednak, i nie sposób o tym zapominać, styl działania diecezji łomżyńskiej jest normą, a nie wyjątkiem. Przykładem nie tylko poznańska sprawa (wciąż nie do końca załatwiona) abp. Juliusza Paetza, ale też skandal seksualny w Szczecinie i sprawa księdza Wieńczysława z archidiecezji częstochowskiej.

Autor jest publicystą tygodnika „Wprost”

Kościół w Polsce, choć oczywiście nie dotyczy to wszystkich diecezji w jednakowym stopniu, nie uczy się na błędach. A najnowszym tego przykładem są decyzje i działania kurii łomżyńskiej, która zdecydowała się przyjąć do pracy duchownego wydalonego z zakonu franciszkanów i oskarżanego nie tylko o podburzanie zakonnic przeciwko władzy duchownej, ale również o molestowanie seksualne.

Ojciec (teraz już ksiądz) Roman Komaryczko, choć ciążą na nim poważne oskarżenia (i to nie tylko cywilne, ale i kanoniczne), został wikariuszem w parafii w Długosiodle. A gdy (co można było przewidzieć z góry) dziennikarze odnaleźli go i poprosili o komentarz kurię, usłyszeli standardową w takiej sytuacji odpowiedź, że ani biskup, ani jego współpracownicy nie są zainteresowani kontaktem z mediami.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa