Piotr Zaremba o relacji PO z Kościołem

Dopuszczając po wyborach możliwość podjęcia prac nad związkami partnerskimi, opowiadając o nieklękaniu przed księdzem, Donald Tusk postawił na lifting antykonserwatywny – pisze publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 06.07.2011 19:35

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Rob Robert Gardziński

Początek prezydencji przyćmił w Polsce wszystko, więc i mało kto zauważył zeszłopiątkowe głosowanie nad przesłaniem do komisji obywatelskiego projektu całkowicie zakazującego aborcji. Tymczasem nie tylko nie udało się go odrzucić w pierwszym czytaniu, ale też stało się to za sprawą 69 posłów PO, którzy głosowali za dalszymi pracami – razem z PiS, PJN i PSL.

Tylne rzędy

Projekt prawem się w tej kadencji nie stanie, lecz chodzi o symbolikę. Rozwścieczyło to więc lidera Platformy. Donald Tusk na posiedzeniu zarządu partii swoją złość wyładował na Tomaszu Tomczykiewiczu. Szef Klubu PO nie pozwolił na wprowadzenie dyscypliny, uważając – słusznie, nawet jeśli politolog Jacek Kucharczyk wieszczy "klękanie przed biskupem" – takie decyzje za kwestię sumienia.

Podział w tej sprawie nie był oczywisty. Przed głosowaniem SLD pytał retorycznie, ile jest w PO Bartosza Arłukowicza, a ile Jarosława Gowina. Ale Gowin, opisywany czasem jako lider platformerskich konserwatystów, był nieobecny i nie wiadomo, jak by głosował. Uważa on bowiem, że forsowanie całkowitego zakazu aborcji rozpęta falę antyklerykalizmu, który skończy się zmianą ustawy antyaborcyjnej w drugą stronę. Z tych powodów nie wszyscy oponenci dalszych prac nad obywatelskim projektem muszą być zwolennikami aborcji na życzenie.

Jednak tym bardziej stanowisko tych 69 posłów, wśród których było parę znanych nazwisk (Marek Biernacki, Antoni Mężydło, Andrzej Czuma), ale przeważali lokalni działacze z tylnych rzędów, pokazuje, jak bardzo podzieloną w tej sprawie partią jest Platforma. Możliwe, że wielu z tych, co głosowali za dalszymi pracami, sądzi jak Gowin. A jednak ulegli odruchowi przypomnienia o swojej tożsamości.

Antykonserwatywny  lifting

Dopuszczając po wyborach możliwość podjęcia prac nad związkami partnerskimi, opowiadając o nieklękaniu przed księdzem i zapraszając polityków przede wszystkim z lewej strony, Tusk postawił na lifting antykonserwatywny, a marszałek Senatu Borusewicz zdążył ogłosić, że wcześniej panował w PO "przechył klerykalny". Trudno powiedzieć, w jakim stopniu lider partii traktuje ten lifting serio, a w jakim chce nim grać, aby odebrać głosy lewicy.

Tusk w wielu wypadkach improwizuje, ale też nie czuje się związany poglądami. Pewnie nie jest związany i tym, że kilka lat temu serio mówił, także  prywatnym rozmówcom, iż jest konserwatystą. Jeśli myśli o wyborze na szefa Komisji Europejskiej w 2014 roku, może chcieć przerobić swoją partię na modłę zachodnioeuropejską.

Na razie udało mu się wymóc przemianę na jednostkach – na przykład na wystraszonej kampaniami "Gazety Wyborczej" przeciw niej minister Elżbiecie Radziszewskiej. Ale część partii, choć nie buntuje się głośno, postawiona pod ścianą reaguje tak jak w ostatni piątek. Proces reedukacji nie został więc zakończony.

Czy ulegnie przyśpieszeniu po wyborach? Trzeba by dokładnie sprawdzić, kto z niepokornych ma biorące miejsce na liście, i próbować pod tym kątem przyjrzeć się nowym kandydatom, z których wielu poglądów nie ujawnia. Niektórych konserwatystów pogoniono – jak młodego posła z Podlasia Jacka Żalka – innych pominąć nie sposób. Ale generalnie nie są preferowani. To wskazywałoby na ich odłożoną w czasie porażkę.

Wzmocniony nowym wyborczym zwycięstwem Tusk będzie może nawet skuteczniejszy w naciskach na kolegów sprowadzonych do roli mniejszości. Pytanie zresztą, jak licznej – w niektórych światopoglądowych głosowaniach tej kadencji stanowisko konserwatywne zyskiwało w Klubie PO ponad  100 głosów. Choć i dziś premier jest silny – wszak układa listy. A jednak jeszcze mu się nie udało.

Otwarte jest pytanie o rozmiary zwycięstwa PO. Swoją logikę będzie miała ewentualna koalicja z SLD. Dobry wynik lewicy okaże się zresztą sygnałem, że proces dostosowywania się polskiego społeczeństwa do europejskich nowinek jest bardziej zaawansowany, niż wydawało się, powiedzmy, z perspektywy poprzednich wyborów. Z kolei wyraźne zwycięstwo Tuska nad SLD wzmocni jego kontrolę nad partią. Dla konserwatystów – tak czy inaczej – zła pogoda. A wielu z nich pokazało, że raczej pójdzie śladem Radziszewskiej.

W cieniu proboszczów

Ale też, choć można sobie darować przedstawianie Tuska jako rzecznika (lub choćby Konrada Wallenroda) tradycyjnych wartości, może ci konserwatyści nie są całkiem bez argumentów. Na ich korzyść działa wciąż, wycinkowo, społeczna atmosfera. Choć mainstreamowe media i wielkie miasta ciągną polską politykę w lewo, wielu posłów PO, zwłaszcza z Polski wschodniej i południowej, nie tylko powołuje się na własne poglądy.

Niektórzy, nawet ci bardziej liberalni, przekonują liderów, że nie mogą sobie pozwolić na firmowanie radykalnie progresywnych inicjatyw, bo lokalna opinia publiczna pozostaje pod wpływem proboszczów. Z mojego researchu wynika, że taki argument padał i teraz – w związku z głosowaniem aborcyjnym. I Tomczykiewicz jako realista takie wyjaśnienia uwzględnił. W końcu w czym są gorsi proboszczowie od Radia TOK FM?

Możliwe więc, że bój o naturę Platformy, choć do pewnego stopnia rozstrzygnięty kształtem list, jeszcze się nie skończy. On się rozegra w sejmowych gabinetach i salach, ale w większym stopniu w ludzkich umysłach. Będzie następstwem procesów społecznych rozpisanych na lata (choć ostro przyspieszanych). Sama kampania niewiele wniesie do sprawy. Odbędzie się w cieniu chełpienia się partii rządzącej własną europejską aktywnością. W tematyce światopoglądu można się najwyżej spodziewać trudnych do jednoznacznej interpretacji sygnałów – jak ten o nieklękaniu przed księdzem.

Prawdziwi  konserwatyści

Wyborca zniesmaczony nieustającą gotowością premiera, aby poświęcać wszystko na ołtarzu skuteczności, może szukać oparcia w głównej partii opozycyjnej. Trudno jej odmówić konsekwencji – kieruje się nie tylko odruchami, ale i coraz bardziej przemyślaną wizją. Stąd na przykład obrona przez PiS tradycyjnej szkoły czy niechęć do inżynierii społecznej, wyrażającej się chociażby w pomyśle wprowadzania coraz młodszych dzieci w system edukacji. Opór wobec tego jest na całym świecie typowy właśnie dla konserwatystów.

Co więcej, dzisiejszy Jarosław Kaczyński jest w tych kwestiach realistą. Nie sądzę, aby całkiem negował argumentację Gowina, że odrzucenie obecnego aborcyjnego kompromisu jest drogą do zapateryzmu. Przecież to on próbował w 2007 roku zablokować pomysły Marka Jurka, by wpisać zakaz aborcji do konstytucji. I nieprzypadkowo dzisiejszy obywatelski projekt nie jest inicjatywą PiS, lecz następstwem społecznej kampanii. Gdy wsłuchać się w wypowiedzi Kaczyńskiego, widać, że choć przesuwa on nieco w stosunku do tego, co głosi partia rządząca, granice kompromisowych rozwiązań, nie jest talibem z histerycznych wizji "Wprost".

Mógłby więc się stać niekwestionowanym liderem tradycyjnej, jak wynika z rozmaitych sondaży wciąż niemałej, a w niektórych sprawach sięgającej 50 procent – części społeczeństwa. Co mu przeszkadza? Z pewnością bezkompromisowy radykalizm w innych dziedzinach, często bardziej retoryczny niż realny. Wielu spokojnych rzeczników obyczajowego konserwatyzmu to ludzie bojący się rewolucji. A Kaczyński dał się wepchnąć w rolę rewolucjonisty.

Rydzyk, czyli kłopot

Co więcej, można podejrzewać, że spór światopoglądowy jednak się w tej kampanii pojawi, tyle że w niewygodnej dla opozycji postaci. Będzie to bowiem spór o związki PiS z Radiem Maryja. Choć Kaczyński był po kampanii prezydenckiej 2010 r. w tej stacji tylko raz, pozwolił na zrośnięcie się wizerunku swojej partii z językiem i celami toruńskiej rozgłośni.

Co ciekawe, nie oznacza to, wbrew temu, co twierdzą jego przeciwnicy, jakiejś ideologicznej drapieżności. Ojciec Rydzyk w sporze z Markiem Jurkiem w 2007 r. poparł pragmatyka Kaczyńskiego, bo tak jak on był zwolennikiem skracania frontów. Ale oznacza to skojarzenie głównej partii opozycyjnej z rozwichrzoną, agresywną retoryką ojca dyrektora. Jeśli lider PiS jest dziś nazywany tak łatwo talibem, to także dlatego, że płaci nie swoje rachunki. Na przykład za ostentacyjne biznesowe zaangażowanie ojca Rydzyka.

Gdyby nawet Kaczyński chciał się w jakiejś mierze odkleić od tego wizerunku, nie pozwalają na to interesy poszczególnych polityków jego partii, którym poparcie Radia Maryja jest potrzebne w lokalnych rozgrywkach o wyborczy sukces.

Zaproszenie ojca Rydzyka do Brukseli było podobno dziełem jednego człowieka, nikomu nieznanego Dariusza Sobkówa, dawnego działacza Libertasu, a dziś asystenta też niezbyt znanego europosła Marka Gróbarczyka. I to ten jeden człowiek przyprawił PiS na progu kampanii po raz kolejny gębę partii skrajnej i klerykalnej. Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana niż ta gęba, ale kto szuka w dzisiejszej tabloidalnej polityce komplikacji?

A świat pędzi

O umiarkowanych, choć tradycyjnych, wyborcach pamięta dziś poseł Ludwik Dorn, który do nich chce adresować swoje happeningi wymierzone w paralewicowe wygibasy Platformy. Może także PJN próbująca kokietować swoim prorodzinnym programem i głosująca – oprócz Joanny Kluzik-Rostkowskiej – jak Pan Bóg przykazał, gdy na Wiejskiej pojawiały się cywilizacyjne dylematy. Są to jednak siły nazbyt wątłe. Można by rzec, że ten wyborca stał się zakładnikiem – z jednej strony gier Tuska z mainstreamem, a z drugiej zbytniego uzależnienia Kaczyńskiego od toruńskiego koncernu, jakie może nawet niektórych tradycyjnych Polaków popychać ku Platformie.

Choć nie wykluczam, że następna kadencja przyniesie w tej dziedzinie uporządkowanie. Uczyni z PiS partię solidnie, ale nie szaleńczo konserwatywną – Kaczyński ma zadatki na takiego lidera. A z PO – klarowną formację socjalliberalną ulegającą magii "europejskich standardów", choć trochę uwiązaną do polskiej tradycji poprzez swoje wiecznie nieszczęśliwe tradycyjne skrzydło.

Byłoby to rozwiązanie wciąż nie najgorsze dla ludzi przekonanych, że świat nie pędzi w dobrym kierunku. Choć mogą być już oni skazani na status mniejszości, którą w tym parlamencie nie byli. I choć zapewne wiele zmian ruszy z kopyta. Każdy kraj europejski musi, jak się wydaje, zakosztować nowinek – stosownie do własnych realiów. Ale Polska zapaterystowską Hiszpanią po październiku 2011 r. raczej się nie stanie. Jeszcze?

Początek prezydencji przyćmił w Polsce wszystko, więc i mało kto zauważył zeszłopiątkowe głosowanie nad przesłaniem do komisji obywatelskiego projektu całkowicie zakazującego aborcji. Tymczasem nie tylko nie udało się go odrzucić w pierwszym czytaniu, ale też stało się to za sprawą 69 posłów PO, którzy głosowali za dalszymi pracami – razem z PiS, PJN i PSL.

Tylne rzędy

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Jak uwolnić Andrzeja Poczobuta? Musimy zacząć działać