Oligarchowie mitygują przemoc

Ukraińskie „królewięta” przemysłowe obawiają się wprawdzie rozpadu obecnego systemu, w którym nieźle zarobiły, ale jeszcze bardziej dyktatury prezydenta – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”.

Publikacja: 17.12.2013 21:00

Andrzej Talaga

Andrzej Talaga

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompala

Nie tylko Unia Europejska, Stany Zjednoczone i Polska przestrzegają władze ukraińskie przed zastosowaniem przemocy wobec demonstrantów i opozycji, ale także czołowy oligarcha Rinat Achmetow. Pokazuje to, że Janukowycz nie zdecydował się na rozprawę siłową nie tylko z powodu ewentualnych sankcji unijnych i amerykańskich, ale też z powodu odporu oligarchów – również tych sprzyjających reżimowi. Przemoc wobec opozycji bowiem uderzyłaby także w ich wpływy.

Równowaga sił

Zadarcie z oligarchami z kolei oznacza dla Janukowycza koniec, tak na stolcu prezydenckim, jak i w sensie osobistym. Wsadzając do więzienia Julię Tymoszenko, stworzył wszak precedens nieznany w innych krajach posowieckich. Mógłby wprawdzie zastosować połączony wariant białorusko-rosyjski, czyli uderzyć nie tylko w prozachodnio nastawioną część społeczeństwa, ale także w oligarchów, wziąć ich pod but, ale na to głowa państwa ukraińskiego nie ma już sił.

Ukraińskie „królewięta" przemysłowe obawiają się wprawdzie rozpadu obecnego systemu, w którym nieźle zarobiły, ale jeszcze bardziej dyktatury prezydenta. Nie są to lęki bezpodstawne, bowiem Janukowycz jeszcze przed protestami, rozdymając swój ośrodek władzy, naruszył subtelną równowagę biznesowo-polityczną ukształtowaną w czasach jego poprzedników.

Na Ukrainie nie ma oligarchów prorosyjskich i prozachodnich, są pragmatycy

Za rządów Krawczuka czy Kuczmy oligarchia narodziła się, a potem okrzepła. Jej elementarne interesy, niezależnie od sympatii politycznych i towarzyskich poszczególnych „królewiąt",  były wspólne. Kształtowały się mniej więcej w następującej kolejności: po pierwsze przejąć jak najwięcej majątku narodowego; po drugie – obronić uzyskany stan posiadania, czyli zakreślić granice stref wpływów kręgów oligarchicznych; po trzecie – kontrolować władzę (każdą) tak, by nie mogła skonfiskować nowej własności; po czwarte – obronić biznes oligarchiczny poprzez działania aparatu państwowego przed silniejszymi graczami z zagranicy, tak z Rosji, jak i Zachodu.

Za Juszczenki i Janukowycza zaczęły dochodzić do głosu nowe interesy, bardziej wysubtelnione, w tym uzyskanie społecznej akceptacji dla zdobytego majątku i władzy – stąd zalew dobroczynności i wspierania Cerkwi – oraz nieformalne uznanie go na arenie międzynarodowej, wejście do zachodniej klasy bogaczy na takich samych zasadach i prawach jak stary kapitał europejski oraz amerykański.

Obie grupy interesów stoją ze sobą w sprzeczności, stąd też geostrategiczne rozdarcie oligarchii i co za tym idzie – całej Ukrainy. Łatwy pieniądz zarabia się na kontaktach handlowych z Rosją, broni go w systemie izolacjonistycznym – w buforze między Wschodem i Zachodem, ale uznanie i internacjonalistyczny polor zdobywa się jednak na Zachodzie, w Unii Europejskiej.

Na Ukrainie nie ma oligarchów prorosyjskich i prozachodnich, są pragmatycy, którzy stawiają na rozwiązania przynoszące im najwięcej korzyści. Raz w jednym obozie politycznym, raz w innym. Pokazują to choćby najbardziej znane przykłady ich aktywności w obronie wymienionych wyżej sprzecznych interesów. Tak oto sporo wskazuje na to, że Dmytro Firtasz, uchodzący za najbardziej prorosyjskiego oligarchę, ponieważ zarabia na imporcie rosyjskich surowców energetycznych oraz przedsiębiorstwach chemicznych uzależnionych od gazu z Rosji, finansuje opozycyjną partię Udar Witalija Kliczki, a podczas głosowania w parlamencie nad wotum nieufności dla rządu Mykoły Azarowa nie było do końca wiadomo, czy związani z nim deputowani Partii Regionów podniosą ręce za odrzuceniem wniosku opozycji. Zrobili to warunkowo, na jakich warunkach – nie wiadomo. Ponadto Firtasz sfinansował na przykład miasteczko studenckie Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie – trudno sobie wyobrazić miejsce o bardziej prozachodnim nastawieniu.

Z kolei inna podpora „niebieskich"  Wiktor Pińczuk jest twórcą cenionego Yalta European Strategy Forum, promującego integrację europejską, którego coroczne sesje są chętnie odwiedzane przez polityków i politologów zachodnich. Seminaria jałtańskie z pewnością nie są ideową podbudową do wstąpienia Ukrainy do Unii Eurazjatyckiej lub innego trwałego sojuszu z Moskwą.

W Rosji takie zachowania rodzimego kapitału spotkałyby się z reakcją władzy, na Ukrainie są akceptowaną normą. Nie tylko ze względu na różnice kulturowe, ale także dlatego, że ukraińscy oligarchowie ciągle bezkarnie działają według bazarowej zasady: „a kto bogatemu zabroni?".

Wariant rosyjski nie przejdzie

W efekcie wspomnianego rozdarcia interesów, na Ukrainie ukształtowała się gospodarka oligarchiczna z wyraźnym podziałem stref wpływów i gałęzi przemysłowych pomiędzy poszczególne klany (Pińczuk – metalurgia, Firtasz – chemia, Poroszenko – przemysł spożywczy, Achmetow – węgiel, hutnictwo itd.), a także praktyka politycznego oraz ekonomicznego balansowania między Wschodem a Zachodem oraz słaba władza wykonawcza uzależniona od wspierającego ją kapitału. W takim państwie da się nawet żyć, płacąc umiarkowane łapówki milicji oraz urzędnikom i nie wchodząc w drogę możnym, ale perspektywy rozwoju, tak dla społeczeństwa, jak i jednostki są marne.

Niewątpliwie to system patologiczny, patrząc długoterminowo, skazany na klęskę, ale dotychczas gwarantował równowagę i względny pokój między głównymi ośrodkami władzy oraz blokował mocarstwowe ambicje Rosji na Ukrainie. Ta epoka odchodzi jednak w przeszłość, jej upadek zapoczątkowały działania samego Janukowycza, a symbolem „nowego" paradoksalnie będzie zapewne jego własny koniec.

Oligarchia zrodziła się niemal we wszystkich państwach powstałych na gruzach ZSRR, została jednak szybko podporządkowana władzy, niekiedy nawet za cenę życia co ambitniejszych biznesmenów. W Rosji utrzymała wpływy do 1999 r., kiedy obowiązki prezydenta przejął Władimir Putin, na Ukrainie trwa do dziś. Dwa zjawiska pozwalają sądzić, że Janukowycz chciałby także pójść w ślady Putina, ale tego nie uczyni, bo zabrakło mu sił.

Pierwsze to stworzenie własnej oligarchii rodzinnej tzw. Familii na czele z synem prezydenta Ołeksandrem. Grupa ta, korzystając ze wsparcia struktur państwowych, buduje wpływy w sektorze bankowym oraz budowlanym, ale zaczęła też rozpychać się na terytoriach biznesowych innych klanów (media, gaz, ropa naftowa);  taka aktywność nie została mile przyjęta. Wyraźnie preferuje ją prezydent, zakłócając tym samym dotychczasowy stan równowagi. Drugie zjawisko to kumulowanie w rękach Janukowycza pełnej kontroli nad strukturami siłowymi, co pozwala mu wykorzystywać je nie tylko do zachowania i utrwalenia władzy politycznej, ale także w interesie Familii.

Prezydent najwyraźniej chciałby porzucić krępujący go gorset oligarchii i stać się rzeczywistym rządcą kraju. Dziś ma ku temu dwie przeszkody – kijowską ulicę i właśnie oligarchię. Pozornie odległe od siebie obie siły są jednak ściśle związane. Gdyby Janukowycz zechciał zaatakować opozycję i demonstrantów z pełną siłą, musiałby liczyć się z oporem oligarchii, bo odczytałaby ona przemoc jako zmonopolizowanie władzy w państwie, czego we własnym dobrze pojętym interesie nie może zaakceptować. Opór stawiłyby zapewne także frakcje Partii Regionów kontrolowane przez oligarchów – Achmetowa i Firtasza, a to z kolei zwiększa szanse na skuteczny impeachment prezydenta.

Nie tylko więc głos ukraińskiego ludu, czy groźba europejskich sankcji powstrzymuje Janukowycza przed terrorem, ale przede wszystkim oligarchia. Na kijowski Majdan i opozycję mógłby się jeszcze porwać, na oligarchę ciągle jest za słaby. Przegrałby takie starcie.

Nie tylko Unia Europejska, Stany Zjednoczone i Polska przestrzegają władze ukraińskie przed zastosowaniem przemocy wobec demonstrantów i opozycji, ale także czołowy oligarcha Rinat Achmetow. Pokazuje to, że Janukowycz nie zdecydował się na rozprawę siłową nie tylko z powodu ewentualnych sankcji unijnych i amerykańskich, ale też z powodu odporu oligarchów – również tych sprzyjających reżimowi. Przemoc wobec opozycji bowiem uderzyłaby także w ich wpływy.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa