Jerzy Stępień: Śladem Niemców

W podręcznikach do historii dla amerykańskich studentów Polski prawie nie ma. A jeśli już się pojawia, to jako kraj słynący z prześladowań, obskurantyzmu oraz antysemityzmu – pisze były prezes Trybunału Konstytucyjnego.

Aktualizacja: 05.05.2015 00:47 Publikacja: 04.05.2015 22:00

Jerzy Stępień

Jerzy Stępień

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Ostatnia awantura związana z wypowiedzią szefa FBI otworzyła ciekawą dyskusję nad naszą zagraniczną polityką informacyjną. O ile prowadzenie polityki historycznej na użytek wewnętrzny ma zawsze drugie dno i rodzi zasadnicze wątpliwości, o tyle dbanie o wizerunek zewnętrzny jest podstawowym obowiązkiem każdego rządu i wszystkich instytucji Rzeczypospolitej. Warto zobaczyć, jak robią to inni i co sami już potrafimy, a czego jeszcze nie rozumiemy.

Zapisane przez Amerykanów


Według informacji przekazanej przez prof. Andrzeja Sulimę-Kamińskiego, amerykańskiego historyka o polskich korzeniach pracującego na Uniwersytecie Georgetown w Waszyngtonie, rząd niemiecki ufundował w Stanach Zjednoczonych przy wsparciu wielkiego niemieckiego biznesu trzy potężne instytuty naukowo-badawcze: na Berkeley, Georgetown i Harvardzie.

Tylko na Georgetown (pracował tam Jan Karski) instytut ma pięć katedr, liczny sztab pomocniczy oraz 50 doktorantów. Wszyscy oni mają zagwarantowane roczne lub dłuższe dodatkowe studia w Niemczech.

Nietrudno sobie wyobrazić, z jakim nastawieniem do kraju sponsorującego tego rodzaju pobyt naukowy będą wracali do Stanów młodzi amerykańscy naukowcy, którzy następnie będą uczyli, już jako profesorowie, kolejne pokolenia młodych Amerykanów i nie tylko Amerykanów. Pamiętajmy, że w Stanach studiują bądź przyjeżdżają tam na różnego rodzaju staże tysiące studentów i doktorantów z całego świata. Tak się robi dziś prawdziwie skuteczną politykę historyczną.

Słowem, tam kształtowany jest obraz współczesności i tam powstaje realna historia świata – zapisana w amerykańskich podręcznikach akademickich. Na dobrą sprawę tylko one się liczą w międzynarodowym obiegu. Jeśli ktoś liczy na to, że polskie dzieła historyczne na tematy polskie będą traktowane jako w pełni wiarygodne, to się przeliczy, podobnie jak ktoś, kto by wierzył, że dla poznania historii Rosji najlepiej czytać podręczniki pisane przez Rosjan.

Zresztą także w naszym kraju rekordy popularności biją książki historyczne dotyczące Polski pisane przez cudzoziemców. Czas uprawiania historii przez nas dla nas „ku pokrzepieniu serc" dawno się skończył. Nawet najrzetelniejsza książka o Polsce, pisana przez polskiego autora, zawsze będzie podejrzewana o narodową stronniczość.

Nie stać nas oczywiście na naśladowanie Niemców, ale nie jesteśmy skazani na całkowitą porażkę.

Kopernik to Niemiec, Maria Curie – Francuzka

Analiza współzależności w nauce amerykańskiej i światowej doprowadziła wspomnianego prof. Kamińskiego do opracowania programu, którego celem może być zmiana wizerunku Polski i Polaków za granicą.

Otóż każdy student amerykański, niezależnie od tego, co studiuje, w trakcie pierwszych dwóch lat w college'u musi zaliczyć przedmiot o nazwie Western Civilization. Czasem będzie chodziło o History of World, History of Europe. Z analizy tych podręczników wynika, że Polski w nich prawie nie ma, a jeśli już się pojawia, to zwykle jako anachronizm dziejowy, kraj prześladowań, obskurantyzmu, słynący z antysemityzmu. To z tych podręczników uczyli się prezydent Barack Obama, aktualny nieszczęsny szef FBI, a także rzesze otaczających ich doradców i autorów jeśli nie całych ich przemówień, to przynajmniej najważniejszych tez.

W tych podręcznikach Kopernik żył i działał na terenie miast niemieckich, więc pewnie był Niemcem, Maria Skłodowska-Curie to Francuzka, podobnie jak Chopin, dopiero ostatnio przedzierają się do świadomości czytelników tych podręczników Lech Wałęsa, Jan Paweł II, „Solidarność". Co było wcześniej – tego nauka amerykańska jeszcze nie odkryła.

Profesor Kamiński postanowił to zmienić. Blisko dziesięć lat temu uruchomił program badawczy, którego celem jest zidentyfikowanie najważniejszych amerykańskich podręczników mających największy wpływ na kształtowanie światowej świadomości historycznej. A trzeba wiedzieć, że ich coroczne wznowienia to dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy egzemplarzy; nie mniej ważne jest więc ustalenie, kto te podręczniki aktualizuje. W przypadku wznowień wydawnictwa powierzają kolejne edycje starannie dobieranym następcom ich autorów. Podobnie czyni się także w Polsce w przypadku najbardziej cenionych podręczników.

„Nasi" eksperci

Następnie osoby te oraz przedstawiciele wydawnictw uniwersyteckich zapraszani są do Polski i już u nas mają unikalną sposobność spotkać się twarzą w twarz z polskimi ekspertami, by przedyskutować najistotniejsze zagadnienia, a przy okazji zetknąć się z obiektami kultury materialnej i zweryfikować swoje przekonanie, że renesans nie sięgał na północ od Alp (przypadek autentyczny).

Kilkuletnia współpraca z takimi wydawnictwami, jak Harvard University Press, Oxford University Press (New York), Cambridge University Press czy University of Pittsburgh Press (przez program przewinęło się już kilkunastu amerykańskich i angielskich wydawców), a przede wszystkim pozyskanie do życzliwej Polsce współpracy licznych autorów anglosaskich podręczników dotyczących Europy Środkowej powoli zaczynają przynosić efekty. Na razie dostrzec je można w treści książek poddawanych ocenie w ramach tego programu.

Droga do naszej pełnej satysfakcji jest jeszcze daleka. Działa tu bowiem zarówno siła stereotypu, jak i zadawniona niechęć amerykańskich środowisk uniwersyteckich do przeciwników Kraju Rad, który niósł ludzkości prawdziwe wyzwolenie, a Rosjanie nie przyszli z pomocą w 1944 roku walczącej Warszawie tylko dlatego, że nie mieli dostatecznych sił militarnych (tak utrzymuje najpowszechniej używana „Historia Rosji" Riazanowsky'ego i Steinberga).

Na linii Polska–Ameryka nie pomogą żadne „międzyrządowe podręcznikowe komisje wspólne do spraw trudnych", bo tam rząd takimi sprawami się nie zajmuje. Jedyną skuteczną metodą zmiany jest więc uporczywe pozyskiwanie do rzetelnej współpracy autorów podręczników pisanych i wydawanych za oceanem.

Opracowany przez prof. Kamińskiego program (w tym roku będzie to 13. jego edycja) już przyciągnął blisko 60 zachodnich naukowców, głównie amerykańskich, którzy w trakcie dwutygodniowych konferencji poddali analizie wiele anglosaskich podręczników odnoszących się do szeroko rozumianych spraw polskich (ich liczba to 54 pozycje). Niektórzy z tych autorów to najgłośniejsze nazwiska. Wymienić tu należy przede wszystkim prof. Johna Merrimana z Yale, autora fundamentalnej „A History of Modern Europe: From Renaissance to the Present". W 2013 roku przetłumaczona na język chiński, ukazała się już na tym rynku, a internetowe wykłady prof. Merrimana przyciągają setki tysięcy studentów z całego świata. Prof. Merriman, uczestniczący w tym programie od początku, z czasem stał się w pełnym tego słowa znaczeniu „naszym" ekspertem recenzującym prace swoich amerykańskich kolegów.

Wyrazem atrakcyjności tego programu dla amerykańskich wydawców jest to, że kilka uniwersyteckich wydawnictw współpracuje z nami stale, przekazując nam do zrecenzowania coraz więcej podręczników. Aktualnie skierowano do nas 32 teksty przygotowywane do druku, co wypełni nam program na obecny i przyszły rok, jeśli zdobędziemy na to środki.

Szewc bez butów

Wydawać by się mogło, że stworzona przez prof. Kamińskiego Fundacja Przestrzeni Obywatelskiej i Polityki Społecznej wykonuje tak pożyteczną robotę, że wszyscy – a przede wszystkim odpowiednie ministerstwa – powinni stawać na głowie, by temu przedsięwzięciu sprzyjać.

Od kilku lat wspieram jak mogę działalność profesora i stworzony przez niego program i muszę niestety stwierdzić, że w ostatnich trzech–czterech latach następuje wyraźny regres. Nie wiem, czym to tłumaczyć, ale znacznie łatwiej znaleźć zrozumienie dla misji profesora wśród samorządowców i biznesmenów niż u polityków. A tak się składa, że ważniejsze stanowiska w państwie zajmują dziś historycy. Czy szewc zawsze musi chodzić bez butów? A może chodzi tu o kompleksy członków różnych komisji ministerialnych decydujących o rozdziale środków, że świat woli o Polsce i jej historii dowiadywać się z książek pisanych nie przez Polaków?

Swoją drogą, sami wolimy czytać dzieła poświęcone naszej historii pisane przez obcych (Norman Davies, Adam Zamoyski, Richard Pipes, Timothy. R. Snyder, Richard Butterwick), o czym świadczą nakłady sprzedawanych w Polsce ich dzieł. Tak już jest – bo najciekawsze jest zawsze nie to, co sami o sobie sądzimy, ale jak nas widzą inni.

Gdy pojawiły się trudności z finansowaniem tego projektu, w pierwszej chwili sądziłem, że ma to związek ze zwykłymi ludzkimi ambicjami czy politycznymi animozjami. Po kilkuletniej uważnej obserwacji zachowania administracji rządowej w odniesieniu do projektu prof. Kamińskiego widzę wyraźnie, że przyczyna jest głębsza. Chodzi o chorobliwą nieumiejętność współpracy sektora rządowego z organizacjami obywatelskimi. Urzędnicy wolą przyjmować postawę charakterystyczną dla wschodniego modelu relacji władza–obywatel i oczekiwać od poddanych postaw klientystycznych. Do prawdziwego partnerstwa w tych relacjach droga daleka. Daje o sobie znać brak reform administracji centralnej w minionym dwudziestopięcioleciu, jeśli nie liczyć małego liftingu, jaki nasza administracja rządowa przeszła w okresie rządu Włodzimierza Cimoszewicza (ustawa o Radzie Ministrów, o służbie cywilnej). Służby cywilnej jak nie było, tak nie ma, a o administracji rządowej mówi się jako o administracji silosowej.

Autor jest prawnikiem i politykiem. W latach 1997–1999 był wiceministrem spraw wewnętrznych i administracji. Jest sędzią Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, w latach 2006–2008 był prezesem TK

Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Donald Tusk zapowiada rekonstrukcję. Rząd bardziej niż rekonstrukcji potrzebuje wizji
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Sztuczna inteligencja nie istnieje
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Wojna Donalda Trumpa z Unią Europejską nie ma sensu
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Czy Angela Merkel pogrzebała właśnie szanse CDU/CSU na wygranie wyborów?
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kozubal: Dlaczego rząd chce utajnić ekshumacje w Ukrainie?