Czy ze spokojem mogą politycy i zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości przyglądać się wynikom sondaży, które od czasu jesiennych wyborów dają im wyraźną przewagę w pomiarze preferencji politycznych wyborców? Na ile precyzyjne są te pomiary, i w jakim stopniu odzwierciedlają one rzeczywiste nastroje społeczne? Dłuższy obecnie okres przed kolejnymi wyborami mógłby służyć do głębszej refleksji i dyskusji na temat jakości sondaży, tym bardziej że problem błędnych lub nieprecyzyjnych sondaży jest powszechniejszy i dotyczy nie tylko naszego kraju. Przed kilkoma dniami – 31 marca br. ogłoszono w Wielkiej Brytanii długo oczekiwany raport na temat przyczyn sondażowych niepowodzeń w prognozowaniu wyniku wyborów parlamentarnych, które odbyły się tam 7 maja 2015 r. Przypomnijmy, że dziewięć najważniejszych instytutów badawczych, każdy opierając się na własnej, sprawdzonej w przeszłości metodologii, wskazywał na wynik wyborów bliski remisowi – po 33 proc. poparcia dla Partii Konserwatywnej i Partii Pracy. W rzeczywistości wybory wygrała Partia Konserwatywna z przewagą aż 6,6 pkt. proc. Była to największa od ponad 20 lat porażka sondaży na Wyspach. Warto przyjrzeć się najważniejszym wnioskom i rekomendacjom ze wspomnianego raportu, gdyż większość z nich ma charakter uniwersalny, nie związany bezpośrednio ze specyfiką brytyjską.
Za najważniejszą przyczynę błędów w szacunkach poparcia dla obu czołowych partii, komisja pod przewodnictwem prof. Patricka Sturgisa uznała niereprezentatywność prób badawczych (ang. unrepresentative samples). A więc nie to, co dla wielu jest kuszącym i prostym wyjaśnieniem: nieszczerość respondentów powodowanych dążeniem do politycznej poprawności, nierzetelność badaczy podlegających presji którejś z partii, czy zbyt małe liczebnie próby. Jeśli chodzi o ten ostatni czynnik, to znana firma YouGov w swoim ostatnim sondażu opartym na próbie ponad 10 tys. respondentów uzyskała wyniki gorsze od kilku innych firm, m.in. znanych u nas Ipsos-Mori i TNS UK, które pomiarem objęły typową wielkość próby ok. 1100 osób. Autorzy raportu zwrócili natomiast uwagę na inną kwestię, która prawdopodobnie dotyczy także polskich doświadczeń, mianowicie skłonność do publikowania wyników jedynie tych sondaży, które są zgodne z ogólnym trendem (chęć dołączenia do stada, ang. herding). Takie wrażenie odnosiło się przed pierwszą turą wyborów prezydenckich w Polsce w maju 2015 r., kiedy prawie wszystkie pracownie sondażowe wskazywały jako faworyta urzędującego wówczas prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Niereprezentatywne próby
W Polsce przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że większość badań sondażowych prowadzonych jest na próbach losowych. W Wielkiej Brytanii natomiast uzyskiwano przez wiele lat trafniejsze prognozy wyników wyborczych dobierając próby respondentów metodą kwotową. Wybór kwotowy polega na ścisłej kontroli struktury próby ze względu na najważniejsze jej charakterystyki i zapewnieniu, że jest ona zgodna ze strukturą populacji. Sam dobór respondentów nie jest zaś losowy. Dobre rozpoznanie charakterystyk, które decydują o postawach wyborców, zapewnia reprezentatywność próby, albowiem rozkłady tych charakterystyk są identyczne w populacji i w próbie. Jednak to co udawało się przez wiele lat, niezależnie od tego, czy było to losowanie prób (w Polsce), czy dobór kwotowy prób (w Wielkiej Brytanii), przestało działać. Techniki, które dawniej pozwalały uzyskiwać reprezentatywne próby obecnie zawodzą. Powodów tego może być kilka.
Po pierwsze, zmienia się zestaw zmiennych, które były silnie skorelowane z preferencjami politycznymi wyborców, np. niektóre zmienne demograficzne, co pozwalało na konstruowanie reprezentatywnych prób. Obecnie, wśród osób w podobnym wieku, o tym samym poziomie wykształcenia i o zbliżonych dochodach występują większe niż w przeszłości różnice w postawach politycznych. Dodatkowo, coraz częściej zawodzi mechanizm określania tego, którzy respondenci w próbie pójdą rzeczywiście głosować w dniu wyborów. Technika przypisywania każdemu ankietowanemu wyborcy subiektywnego prawdopodobieństwa że weźmie udział w wyborach (ang. likely voter technique) nie sprawdziła się już w sondażach przed wyborami prezydenckimi w USA w 2012 r. Samoocena przez respondentów prawdopodobieństwa głosowania zawiodła z kolei w Anglii w ubiegłym roku. Autorzy omawianego raportu słusznie postulują poszukiwanie lepiej naukowo uzasadnionych i skuteczniejszych metod oceny, w jakich proporcjach reprezentanci poszczególnych elektoratów stawią się przy urnach wyborczych.