We wrześniu podczas corocznego narodowego czytania będziemy słuchać „Wesela" Wyspiańskiego. Wybór piękny i trafny (choć gdyby wybrano inne z proponowanych dzieł – „Przedwiośnie", „Beniowskiego" lub „Pamiątki Soplicy" – też byłby piękny i trafny), ale informacja na ten temat, podana w Wiadomościach TVP 21 lutego w Międzynarodowym Dniu Języka Ojczystego, była bardzo lakoniczna, wręcz pobieżna. Nie pomyślano o tym, by oprawić ją w szerszy kontekst, jakim był właśnie dzień polszczyzny.
Faktem jest, że ludzie mediów w dużej części przestali być wyczuleni na formę języka, choć jest on przecież narzędziem ich pracy. Tymczasem o narzędzia należy dbać. To tak, jak gdyby mechanik pozwolił, by sprzęt, jakiego używa, zardzewiał, kierowca prowadził niesprawny samochód, a adwokat nie znał treści kodeksów.
W mediach cicho sza
W ów dzień poświęcony (czy też „dedykowany", jak należałoby modnie powiedzieć) polszczyźnie kupiłam komplet dzienników, żeby zobaczyć, co prasa ma do powiedzenia na temat języka polskiego. Jak się okazało, nie ma do powiedzenia nic – i pod tym względem „Rzeczpospolita", „Gazeta Wyborcza", „Dziennik – Gazeta Prawna", „Nasz Dziennik" i „Polska The Times" zupełnie się od siebie nie różnią. W żadnej z gazet nie było nawet wzmianki o sprawach językowych ani, siłą rzeczy, przejawów zatroskania o stan polszczyzny.
Dzień Języka Ojczystego, inicjatywa UNESCO z 1999 roku, ma w założeniu przypominać, że własny język stanowi wielką wartość, a zatem wymaga stałej troski. O niejednej inicjatywie ONZ nie da się powiedzieć wiele dobrego, ale ta akurat jest w stanie się obronić. W zglobalizowanym świecie języki narodowe wystawione są na niebezpieczeństwa, którym bardzo trudno jest się przeciwstawić. Dlatego nigdy dość przypominania, że język narodowy i jego piękno stanowią wartość samą w sobie.
Jednym z największych zagrożeń jest bez wątpienia niepowstrzymana ekspansja angielskiego. Niektóre nacje starają się przed nią, z mniejszym lub większym powodzeniem, bronić – to przede wszystkim Francuzi, zbrojni w poczucie, że francuski jest wart szacunku i ochrony na miarę swej wielkiej przeszłości. Inni poddali się na całej linii i do tego grona, niestety, zaliczamy się my. Obrona – uprzedzę łatwe zarzuty – nie oznacza, że należy z inkwizytorskim zapałem eliminować wszelkie językowe nowości. Wiele z nich ma sens, a są i takie, które w wersji zapożyczonej z angielskiego wypadają o wiele lepiej niż w polskiej – przykładem zgrabne słowo „lajki", znacznie przyjemniejsze dla ucha od topornych „polubień".