Platforma Obywatelska sama się prosiła, by wywołać ją do tablicy w sprawie programu 500+. Bardzo łatwo można politykom tej partii przypiąć łatkę nieczułych na problemy materialne Polaków. Słynne kwestie „zmień pracę i weź kredyt" prezydenta Komorowskiego czy „za 6 tys. zł to pracuje złodziej albo idiota" minister Bieńkowskiej są dla wielu symbolami takiej postawy.
Od dwóch lat Platforma miota się w kwestii 500+. Raz słyszymy, że linia partii jest taka, że 500 zł powinno należeć się wszystkim, także rodzinom z jednym dzieckiem, by chwilę później usłyszeć, że program ten oznacza budżetową katastrofę. Poza tzw. przekazami dnia, czyli instrukcjami z partyjnej centrali, politycy PO o 500+ wypowiadają się prawie wyłącznie negatywnie. Chcą niby dołożyć politycznemu przeciwnikowi, ale są w tym na tyle niezręczni, że czasem po prostu obrażają Polaków. I tak dowiadujemy się, że pieniądze te wydawane są na alkohol i inne rozrywki, a później, że przez ten program nierozsądne matki porzucają szansę kariery na kasie w Biedronce i Lidlu, co szkodzi gospodarce.
PiS postawiło opozycję pod ścianą. Z premedytacją insynuuje, że jeśli PO wygra następne wybory, to nowy rząd zlikwiduje 500+. To podobny chwyt do zarzutu Platformy, że Prawo i Sprawiedliwość chce wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej. Platforma podjęła rękawice i by odwrócić uwagę wyborców od tej insynuacji, wyzwała partię rządzącą na szereg debat programowych. Oczywiście najważniejsza miałaby się tyczyć właśnie programu 500+, a dokładnie tego, jak go finansować.
Do debat, oczywiście, nie dojdzie. Władzy nigdy nie opłaca się debatowanie z opozycją. Ekonomista Platformy Andrzej Rzońca może przecież opowiadać i obiecywać co mu ślina na język przyniesie, i tak dalej będzie w opozycji i nikt go z tych słów nie rozliczy. A PiS za każde słowo premiera Morawieckiego zostałoby rozliczone już w najbliższych wyborach. Na debatę Rzońca – Morawiecki zatem nikt w PO w ogóle nie liczył. Rząd już zresztą postawił zaporowe warunki, czego wszyscy w Platformie się spodziewali. Teraz PO może więc śmiało powtarzać, że PiS boi się debaty i dyskusji o programie.
Platforma dobrze odbiła piłeczkę, ale rząd i tak osiągnął, co chciał. Skierowanie debaty na tory programowe szybko skłóciło opozycję. Dość powiedzieć, że już nowy sztandarowy pomysł PO – 13. emerytury – uznawany jest przez Nowoczesną za czysty populizm. Wolta partii Grzegorza Schetyny w kwestii przyjmowania uchodźców podzieliła opozycję jeszcze mocniej. Przeciwników rządu łączy głównie wspólny wróg, a dzielą – i to coraz mocniej – pomysły rozwiązań programowych. PiS zależy zatem na tym, by partie opozycyjne jak najwięcej czasu poświęcały debacie nad konkretnymi rozwiązaniami pozytywnymi, a nie temu, dlaczego rząd jest zły i psuje państwo.