Profesor Grzegorz Kołodko wystąpił z tezą, że już mamy do czynienia z inflacją, tym razem niewidoczną, bo „tłumioną" („Inflacja tłumiona 3.0. Czy wiemy, co się dzieje?", „Rzeczpospolita", 22.04.2021). Jego zdaniem możliwe, że inflacja ta się „uwidoczni" w postaci wysokiej inflacji „widzialnej". Uzasadnienia tej tezy aż proszą się o krytyczne uwagi.
Zdaniem Autora zasadniczą przyczyną obecnej „inflacji tłumionej" jest to, że „w odpowiedzi na unikatowy charakter kryzysu ekonomicznego wywołanego pandemią koronawirusa rządy i banki centralne licznych państw wpompowały do gospodarki niebywałe w czasach pokojowych ilości pieniądza: »wydrukowano« jego masę bez pokrycia w realnej ofercie towarowej". Otóż po pierwsze, nie jest prawdą, że mamy do czynienia z „niebywałym" wzrostem ilości pieniądza. W 2020 r. jego ilość M2 wzrosła o 16,9 proc. (grudzień 2020 do grudnia 2019). To mniej niż w 2009 r. (20,2 proc.) i niewiele więcej niż w latach 2007–2008 (wykres).
Po drugie, założenie, że za „niebywałym" wzrostem ilości pieniądza kryje się inflacja „tłumiona", która prędzej czy później objawi się w postaci jawnej, jest fałszywe. Za ekspansją ilości pieniądza w latach 2007–2009 nie poszła inflacja. Wprost przeciwnie, mieliśmy do czynienia z trzyletnim (2014–2016) okresem deflacji: spadku poziomu cen.
Czy widać niedobory
Co mamy rozumieć przez pojęcie „inflacji tłumionej"? Prof. Kołodko tłumaczy je istnieniem „wydrukowanych pieniędzy zamrożonych w postaci przymusowych oszczędności przy okazji zablokowania części gospodarki". O zjawisku przymusowych oszczędności wiemy z doświadczeń tzw. gospodarki planowej. Nazywaliśmy je „nawisem inflacyjnym". „Nawis" wynikał z niedopasowania podaży (i cen) dóbr konsumpcyjnych do popytu (co przejawiało się w racjonowaniu, kolejkach itp.). Niedobory podaży skutkowały niemożnością realizacji zakupów, powiększając oszczędności (o domniemany komponent „przymusowy").