Paszkwil zamiast polemiki

Były wicepremier, minister finansów i szef NBP, obecnie przewodniczący rady Fundacji Obywatelskiego Rozwoju odpowiada na artykuł Andrzeja Bratkowskiego „Czeski błąd Balcerowicza”

Publikacja: 19.06.2012 03:39

Leszek Balcerowicz

Leszek Balcerowicz

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Red

W odpowiedzi na słuszną tezę min. J. Rostowskiego, że „ocena polskich obligacji musi się opierać na trwałych tendencjach" 30 maja br. FOR przedstawił publicznie materiał Aleksandra Łaszka pt. „Finanse publiczne i rentowność obligacji (zob. www.for.org.pl). Pokazuje on, ile Polska płaci za zaciągane państwowe długi (tzn. ile wynosi rentowność 10-letnich obligacji państwowych) w okresie kwiecień 2008 – kwiecień 2012 w porównaniu z Węgrami, Czechami i Niemcami.

Wynika z niego m.in., że Czesi płacą znacznie mniej niż my i ta różnica w badanym okresie wzrosła. Natomiast Węgry płacą wyraźnie więcej niż Polska, przy czym ta różnica wyraźnie się powiększyła od lipca 2008 r. Nie mówię już o Niemcach, którzy płacą coraz mniej – zarówno w czasie, jak i w porównaniu z ogromną większością innych krajów.

Taka analiza powinna być punktem wyjścia do spokojnej i fachowej dyskusji. Zamiast tego czytelnicy „Rzeczpospolitej" uzyskali tekst Andrzeja Bratkowskiego, który jest zaprzeczeniem tych elementarnych wymagań.

Błąd logiczny

Zacznę od rzeczy najbardziej bulwersującej, która dyskwalifikuje każdy tekst na gruncie etycznym: otóż A. Bratkowski przypisuje mi tezy, których nie głosiłem. Dla przykładu:

– Nie twierdziłem, że „rynki są nieomylne". Przeciwnie, wielokrotnie wskazywałem, że – jak każdy społeczny mechanizm – operują one metodą prób i błędów, ale – jeśli nie są deformowane przez polityczny interwencjonizm – zwykle szybciej reagują na błędy niż centralistyczna władza. Wskazywałem ponadto, powołując się na empiryczne badania, że u podłoża ostatniego globalnego kryzysu finansowego (podobnie jak i poprzednich) leżą w dużej mierze poważne błędy popełnione przez banki centralne i/lub rządy niektórych krajów. Taką diagnozę można m.in. znaleźć w raporcie de Larosière'a – raporcie powołanej przez Unię Europejską grupy ekspertów, do której należałem.

– Nie zalecałem „na początku kryzysu" ostrych cięć wydatków budżetowych, jeśli rozumieć przez to ich mechaniczne ograniczanie. Przeciwnie, do kwietnia 2010 r. publicznie głosiłem, że próby bardziej zdecydowanych reform ze strony rządu nie miałyby politycznego sensu, bo trafiałyby na weto prezydenta.

– Nie sugerowałem, że „Polska znajdzie się w takiej samej sytuacji co Grecja". Odwoływałem się natomiast do Grecji jako przykładu ostrzegawczego, który pokazuje, jakie są skutki wybierania do władz politycznych „Świętych Mikołajów".

I ten przykład powinniśmy mieć cały czas przed oczyma.

– Nie twierdziłem, że wyceny obligacji są „równoważne z pełną oceną jakościową polityki gospodarczej". Żaden rozsądny ekonomista nie będzie jednak lekceważyć oceny rynków finansowych, nawet gdy ich nie lubi. Albowiem różnice w tych wycenach przekładają się na miliardy złotych.

– Informacja, że Polska płaci więcej niż Czechy za zaciągane przez państwo długi nie ma nic wspólnego z moją „sympatią" do Czech. Wedle tej logiki A. Bratkowski powinien mi zarzucać, że pokazując, ile więcej niż my płacą Węgry, ujawniam swoją „antypatię" do Węgrów.

Cały niemal wywód A. Bratkowskiego i – rzekomo – wynikające z niego oskarżycielskie wnioski opierają się na jednym zabiegu, który jest bądź nieświadomie popełnianym logicznym absurdem, bądź świadomym intelektualnym nadużyciem, określanym zwykle jako „ustawianie sobie" oponenta.

Różnic w stanie finansów publicznych nie można sprowadzać do jednego czynnika

A. Bratkowski jest – w swoim tekście – na bakier albo z logiką, albo z intelektualną uczciwością. Przyjmuje on mianowicie, że skoro pokazuję, że Czechy płacą mniej za zaciągane długi, to znaczy, że – w całej rozciągłości – traktuję je jako „wzór" czy „model". Pozwala mu to następnie gromić mnie w tekście za rozmaite słabości Czech, które pominąłem.

OFE a stopa oszczędności

Takie postępowanie jest jednak – powtarzam – elementarnym błędem logicznym lub intelektualnym przekrętem, bo wspomniane wynikanie nie istnieje. To tak, jakby oburzać się na komentatora sportowego dlatego, że powiedział, iż sprinter A biega szybciej niż sprinter B, a pominął, że A bije żonę. Nawiasem mówiąc, dlaczego J. Rostowski i A. Bratkowski nie protestują z powodu porównania rentowności polskich obligacji skarbowych z węgierskimi?

A. Bratkowski próbuje w swoim tekście kolejny raz usprawiedliwić antyreformę w postaci drastycznego cięcia składek do OFE w 2011 r. i

– przy okazji – wykazać, że jakoby popadam w sprzeczność, z jednej strony krytykując ten krok, a z drugiej – porównując rentowność czeskich i polskich obligacji. Jego zabieg jest równie prosty co mylny: twierdzi, że Czesi płacą mniej za zaciągane długi, bo „po prostu nie mają OFE". Na to można powiedzieć: Chile płaci dużo mniej niż Polska – i ma najbardziej rozbudowany w świecie system typu OFE.

Różnic w stanie finansów publicznych nie można sprowadzać do jednego czynnika, który próbuje się demonizować. Przypisywanie wzrostu długu publicznego wpłatom do OFE było – i jak widać nadal jest – właśnie takim chwytem. A dlaczego pomija się np. wzrost długu spowodowany powiększaniem administracji publicznej czy podwyżkami płac nauczycieli – i to bez żadnej próby rewizji Karty nauczyciela. Na początku 2011 r. FOR przedstawił kilkadziesiąt propozycji, których wprowadzenie wzmocniłoby nasz wzrost gospodarczy i pozwoliłoby – co się z tym wiąże – uniknąć cięcia składek do OFE. Tę propozycję A. Bratkowski (podobnie jak poprzednio i podobnie J. Rostowski) pomija milczeniem. Tylko dzięki temu może wytaczać oskarżycielskie działa.

Ostre cięcia składek do OFE – w przeciwieństwie do proponowanego programu reform – nie pozwala na podwyższenie niskiej w Polsce stopy oszczędności, która – jak twierdzi sam A. Bratkowski – przyczynia się do tego, że Polska płaci więcej za zaciągane państwowe długi. Ale jakoś nie kojarzy tych dwóch faktów.

Wątpliwe tezy

W tekście A. Bratkowskiego znajdujemy też sporo tez wątpliwych lub jawnie błędnych. Dla przykładu:

Jeżeli rynki finansowe nie będą doceniać osiągnięć Jacka Rostowskiego, to już wiadomo, czyja dywersyjna działalność to spowodowała

– Szybszy wzrost gospodarczy w Polsce niż w Czechach w latach 2008 – 2011 A. Bratkowski wiąże wyłącznie z jednym czynnikiem: bardziej agresywnym fiskalnym pobudzaniem przez Polskę. Nie było innych powodów? A jakie będą skutki tego „pobudzania" na dłuższą metę?

– Głębokie recesje w krajach nadbałtyckich błędnie przypisuje on ostrym cięciom budżetowym. Tymczasem głęboka recesja w tych krajach była wynikiem załamania się wcześniejszego boomu kredytowego na rynku nieruchomości, a „ostre cięcia" pozwoliły krajom nadbałtyckim na szybkie wychodzenie z recesji, czyli uniknięcie losu Grecji.

– A. Bratkowski twierdzi, że moja „główna pasja" (cudzysłów w oryginale – to próbka języka

A. Bratkowskiego) to ograniczanie wydatków budżetu. Po czym – w myśl opisanego już chwytu – przechodzi do opisu, jak to Czesi wyglądają pod tym względem gorzej niż my. Najważniejsze jest to, że tak postępując, dezawuuje on bardzo istotne badania, które sugerują, że programy uzdrawiania finansów publicznych oparte na ograniczaniu bieżących wydatków budżetu częściej kończą się powodzeniem niż programy oparte na podwyższaniu podatków.

– Nawet jeśli – jak twierdzi A. Bratkowski – wyższy poziom dochodu na głowę mieszkańca w Czechach niż w Polsce przyczynia się do tego, że płacą one mniej niż my za zaciągane państwowe długi, to przykład Grecji czy Portugalii (też od nas bogatszych) mocno sygnalizuje znaczenie innych czynników; zwłaszcza stanu finansów publicznych. Bułgarzy, choć dużo biedniejsi od nas, nie płacą w ciągu ostatniego roku więcej za zaciągane długi publiczne niż my.

– A. Bratkowski pisze: „Balcerowicz krytykuje RPP za zbyt niskie stopy procentowe, ale przemilcza (! LB) fakt, że w Czechach od lat realne stopy procentowe są ujemne..."! Okazuje się, że nie można odnosić się do Polski – pod żadnym względem – nie odnosząc się od razu do Czech, bo będzie się oskarżonym o intencjonalne działanie – o „przemilczanie"! Poza tym wskazywałem na elementarny fakt, że od miesięcy inflacja w Polsce jest grubo wyższa niż cel inflacyjny (2,5 proc.) i z tego faktu członkowie RPP powinni – na gruncie moralnej i konstytucyjnej odpowiedzialności – wytłumaczyć się przed społeczeństwem. Niezależność nie może oznaczać braku jakiejkolwiek odpowiedzialności. Wreszcie zestawianie stóp procentowych w Polsce i Czechach, a pomijanie danych nt. inflacji jest znaczącym błędem.

***

Powyższe to tylko próbka błędów (lub nierzetelności) A. Bratkowskiego. Wszystko to jest uwertura do jego końcowych wniosków.

Po pierwsze, że moje rzekomo błędne wypowiedzi szkodzą Polsce. Jeżeli więc rynki finansowe nie będą doceniać osiągnięć J. Rostowskiego, to już wiadomo, czyja dywersyjna działalność to spowodowała. Przypomina mi to retorykę władz PRL wobec ich krytyków.

Po drugie – A. Bratkowski twierdzi – wbrew temu, co głoszę – że wcale nie jestem motywowany tym, aby mobilizować opinię publiczną do nacisku na reformy, ale napędza mnie chęć, aby „dowalić" rządowi i wyładować swoje rzekome animozje wobec J. Rostowskiego.

Przypisywanie komukolwiek niskich motywów jest jednym z najgorszych moralnie chwytów, jakie można zastosować w publicznych wypowiedziach. Utwór, który to głosi, nazywamy zwykle paszkwilem. W toku swojej publicznej działalności byłem ostro krytykowany przez niektórych polityków. Dotyczyło to jednak zwykle moich działań, a rzadko – moich intencji. Swoim tekstem A. Bratkowski otwiera nowy front. Chciałbym bardzo wierzyć, że to tylko wypadek przy pracy.

W odpowiedzi na słuszną tezę min. J. Rostowskiego, że „ocena polskich obligacji musi się opierać na trwałych tendencjach" 30 maja br. FOR przedstawił publicznie materiał Aleksandra Łaszka pt. „Finanse publiczne i rentowność obligacji (zob. www.for.org.pl). Pokazuje on, ile Polska płaci za zaciągane państwowe długi (tzn. ile wynosi rentowność 10-letnich obligacji państwowych) w okresie kwiecień 2008 – kwiecień 2012 w porównaniu z Węgrami, Czechami i Niemcami.

Wynika z niego m.in., że Czesi płacą znacznie mniej niż my i ta różnica w badanym okresie wzrosła. Natomiast Węgry płacą wyraźnie więcej niż Polska, przy czym ta różnica wyraźnie się powiększyła od lipca 2008 r. Nie mówię już o Niemcach, którzy płacą coraz mniej – zarówno w czasie, jak i w porównaniu z ogromną większością innych krajów.

Pozostało 91% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację