Europa potrzebuje liberalnego Keynesa

Niezbędna jest nowa wizja w obszarze polityki gospodarczej Unii Europejskiej. Aktywna, ale mimo wszystko określona rola państwa, nie tylko nie zaszkodzi, ale pomoże w wychodzeniu z bardzo skomplikowanej, społecznie dramatycznej sytuacji gospodarczej w wielu krajach.

Publikacja: 26.11.2013 06:00

Alojzy Z. Nowak

Alojzy Z. Nowak

Foto: Rzeczpospolita

Na początku października 2013 roku, we Francji miało miejsce wydarzenie o charakterze ekonomicznym i społecznym, które stało się przedmiotem analiz, daleko wykraczającym poza tej kraj, a także strefę euro. Prezydent Francji François Holland  przybył do miasta Florange w Lotaryngii, gdzie mieści się jedna z największych hut na świecie i gdzie bogate złoża rud żelaza i  węgla tworzą, wydaje się, optymalne warunki do rozwoju przemysłu ciężkiego. Gdy właściciel tej firmy znany magnat hutniczy, Lakshami Mittal zapowiedział zamknięcie dwóch ostatnich pieców huty, dwa lata temu, prawie cała polityczna Francja była zaszokowana. Wówczas prezydent Francji zapowiedział, że w takim razie jego rząd znacjonalizuje hutę. Zarówno  prezydent Holland, jak i wielu jego ministrów zaczęło otarcie krytykować wiele aspektów globalizacji, a także bezradność rządów w strefie euro, stojących wobec podobnych wyzwań.

A jednak tym razem rząd francuski przegrał batalię z hinduskim potentatem. Prezydent Holland przybył do Florange po to, aby powiedzieć pracownikom, że Mittal  zamknie hutę i w tej sprawie nie ma odwołania. Okazało się, o czym piszą teraz analitycy francuskiej sceny ekonomicznej, że produkcja we Francji w wielu sektorach gospodarki staje się coraz mniej opłacalna, głównie ze względu na wysokie koszty pracy oraz sztywne, bardzo duże obciążanie fiskalne. Lekcja z przypadku huty we Florange prowadzi jednak do wielu uzasadnionych pytań. Wiadomo, że Mittal żądał niższych pensji i dłuższego czasu pracy. Te jego warunki nie zostały przyjęte przez związki zawodowe.

Ale być może na dłuższą metę należy sobie odpowiedzieć na znacznie bardziej fundamentalne wątpliwości, a mianowicie, czy da się zbudować solidne  podstawy gospodarki, głównie w oparciu o sektor rozrastających się usług (co jest trwałą tendencją w wielu krajach najbardziej rozwiniętych). Jednak na obecne problemy, także te, które sygnalizuje francuski przypadek, należy spojrzeć jeszcze wnikliwiej. Bowiem są one częścią większej całości. A z polskiego punktu widzenia są ważne, bo  dotyczą bardzo wielu krajów strefy euro.

Mechanizm konwergencji a wolny rynek

Utworzenie  strefy wspólnej  waluty euro miało przyśpieszyć  rozwój gospodarczy krajów mniej zaawansowanych w rozwoju. Są to głównie kraje południa Europy. Uruchomienie mechanizmu konwergencji miało być dziełem wolnego rynku. Kraje mniej rozwinięte miały przewagę  komparatywną w postaci niższych płac, większych zasobów siły roboczej oraz mniejszego nasycenia kapitałem. Powstał więc korzystny układ:

- tanie niewykorzystane zasoby czynników produkcji południa;

- obfitość kapitału w krajach północy strefy euro;

-  niskie stopy procentowe  i łatwo dostępny kredyt.

Przewidywano, że te czynniki powinny przyśpieszyć tempo wzrostu gospodarczego  krajów mniej rozwiniętych i z czasem doprowadzić do wyrównania poziomu PKB w całej strefie. Na szybszym rozwoju południa skorzystać miały też kraje bogatej północy.

Niestety, nadzieje te nie zostały w dużej mierze spełnione. Niewidzialna ręka wolnego rynku często nie najlepiej kierowała inwestycjami - a szerzej - strumieniami przepływu kapitału. Zamiast pożądanej konwergencji nastąpiła  i postępuje w istocie dywergencja. Gospodarki krajów południa stały się niekonkurencyjne, zarówno w stosunku do północy Unii, jak też do innych partnerów handlowych ze względu na zbyt mocne  dla nich euro, ukształtowane przez silną gospodarczo północ.

Na problemy z deficytem konwergencji realnej składa się szereg  niekorzystnych zjawisk:

- duży napływ kapitału z północy, lecz znikome stamtąd inwestycje bezpośrednie;

- stosunkowo mały wzrost bezpośredniej wymiany handlowej w ramach strefy;

-  nierzadko nietrafione inwestycje finansowane kredytem pochodzącym z przypływu kapitału, co spowodowało bańki spekulacyjne [ Hiszpania, Irlandia ];

-  wzrost długu publicznego, czego najlepszym przykładem [Grecja,  Portugalia, Włochy ]

- wzrost kosztów pracy w sektorach dóbr i usług niewymienialnych, co w przypadku krajów o słabszym poziomie  rozwoju w strefie euro dało efekt Balassy-Samuelsona - wzrost inflacji,

- stały dla tych krajów kurs waluty  euro i wyższa inflacja oznaczała malejącą konkurencyjność w stosunku do pozostałych partnerów handlowych,

- otwarta, globalna gospodarka, tak korzystna dla bogatej północy strefy okazała się niekorzystna dla południa,

- południe strefy euro narażone zostało na deindustrializację.

Działo i dzieje się tak, bowiem sfinansowane dopływem kapitału inwestycje trafiły w krajach południa do sektora dóbr niewymienialnych,(niehandlowych). Sektor handlowy natomiast nie wytrzymał konkurencji przodujących producentów z północy oraz tanich producentów ze wschodu Europy.

Narastające problemy gospodarcze w następstwie postępującego procesu dywergencji przykrywała dobra koniunktura. Skutki ujawnił w pełni dopiero kryzys globalny w latach 2007-2009, którego  ostatecznego końca nie widać, mimo pewnych symptomów poprawy koniunktury.

Konieczność ratowania systemu bankowego przy pomocy środków budżetowych wykazała dobitnie  słabość gospodarki krajów południa.  Gwałtownie rosnąć  zaczął dług publiczny i poziom zadłużenia południa wobec wierzycieli z krajów północy. Powstałą sytuację, którą trafnie, choć  brutalnie, opisuje George Soros.  Jego zdaniem, początkowo Unia Europejska  miała być dobrowolnym   stowarzyszeniem równych krajów, które poświęciły część swej suwerenności dla dobra wspólnego. Tymczasem - twierdzi on -  kryzys euro zmienił ją w przymusowy związek nierównych państw, podzielonych na dłużników i wierzycieli. Wierzyciele mają władzę, a dłużnicy stali się obywatelami drugiej kategorii i muszą być posłuszni dyktatowi tych, którzy trzymają portfel.

Choć być może pogląd o dyktacie wierzycieli wobec dłużników jest sformułowaniem  nieco przesadnym, przybiera  on znacznie subtelniejsze formy, ale oddającym jednak istotę zależności tych silniejszych państw wobec słabszych.   Wysoki dług publiczny osłabia dodatkowo pozycję dłużników, więc są oni usilnie nakłaniani do zaciskania pasa.  Natomiast za wzór stawiani są Niemcy, którzy zaciskali pasa w okresie dobrej koniunktury i, którzy zaakceptowali prawie 10 lat temu reformy, głównie dotyczące rynku pracy. Utrzymanie wzrostu gospodarczego ułatwia im  także eksport, który wyrównuje ubytek popytu wewnętrznego w czasach spowolnienia. Tymczasem zaciskanie pasa na dzisiejszych dłużnikach prowadzi do spadku ich PKB, wzrostu bezrobocia i wzrostu, a nie zmniejszenia długu [m.in. w rezultacie wyższych odsetek, płaconych na rynku obligacji].

Proces dywergencji gospodarek strefy euro stał się już faktem, ale problemem  jeszcze większym jest to, że zjawisko to może się pogłębiać. Do tych czasowych przewag konkurencyjnych krajów północy dochodzą bowiem wysokie koszty kredytu, zarówno dla rządów, jak i firm oraz gospodarstw domowych. Kula u nogi, jaką są rosnące koszty kredytu, wyższe niż na północy UE, zmniejsza szanse południa w konkurencji na Jednolitym Rynku.

Jak długo dłużnicy mogą pozostawać w tej pułapce? Inne pytanie, które się  również nasuwa brzmi: czy ożywienie gospodarcze, które najpewniej nastąpi, zmieni obecną sytuację krajów południa.  Trzeba mieć jednak świadomość, że szczególnie  kłopotliwe i trudne będzie rozładowanie napięć występujących dziś na rynkach pracy  tych krajów. Napięcia te prowadzą nie tylko do konfliktów społecznych, ale podważają wiarę w sens dotychczasowego modelu integracji europejskiej.

Warto w tym miejscu zauważyć, że analiza przyczyn potwierdzających zmiany na rynku pracy jest istotnym elementem sporu na temat celowości oddziaływania państwa na zatrudnienie i bezrobocie. Andrzej Wojtyna uważa, że ...„gdy nie następuje natychmiastowe równoważenie rynku pracy, istnieje miejsce dla aktywnej polityki makroekonomicznej". Jednocześnie autor ten twierdzi, że ograniczenia w elastyczności płac powodują, że sektor prywatny nie może na nie bezpośrednio zareagować. Jeśli rząd potrafi szybciej dostosować swoją politykę i skuteczniej zareagować na szok niż sektor prywatny, to pojawia się pole dla tradycyjnego keynesistowskiego sterowania popytem. Te dwie opinie dobrze oddają istotę na temat uwarunkowań związanych z  dzisiejszym, wysokim poziomem bezrobocia w strefie euro. Nie należy przeoczyć, że  prowadzenie błędnej polityki fiskalnej i w konsekwencji utrzymywanie zbyt wysokiego zadłużenia państwa, w sytuacji szoku zewnętrznego, jakim był  kryzys w latach 2009-2011, miało bardzo negatywne skutki, choć nie jednakowe dla wszystkich krajów euro strefy. Kraje o ustabilizowanych finansach publicznych dysponowały odpowiednią rezerwą budżetową, którą mogły wykorzystać w celu zamortyzowania negatywnych skutków kryzysu. W konsekwencji znacząco złagodziły wzrost bezrobocia. Z kolei kraje które wyczerpały możliwość wykorzystanie instrumentów polityki fiskalnej, w momencie pojawianie się pierwszych szoków zewnętrznych. Zmuszone zostały do znacznych i bolesnych społecznie oszczędności wydatków publicznych, i szukanie u  partnerów Unii Europejskiej pomocy zewnętrznej w postaci redukcji zadłużenia lub kolejnych ułatwień kredytowych.

Co jest potrzebne dzisiaj w Unii Europejskiej, a w szczególności w strefie euro, aby mogła wyjść z klinczu,  w którym trwa. Dotychczasowe rozwiązania, takie jak przeciwdziałanie powstaniu kolejnych kłopotów poprzez stworzenie specjalnego mechanizmu nadzorczego nad sytuacją makroekonomiczną  państw członkowskich UE, jest słuszny. Opiera się on na 3 filarach:

•          systemie wczesnego ostrzegania;

•          stosowaniu ściśle określonych reguł, które zawarte zostały w ramach Procedury Nadmiernych Zakłóceń Równowagi (Excessive Imbalance Procedure (EIP) oraz;

•          rygorystycznym ich egzekwowaniu, wraz z możliwością nałożenia sankcji finansowych na państwa członkowskie należące do strefy euro.

Także dobrze przemyślaną Unię Bankową postrzegamy jako możliwość instytucjonalnego wsparcia, czy amortyzatora na rzecz produktywności i konkurencyjności gospodarek państw Unii Europejskiej. Jednak opowiadamy się zdecydowanie za stworzeniem nowej wizji polityki gospodarczej.

Potrzeba nowej wizji w obszarze polityki gospodarczej

Szczególnie dzisiaj, istnieje zasadnicza potrzeba nowej i pogłębionej diagnozy sytuacji w Unii Europejskiej, w szczególności w strefie euro. Jesteśmy przekonani, że jeśli  Unia Europejska ma przetrwać (a jest to jak najbardziej pożądane) konieczne są w niej zasadnicze zmiany, właśnie w obszarze polityki gospodarczej. Chodzi tu w pierwszym rzędzie  o większą rolę polityki sektorowej, w tym polityki przemysłowej. Tylko bowiem przy pomocy aktywnej polityki sektorowej, prowadzonej na szczeblu Komisji Europejskiej, jak i na szczeblu państw narodowych, można nadać  procesowi konwergencji realnej krajów Unii, tak potrzebnego, nowego impulsu.

Nie będzie to zapewne  proste naśladownictwo dawnej polityki przemysłowej, lecz nowa polityka  sektorowa w czasach integracji. Taka szeroko rozumiana polityka nie jest  zresztą Unii Gospodarczo Walutowej obca. Dotyczy wszakże ona  chociażby wspierania  w różnej formie przez Unię:

-rolnictwa;

-startu małych i średnich przedsiębiorstw;

-rozwoju infrastruktury;

-kształcenia i kształtowania kapitału ludzkiego;

- wspierania różnych inicjatyw z zakresu ochrony środowiska, kultury, sztuki, itp.

Wszystkie te działania - może z wyjątkiem grupy ostatniej i pierwszej - mają na celu  wspieranie mechanizmów rynkowych, albo ich korektę.  Natomiast polityka  sektorowa – tak, jak ją rozumiemy obecnie - powinna naprowadzać działanie mechanizmu rynkowego sektorów gospodarki, dających wzrost zatrudnienia, wzmocnienie specjalizacji krajów konieczne dla zgodnej, równoprawnej współpracy państw w ramach wspólnoty. Taka polityka powinna także chronić gospodarkę przed powstawaniem baniek spekulacyjnych. Nie wydaje nam się, aby był to postulat idealistyczny, odwrotnie, jest on możliwy do zrealizowania, ale przede wszystkim jest on konieczny.

Polityka sektorowa, tak rozumiana, ma naprowadzać niewidzialną rękę rynku widzialną   ręką państwa , w możliwie zgodnym współdziałaniu władz Unii i władz państw narodowych  na obszary działania, niezbędne dla animacji procesu realnej konwergencji. W postulacie odwrócenia dotychczasowej tendencji - procesu dywergencji, widzimy zasadniczą szansę dla rozwoju Unii Europejskiej, a w niej strefy euro. Nie będzie to zadanie łatwe.

Kryzys w strefie euro pokazuje, że mamy do czynienia z poważnym i narastającym niestety kryzysem  zaufania do Unii Europejskiej, do polityków i instytucji europejskich. Postępuje też  spadek zaufania do idei solidarności europejskiej, którą rozwijano od czasu zakończenia II wojny światowej i która była kamieniem milowym europejskiej integracji. Pogłębiają się natomiast egoizmy narodowe, przeczące dotychczasowym tendencjom integracyjnym. Niepokoić musi wzrost popularności partii nacjonalistycznych i ksenofobicznych.

A jednak mimo tych obiektywnych faktów uważamy, że szansą dla Unii Europejskiej jest stworzenia nowej wizji, w postaci polityki sektorowej, polegającej na tym, aby owa ręka naprowadzająca nie zastępowała tej niewidzialnej.

W nierzadko uproszczonych, ale jednak dominujących często wariantach ideologii skrajnie liberalnej  państwo ma na ogół fatalną opinię. Władzę w państwie reprezentują biurokraci, często leniwi, asekuranccy. Zdarza się, że także skorumpowani, za to druga strona postrzegana jest stereotypowo. To pracowici, ofiarni, narażający się na ryzyka w tworzeniu miejsc pracy, ofiarni przedsiębiorcy, czy prywatni pracodawcy. Szatański obraz urzędników państwowych i anielski  przedsiębiorców jest jednako fałszywy. Są bowiem również kompetentni, odpowiedzialni urzędnicy, a z drugiej zaś strony zdarzają się - wcale nie tak rzadko - chciwi, egoistyczni, krótkowzroczni, skłonni do oszustw przedsiębiorcy.

A zatem należy tak samo zabiegać o dobrą jakość państwa, jak i uczciwą konkurencję, to po pierwsze, a po drugie - nie ma jednego, uniwersalnego wzorca kapitalizmu i w nim roli państwa, a ten, który jest uważany za uniwersalny, jest tylko wzorcem preferowanym przez rynki finansowe.

Mamy świadomość, że  polityka sektorowa w obecnym układzie instytucjonalnym Unii Gospodarczo Walutowej nie będzie łatwa. Jest jednak konieczna, jeśli uznajemy  za wartość trwanie i rozwój strefy euro. Bowiem nie można nie dostrzegać pułapki, w jakiej znalazły się niektóre kraje dłużnicze.  Trwanie tego stanu jest niebezpieczne. Samo oddłużenie nie przywróci im konkurencyjności, niezbędnej do przełamania stagnacji, w której się znalazły. Uzyskanie przez kraje dłużnicze wysokiego tempa wzrostu, który  wchłonie narosłe bezrobocie i to w możliwym do zaakceptowania okresie, jest praktyce niezmiernie trudno osiągalne. W tej kwestii jesteśmy zdecydowanymi pesymistami.

Tymczasem, o czym nie trzeba nikogo przekonywać, długotrwałe bezrobocie to dramat  społeczny, zwłaszcza dla młodego pokolenia. Rodzi on zgubne następstwa histerezy, wymuszoną emigrację, stwarza  niestabilną  sytuację rodzin i ubytek substancji narodu.

Jaka polityka sektorowa?

Strategia poprawy konkurencyjności i przyśpieszenia rozwoju gospodarczego i społecznego powinna zawierać kombinację i niekiedy bardziej dynamiczną kontynuację działań na rzecz wspierania sektorów, a więc:

-sektora małych i średnich przedsiębiorstw, preferowanych  już dotychczas przez Unię i władze narodowe. Ale teraz idzie o położenie szczególnego akcentu na tzw. samodzielność "odkryć rynkowych" małych  i średnich firm, które mogą  generować nawet narodową specjalność w zakresie wielu towarów i usług.

- sektora firm rokujących tworzenie wysokiej  wartości dodanej, produkcji innowacyjnej czy tych firm, które mają szansę zwiększenia eksportu;

-sektorów dających miejsca pracy, głównie w obszarze  dóbr i usług niewymienialnych, jak w ochronie zdrowia, opiece nad dziećmi i osobami starymi, czy w szkolnictwie, itp.

W tych propozycjach można się słusznie dopatrzyć  powrotu pewnych idei  tzw. planowania  indykatywnego. Nieoczekiwany kryzys dał szansę powrotu keynesizmowi, pokryzysowa odbudowa może dawać szanse polityce sektorowej.

W odbudowie konkurencyjności kraje południa Europy muszą sięgać po narzędzia i środki wykorzystywane przez  państwa  zaliczane do "wschodzących rynków". Władze Unii Gospodarczo Walutowej powinny im to umożliwić. Tego typu postulat nie jest łatwy do spełnienia  w świetle zobowiązań wynikających z uczestnictwa w UGW  i porozumień w ramach WTO. Także niektórych metod działań, które przyniosły sukces  "wschodzącym  rynkom  nie sposób - po prostu - powtórzyć. Chodzi tu raczej o filozofię działania podyktowanego powagą sytuacji  i świadomością braku skuteczności mechanizmów wolnego rynku w rozwiązywaniu tego typu problemów, przynajmniej w czasie możliwym do zaakceptowania przez obecne pokolenie.

Należy zacząć testować  tworzone obecnie instytucje i  fundusze Unii Europejskiej  oraz  rozwiązania przyjmowane w budowanej Unii Bankowej  na okoliczność  możliwości  ich wykorzystania  w realizacji nowej polityki sektorowej [przemysłowej]. Warto pamiętać, że  silne państwa nie mówią o polityce przemysłowej, one ją - po prostu - mają.

Tego typu zmiana myślenia większości elit w Unii Europejskiej, czy raczej zasadnicza korekta polityki, wymaga pogłębienia integracji politycznej i ekonomicznej i ustanowienia nowego modelu solidarności w obrębie Unii Europejskiej. Dziś w praktyce działań Wspólnoty realizowany jest z oporami wariant "niemiecki" oraz pewne tylko elementy wariantu semi keynesowskiego, czy - może lepiej - solidarnościowego.  Stanowczo twierdzimy, że nawet pomyślna ich realizacja może złagodzić skutki kryzysu, lecz nie usunie groźby rozpadu  Unii Gospodarczo Walutowej, ponieważ nie usunie źródeł napięć z powodu zawiedzionych nadziei na konwergencję realną, w więc stopniowego likwidowania różnic strukturalnych, występujących w krajach Unii Europejskich. W szczególności różnic w zakresie struktury produkcji, czy wydatków konsumpcyjnych i inwestycyjnych.

Nowa architektura wspólnoty  - nasz pomysł na Europę

Po tym co wcześnie napisaliśmy, musimy zadać sobie trud odpowiedzi na jeszcze jedno pytanie, jak ma wyglądać architektura europejskiej wspólnoty i jej priorytety. Premier David Cameron postawił ważne pytanie:  jaka ma być integracja, czy dokonywana  wokół wspólnej waluty, czy też wokół Wspólnego Rynku? Oba warianty integracji są do zaakceptowania. Potrzeba integracji nie budzi wątpliwości. Jednak dziś kluczową kwestią jest sprawa uzdrowienia sytuacji w strefie euro. Jest to ważne nie tylko dla samej Wspólnoty, ale i dla globalnego rynku, dla którego pieniądz euro jest bardzo potrzebny.

Jednolity Rynek może istnieć bez wspólnej waluty, ale uważamy, że poglądy o kontrolowanym rozwiązaniu  strefy euro, są zbyt ryzykowne, stworzenie mechanizmu koordynacji walutowej bez wspólnej waluty, może okazać się przedsięwzięciem długotrwałym i niewiarygodnym w oczach inwestorów. Także trwałe zmniejszenie różnic konkurencyjności gospodarek europejskich, w przypadku odejścia od euro, wydaje się nam mało przekonywujące.

Nasz pomysł na Europę jest inny. Uznajemy, że jest jeszcze czas na mniej rewolucyjne rozwiązanie, ale zdecydowanie inne, częściowo alternatywne wobec głównego nurtu przemian, które występują dziś  w strefie euro.

Należy przede wszystkim zauważyć, że obecnie nie udałoby się znaleźć politycznego konsensusu dla nawet najbardziej przemyślanego procesu powrotu do walut krajowych. Ale jeszcze istotniejsze wydaje się to, że decydujący przywódcy Unii Europejskiej tworzą jednak zręby rozwiązań idących w przeciwnym kierunku. Lęki Niemiec, że powrót do walut krajowych, oznaczałby aprecjację marki, z możliwymi konsekwencjami, są podzielane przez prawie wszystkie siły polityczne nad Renem. Bez względu jak można oceniać projekty i realizację paktu fiskalnego, czy założeń Unii Bankowej, to jednak jest to droga określona, w kierunku reform funkcjonowania dotychczasowej  strefy.

Jeśli  zatem czegoś się obawiamy, to tego, że dotychczasowe reformy, o wyraźnej przewadze rozwiązań fiskalnych narażać mogą Europę na długotrwałe konflikty polityczne i społeczne, pogłębianie, a nie zmniejszanie produktywności, a i konkurencyjności wielu państw strefy euro. Gdyby tak się działo słabłaby pozycja Europy wobec takich światowych potęg gospodarczych, jak USA, Indie, Chiny, czy ostatnio Meksyk.

Naszym zdaniem do dotychczasowego filaru fiskalnego, zdecydowanie należy tworzyć rozwiązania pod nowy filar, nazwijmy go keynesowski. W artykule niniejszym próbowaliśmy o nim pisać. W odniesieniu do nowej roli i znaczenia Brukseli w Unii Europejskiej widzimy i nie gorszymy się tym, że rośnie zapotrzebowanie na widzialną rękę Brukseli, żeby pokonać kryzys. Jednak nasze oczekiwania wobec niej są bardziej zróżnicowane i jednak inne niż te, które formułuje mainstreem.

Z zadowoleniem przyjęliśmy decyzję Komisji Europejskiej o ożywieniu runku pracy poprzez zastrzyk funduszy strukturalnych Unii. Z aprobatą  odnosimy się do informacji, że Komisja Europejska poluzowała ostatnio dyscyplinę finansową dla 6-ciu krajów, w tym Polski, by, jak to się potocznie mówi, złapały roczny lub dwuletni oddech na trudne reformy.

Jednakże chcemy przede wszystkim  zaapelować do polityków i decydentów Unii Europejskiej: strategia poprawy konkurencyjności i przyśpieszenia rozwoju gospodarczego i społecznego powinna zawierać także kombinację i niekiedy bardziej dynamiczną kontynuację działań na rzecz wspierania sektorów. Potrzeba też nowej wizji w obszarze polityki gospodarczej. Aktywna, ale i mimo wszystko określona rola państwa, nie tylko nie zaszkodzi, ale pomoże  w wychodzeniu z – nie zawahajmy się stwierdzić - bardzo skomplikowanej, społecznie dramatycznej sytuacji gospodarczej w wielu krajach. Ten nowy priorytet dla Unii Europejskiej, który proponujemy jest więc postulatem par excellence ekonomicznym i społecznym zarazem, bowiem zakłada postulat przyspieszenia konwergencji realnej krajów strefy euro. Uważamy, że założenia konwergencji nominalnej to dziś już postulat mało ambitny i mało produktywny, aby można było patrzeć pomyślnie na przyszłość strefy euro.

Jesteśmy realistami, więc opowiadamy się zatem za włączeniem  dodatkowych rozwiązań  i pomysłów w duchu Johna M. Keynesa.  Nie zapominamy, że sam autor interwencjonizmu państwowego zdawał się być największym optymistą w czasach, gdy wszystko dookoła odczytywano jako przerażająco czarne i beznadziejne. Podczas gdy jedni ogłaszali koniec zachodniej cywilizacji zdecydowanie opowiadał się po prostu za stymulowaniem polityki monetarnej, aby zdławić kryzys. Ale z drugiej strony, warto także pamiętać, że John Maynard Keynes - spekulant z londyńskiego City, wykładowca na uniwersytecie Cambridge, na łożu śmierci stwierdził, że jedyną rzeczą której żałuje w życiu, to to, że nie pił więcej szampana.

Prof. dr hab. Alojzy Z. Nowak, prorektor Uniwersytetu Warszawskiego

Prof. dr hab. Kazimierz Ryć, Wydział Zarządzania UW

Na początku października 2013 roku, we Francji miało miejsce wydarzenie o charakterze ekonomicznym i społecznym, które stało się przedmiotem analiz, daleko wykraczającym poza tej kraj, a także strefę euro. Prezydent Francji François Holland  przybył do miasta Florange w Lotaryngii, gdzie mieści się jedna z największych hut na świecie i gdzie bogate złoża rud żelaza i  węgla tworzą, wydaje się, optymalne warunki do rozwoju przemysłu ciężkiego. Gdy właściciel tej firmy znany magnat hutniczy, Lakshami Mittal zapowiedział zamknięcie dwóch ostatnich pieców huty, dwa lata temu, prawie cała polityczna Francja była zaszokowana. Wówczas prezydent Francji zapowiedział, że w takim razie jego rząd znacjonalizuje hutę. Zarówno  prezydent Holland, jak i wielu jego ministrów zaczęło otarcie krytykować wiele aspektów globalizacji, a także bezradność rządów w strefie euro, stojących wobec podobnych wyzwań.

Pozostało 96% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację