Termoregulator
W rzeczywistości podaż pieniądza nie dostosowuje się samoczynnie do popytu na pieniądz, co powoduje, że banki centralne są potrzebne. Problem bierze się stąd, że przyszłość jest niepewna, w związku z czym oczekiwania dotyczące przyszłej koniunktury, które decydują o tym, jaki będzie popyt na kredyt, są z reguły procykliczne, a więc albo zbyt optymistyczne albo zbyt pesymistyczne w relacji do późniejszego biegu zdarzeń w gospodarce. Tym samym podaż kreowanego kredytem pieniądza okazuje się albo zbyt duża albo zbyt mała w stosunku do potrzeb gospodarki. Od biedy można się upierać, że pieniądz kreowany kredytem obrotowym dostosowuje się samoczynnie do zapotrzebowania przedsiębiorstw, ale i tu procykliczność oczekiwań robi swoje. Gdyby było inaczej, teoria realnych weksli obowiązywałaby do dzisiaj.
Warto przypomnieć, że zadaniem banku centralnego nie jest dostosowywanie podaży pieniądza do bieżącego popytu na pieniądz, lecz do popytu na pieniądz, jaki występuje, gdy gospodarka pozostaje na ścieżce zrównoważonego wzrostu. Dzisiaj banki centrale musiały stać się strażą pożarną, ale w normalnych warunkach służą właśnie jako termoregulator gospodarki; że przypomnę ulubione porównanie Miltona Friedmana.
Po kryzysie lat 2007-2009 nawet duże deficyty budżetowe nie powodowały w szeregu krajach wzrostu podaży pieniądza, ponieważ tak naprawdę tylko uzupełniały tę część podaży pieniądza, której nie dostarczała nad wyraz anemiczna akcja kredytowa banków. Programy QE przynosiły wprawdzie spęcznienie płynnych rezerw banków, ale one nie są przecież wydawane na zakup towarów i usług.
Dzisiejsze duże w wielu krajach deficyty budżetowe, częściowo finansowane przez banki centralne, służą temu, by uzupełnić brak na rynku pieniędzy, których przez Covid-19 ludzie i firmy albo nie zarabiają albo boją się wydać nie wiedząc, co przyniesie zawirusowana przyszłość. Czy wywoła to z czasem inflację? Jeszcze nie wiadomo. Jeśli jednak tak będzie, to po to są banki centralne, by odpowiednio wcześnie ją powstrzymać.