- Pomyślę o tym jutro – zdaje się mówić świat biorąc wzór z bohaterki „Przeminęło z wiatrem”. Dzisiaj o problemach klimatycznych nie chce słyszeć ani Ameryka Donalda Trumpa, ani Europa przerażona perspektywą rozlania się wojny z Ukrainy na resztę kontynentu i obawą o wyborczy sukces skrajnych sił w kolejnych krajach UE. Słabnąca gospodarka po tej stronie Atlantyku i rosnące w siłę ugrupowania w rodzaju niemieckiej AfD sprawiają, że troska o gwałtownie zmieniający się klimat spada z politycznej agendy.
Donald Trump stanął na czele kontrrewolucji antyklimatycznej
Hasło „drill, baby, drill” Donalda Trumpa daje – nie tylko w USA - sygnał do odwrócenia samoograniczeń. Dominuje myślenie: przejmujesz się negatywnym wpływem cywilizacji na środowisko, toś frajer, a nawet szkodnik. Bo zamiast nakręcać koniunkturę tradycyjną energią, każesz biznesowi inwestować w transformację, która jeśli już, to zwróci się dopiero dzieciom i wnukom.
Skoro dzieciom i wnukom zostawiamy w spadku rosnącą górę długu publicznego, kto zabroni zostawić im dług klimatyczny? Furda kalifornijskie pożary, tornada i huragany pustoszące kolejne stany. Furda powodzie w Europie Środkowej i Hiszpanii. Piekła dnie ma, więc „drill, baby, drill”.
O to, by Amerykanie z Main Street nie nabrali w tej sprawie wątpliwości, zadbają nie tylko algorytmy serwisu X, ale i też cenzorzy Elona Muska kastrujący strony departamentów i agencji federalnych z treści proklimatycznych.
Europa odkręca Europejski Zielony Ład
Stary kontynent złapany przez Trumpa na spalonym, połyka w takiej sytuacji własny język w obawie przed załamaniem konkurencyjności wobec USA. I odkręca Europejski Zielony Ład, do którego z takim zapamiętaniem przekonywała.