Po zmianie władzy w Polsce wszelkie próby powrotu do dyskusji o wysokości wieku emerytalnego ucinane są w zarodku. Niedawno krytyka za poruszenie tego tematu spadła na minister Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz.
Choć w przeszłości opowiadałem się za wyższym wiekiem emerytalnym dla obu płci, obecnie uważam, że dążenie na siłę w tę stronę byłoby przeciwskuteczne. Dopóki nie będzie szerszego konsensusu politycznego, groziłaby nam powtórka z odwrócenia reformy i kolejna dawka negatywnych emocji związanych z systemem emerytalnym.
Powyższe nie oznacza, że rozpoczęte w 2013 r. i cofnięte w 2017 r. podniesienie wieku emerytalnego było bezzasadne. Polski system emerytalny czeka bowiem ogromne wyzwanie, z którym dopiero zaczynamy się mierzyć.
Wyzwania dla polskiego systemu emerytalnego
Wdrożona w 1999 roku reforma zabezpieczyła wprawdzie interes finansów publicznych, jednak wiąże się z tym cena, która wydaje się na razie do szerszego grona społeczeństwa nie docierać. Można przedstawić ten problem za pomocą trzech liczb.
Pierwsza syntetyzuje problem polskiej demografii – zgodnie z prognozami Komisji Europejskiej liczba nieaktywnych zawodowo osób po 65. roku życia przypadająca na 100 pracujących wzrośnie z 44 w 2025 r. do 79 w 2055. Staniemy się tym samym trzecim w UE po Słowacji i Chorwacji krajem najbardziej obciążonym utrzymaniem osób starszych.