Doradca prezesa NBP: Inflacja rujnuje? Niekoniecznie!

Mam wrażenie, że przykłady Zimbabwe lub Wenezueli niezupełnie dowodzą tezy o destruktywnej roli wysokiej inflacji – pisze doradca prezesa NBP.

Publikacja: 15.11.2024 16:48

Doradca prezesa NBP: Inflacja rujnuje? Niekoniecznie!

Foto: Bloomberg

Nikt (chyba) nie pochwala inflacji. Do osób wyrażających skrajną do niej awersję należą liczni ekonomiści, zwłaszcza orientacji liberalno-konserwatywnej. Dla nich inflację należy wypalić rozżarzonym żelazem. W denuncjatorskim zapale oskarżają oni inflację o powodowanie różnorakich klęsk. Pamiętam np. pewnego koryfeusza naszych „nauk ekonomicznych” publicznie perorującego o tym, że „przy inflacji przedsiębiorstwa nie mają żadnych motywacji do podejmowania inwestycji”. Retorycznie mniej radykalny jest pogląd, że trwale niska inflacja sprzyja wzrostowi gospodarczemu. Ergo, czym wyższa (i trwalsza) inflacja, tym słabszy wzrost. Pogląd ten motywuje praktyki polityki gospodarczej (fiskalnej, a przede wszystkim pieniężnej) nakierowane na „walkę z inflacją”.

Czytaj więcej

Polska w inflacyjnym czubie Unii. Gdzie ceny rosna jeszcze szybciej?

Czym wyższa inflacja, tym – generalnie – szybszy wzrost gospodarczy

Oczywiście, nie jest trudne wskazanie krajów (lub terytoriów), w których inflacja „szaleje”, a gospodarka „jest w ruinie”. Mam wrażenie, że przykłady Zimbabwe lub Wenezueli niezupełnie dowodzą tezy o destruktywnej roli wysokiej inflacji. W krajach upadłych dezintegracja gospodarki rodzi inflację (albo się nią przejawia). Ale niekoniecznie destrukcja gospodarcza jest spowodowana samą tylko inflacją.

Ogląd danych statystycznych dla krajów Unii Europejskiej (ale także Wielkiej Brytanii, USA i Japonii) zdaje się przeczyć twierdzeniu o koniecznie dobroczynnych (dla wzrostu gospodarczego) skutkach trwale niskiej inflacji. Okazuje się, że inflacja (CPI) średnia dla dłuższego okresu (2004–2024) koreluje się pozytywnie ze średnim (w tym okresie) tempem wzrostu PKB na jednego mieszkańca. Czym wyższa inflacja, tym – generalnie – szybszy wzrost gospodarczy. Fakt ten ilustruje wykres.

Nie mamy do czynienia z jakąś ścisłą zależnością tempa wzrostu od tempa inflacji

Dla Polski średnia wskaźnika inflacji wynosiła 3,4 proc. – a średnie tempo wzrostu PKB na mieszkańca wyniosło 3,8 proc. Dla Niemiec średnie CPI wyniosło dokładnie 2 proc. , a PKB na mieszkańca wzrastało średniorocznie o mniej niż 0,9 proc. (Wskaźniki dla całej strefy euro są niemal takie same – chociaż nieco gorsze).

Nie trzeba chyba dowodzić, że nie mamy do czynienia z jakąś ścisłą zależnością tempa wzrostu od tempa inflacji. Na obie te wielkości wpływa multum różnych czynników natury makroekonomicznej (np. dotyczących polityki fiskalnej) lub strukturalnej (np. demografia, struktura gospodarki itp.). Jednym z czynników jest oczywiście sposób prowadzenia polityki pieniężnej.

AMECO

To nie inflacja jest źródłem słabości gospodarki strefy euro, lecz zbyt aktywne jej zwalczanie

Nie pochwalam wcale aktywnego promowania wyższej inflacji w nadziei, że przełoży się to na szybszy wzrost gospodarczy. Takie traktowanie inflacji byłoby wielką naiwnością. Przeczyłoby też ono tzw. prawu Goodharta. Z drugiej strony znajduję jeszcze mniej powodów do oczekiwania, że nadaktywne tłumienie inflacji przysłuży się wzrostowi gospodarczemu.

Nie wykluczam też myśli, że uparte dążenie do ograniczenia inflacji do 2 proc. (realizowanie przez działania Europejskiego Banku Centralnego) może być jedną z głównych przyczyn stagnacji wzrostu w strefie euro. To nie inflacja jest jednym ze źródeł słabości gospodarki strefy euro, lecz zbyt aktywne inflacji zwalczanie. Moim zdaniem to, że NBP bywa mniej rygorystyczne w dążeniu do inflacji na oficjalnie zadekretowanym poziomie (2,5 proc.), ma więc dla Polski skutki dobroczynne.

O autorze

Leon Podkaminer

Autor jest doradcą prezesa NBP. Tekst wyraża opinie autora. 

Opinie publikowane w „Rzeczpospolitej” są elementem debaty publicznej, pozwalają poznać poglądy różnych środowisk i nie odzwierciedlają poglądów redakcji.

Nikt (chyba) nie pochwala inflacji. Do osób wyrażających skrajną do niej awersję należą liczni ekonomiści, zwłaszcza orientacji liberalno-konserwatywnej. Dla nich inflację należy wypalić rozżarzonym żelazem. W denuncjatorskim zapale oskarżają oni inflację o powodowanie różnorakich klęsk. Pamiętam np. pewnego koryfeusza naszych „nauk ekonomicznych” publicznie perorującego o tym, że „przy inflacji przedsiębiorstwa nie mają żadnych motywacji do podejmowania inwestycji”. Retorycznie mniej radykalny jest pogląd, że trwale niska inflacja sprzyja wzrostowi gospodarczemu. Ergo, czym wyższa (i trwalsza) inflacja, tym słabszy wzrost. Pogląd ten motywuje praktyki polityki gospodarczej (fiskalnej, a przede wszystkim pieniężnej) nakierowane na „walkę z inflacją”.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Ładowanie samochodów w domu pod każdym względem jest korzystne
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację