Witold M. Orłowski: Z przemyśleń jasnowidza

Za błędy w polityce gospodarczej trzeba czasem zapłacić wysoką cenę. Ale najważniejsze jest to, by umieć wyciągać z nich lekcje na przyszłość.

Publikacja: 03.10.2024 05:05

Witold M. Orłowski: Z przemyśleń jasnowidza

Foto: AdobeStock

Od początku nie było wątpliwości, że powodziowy kataklizm będzie miał swoje konsekwencje gospodarcze. Jak odnotował Google, przeszukujący między 14 a 17 września internet Polacy nie pytali o sytuację budżetu, kurs walutowy, giełdę czy stopy procentowe. Najczęściej zadawali pytanie o przepowiednie jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego.

Nie ma co ukrywać, ekonomiści są sami sobie winni. Od stu lat starają się prognozować przyszłą sytuację gospodarczą, obiecując ludziom, że ich prognozom można zaufać. Od tych samych stu lat, mimo wykorzystywania coraz bardziej zaawansowanych matematycznych modeli, popełniają w swoich prognozach błędy. Pod tym względem są zresztą w sytuacji podobnej do meteorologów, którzy też często się mylą. Opinia publiczna jest jednak dla nich znacznie bardziej surowa: według badań prowadzonych w roku 2017 w Wielkiej Brytanii, na skali społecznego zaufania (na której pełne zaufanie miało wartość 10), meteorolodzy otrzymali notę 5,9, natomiast ekonomiści tylko 5,5. Większym zaufaniem od ekonomistów cieszyli się nie tylko meteorolodzy, ale również lekarze, historycy, a także komentatorzy sportowi. Podobnie niskim zaufaniem jak ekonomistów darzyli Brytyjczycy urzędników państwowych, a zdecydowanie gorzej od nich wypadali tylko politycy.

Czy to znaczy, że ekonomistom nigdy nie udają się prognozy? Niezupełnie. Nieco ponad dwa lata temu opublikowałem w „Rzeczpospolitej” felieton: „Po wyborach choćby potop”. Mniejsza z tym, że mnie samego przerażają własne zdolności jasnowidzenia w zakresie zjawisk pogodowych. Gorzej, że od lat ostrzegałem przed tym, że kiedyś skończą się „łatwe czasy”, a beztroska polityka finansowa poprzednich rządów polegająca na przejadaniu każdej złotówki, która trafiała do budżetu, i składaniu kolejnych obietnic wydatkowych bez zapewnionego finansowania z czasem doprowadzi do ogromnych problemów. I problemy rzeczywiście przyszły: najpierw pandemia, potem wojna, potem stagflacja, wreszcie ostatnio katastrofalna powódź.

Czy można się było na to wszystko przygotować? Przecież nikt nie mógł przewidzieć tych katastrof (może poza jasnowidzem Jackowskim). Owszem, pewnie nie można było ich przewidzieć. Ale można było dopilnować, żeby w polskich finansach publicznych nie wzrastał systematycznie udział wydatków sztywnych, a więc takich, których nie można zmniejszyć, nawet jeśli sytuacja gospodarcza gwałtownie się pogarsza (dziś udział ten sięga około 80 proc.). Można było zadbać o to, by w czasach świetnej koniunktury (choćby takiej, jak w latach 2016–2019) nie opowiadać bzdur, że „na wszystko nas stać”, tylko zamiast stałych deficytów wypracować w finansach publicznych nadwyżki. I można było nie zwiększać w tych latach o 120 mld zł długu publicznego, ale go zredukować.

Bo kiedy przyszły „trudne czasy” rząd nie ma żadnej innej metody sfinansowania dodatkowych wydatków na ochronę zdrowia, obronę narodową czy walkę z katastrofami naturalnymi niż tylko poprzez wzrost zadłużenia. Nie ma wątpliwości, że do nadmiernego poziomu.

Co się stało, tego się już nie odwróci. Ale trzeba przynajmniej umieć wyciągać z błędów wnioski na przyszłość. Bo dobra koniunktura pewnie kiedyś powróci, a wraz z nią obietnice polityków, że teraz to naprawdę „na wszystko nas będzie stać”.

Witold M. Orłowski

główny doradca ekonomiczny PwC w Polsce, Akademia Finansów i Biznesu Vistula

Od początku nie było wątpliwości, że powodziowy kataklizm będzie miał swoje konsekwencje gospodarcze. Jak odnotował Google, przeszukujący między 14 a 17 września internet Polacy nie pytali o sytuację budżetu, kurs walutowy, giełdę czy stopy procentowe. Najczęściej zadawali pytanie o przepowiednie jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego.

Nie ma co ukrywać, ekonomiści są sami sobie winni. Od stu lat starają się prognozować przyszłą sytuację gospodarczą, obiecując ludziom, że ich prognozom można zaufać. Od tych samych stu lat, mimo wykorzystywania coraz bardziej zaawansowanych matematycznych modeli, popełniają w swoich prognozach błędy. Pod tym względem są zresztą w sytuacji podobnej do meteorologów, którzy też często się mylą. Opinia publiczna jest jednak dla nich znacznie bardziej surowa: według badań prowadzonych w roku 2017 w Wielkiej Brytanii, na skali społecznego zaufania (na której pełne zaufanie miało wartość 10), meteorolodzy otrzymali notę 5,9, natomiast ekonomiści tylko 5,5. Większym zaufaniem od ekonomistów cieszyli się nie tylko meteorolodzy, ale również lekarze, historycy, a także komentatorzy sportowi. Podobnie niskim zaufaniem jak ekonomistów darzyli Brytyjczycy urzędników państwowych, a zdecydowanie gorzej od nich wypadali tylko politycy.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Sieci, czyli wąskie gardło transformacji energetycznej
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację