Polska zrezygnowała rozsądnie z Kolei Dużych Prędkości, ale żeby nie było tak, że udało się nie wyrzucić pieniędzy, zamiast polskich pociągów kupiła dla istniejących linii cholerycznie drogie pendolino.
Tymczasem Szwedzi zaczęli właśnie szukać wykonawców do pierwszego odcinka kolei dużych prędkości. Podzielono go na 15 fragmentów, każdy ma kosztować ok. 0,5 mld dol., czyli 4,2 mld koron –powiada szef zakupów. W sumie ponad 60 mld koron lub 7,5 mld dolarów. Co za to dostanie pasażer? Skrócenie podróży Linkoping do Sztokholmu z 1 godziny 39 minut do 1 godziny. Pociąg będzie mógł się rozpędzać do 320 km, ale przeciętna szybkość na pierwszym 150 kilometrowym odcinku wyniesie właśnie 150 km/h.
Wydało mi się to dość dziwne, więc powędrowałem na stronę tego projektu i poczytałem wszystko, co Szwedzi prezentują po angielsku zainteresowanym. Pierwsze wrażenie: jest jakiś problem z kosztami. 4-5mld koron za każdy odcinek z piętnastu to 60-75 mld koron. Ale w cenach 2013 roku podawana kwota wynosi 35,5 mld. Wygląda jakby Szwedzi spodziewali się niezłej inflacji, albo jak to zwykle bywa niedoszacowali w oficjalnych komunikatach kosztów projektu. To przy publicznych inwestycjach zjawisko powszechne.
Te 35,5 mld koron nadal stoi na stronie Szwedzkiej Administracji Transportu (po angielsku). Instytucja , która jak rozumiem zajmuje się organizacją całego przedsięwzięcia, praktycznie nie podaje informacji o jego finansowaniu. Czy ma być budżetowe w całości, czy pojawi się jakieś partnerstwo publiczno-prywatne, czy jeszcze jakoś inaczej? Cisza.
Nie ma też ani słowa, kto ma potem finansować utrzymanie kolei - zapewne rząd. Z danych na temat liczby potencjalnych pasażerów wynika – może się mylę - że operacyjnie trudno będzie wyjść na plus, ale rachunków nie widzę.