Z danych, do których dotarła „Rzeczpospolita”, wynika, że w tym roku rząd zamierza poprzez Fundusz Przeciwdziałania Covid-19 wydać niemal 29 mld zł. To ogromne pieniądze. W większości mają zasilić Program Inwestycji Strategicznych, czyli wesprzeć inwestycje realizowane przez samorządy. Do tego dojdą wydatki na działania osłonowe związane ze wzrostem cen surowców energetycznych i energii, czyli na dodatek węglowy i rekompensaty dla odbiorców prądu.
Czytaj więcej
Rząd chce w tym roku wydać 25 mld zł z funduszu pandemicznego m.in. na dopłaty do cen energii.
Pozornie wszystko to chwalebne zamierzenia, jeśli oczywiście uznać, że dodatki przyznawane często bez jakichkolwiek kryteriów mają sens. Problem w tym, że pula rządowych wydatków wyłączonych z budżetu państwa, a więc spod kontroli obywatelskiej, sprawowanej przez parlament, gwałtownie rośnie. Bo covidowy fundusz to tylko jedna z metod wydawania państwowych pieniędzy okrężną drogą. Większość pozabudżetowych wydatków rząd uzasadnia przy tym nadzwyczajną sytuacją – a to skutkami pandemii, a to wojną w Ukrainie, a to szalonym wzrostem cen surowców energetycznych. W ten sposób finansował tarcze antycovidowe i antyinflacyjne. Trudno to wszystko policzyć, nawet ekonomiści, którzy na co dzień starają się oceniać stan finansów państwa, mają z tym problem.
Ich szacunki mogą przerażać, bo mówią już nie o dziesiątkach, ale setkach miliardów złotych. Wyprowadzając wydatki poza budżet, rząd rozmywa faktyczny obraz stanu finansów publicznych, zaniża i ukrywa prawdziwą wysokość deficytu w państwowej kasie.
W cywilizowanym świecie przejrzystość jest jedną z najważniejszych, jeśli nie najważniejszą z cnót w zarządzaniu finansami publicznymi. Wszak chodzi o pieniądze podatników, którym wiedza o tym, co się z nimi dzieje, po prostu się należy. Wiedza i pewność, że nie są marnowane, że są wydawane zgodnie z prawem.