Ten komentarz mógłby brzmieć następująco: skoro osoby po 65. roku życia są zadłużone – jak pisze dzisiaj „Rzeczpospolita” – na ponad 10 mld zł i ich długi rosną dalej, trzeba ulżyć ich doli. I po 13. oraz 14. emeryturze zacząć wypłacać 15., 16., 17., a z czasem może nawet i 24. Komentarz mógłby tak brzmieć, ale nie będzie. Bo taki sposób rozwiązania tego problemu to ekonomiczny absurd. Nie uniósłby tego polski system finansów publicznych.
Każda „nasta” emerytura to wydatek ponad 10 mld zł rocznie. W przybliżeniu tyle, ile wynosi owo zadłużenie seniorów. A skoro ono rośnie mimo wypłacania 13. od 2019 r. i 14. od 2021, to tak pomyślane transfery nie są dobrym rozwiązaniem problemu. Przy tym uszczuplają kwoty, jakie społeczeństwo mogłoby wydać na niedofinansowane obecnie ważne usługi publiczne. Jedną z takich kulejących dziedzin jest opieka zdrowotna, której niski standard rujnuje komfort życia seniorów. Przecież to oni najczęściej korzystają z porad lekarzy i w kolejce do specjalisty czy na zabiegi przedłużające życie muszą czekać miesiącami.
Czytaj więcej
Do 10,7 mld zł wzrosły na koniec listopada 2022 r. zaległości finansowe emerytów. Najwięcej długów mają wobec banków, firm pożyczkowych, rodziny, dostawców mediów. Budżety pustoszy im inflacja.
Finanse publiczne to krótka kołdra – nadmierna hojność w jednej dziedzinie poważnie ogranicza możliwość utrzymania minimalnych standardów w innych. Politycy żerują na tym, że ludzie zwykle nie dostrzegają tego związku przyczynowego. Stąd bierze się kupowanie przychylności elektoratu przelewami słanymi na konta starszych wyborców. Choć uczciwiej byłoby ich zapytać: wolicie 14. emeryturę czy pięć lat życia w zdrowiu więcej dzięki lepszej opiece lekarskiej?
To wszystko nie znaczy oczywiście, że mieszkańcy Polski powyżej 65 lat życia żyją w finansowym komforcie i nie należy ich problemów rozwiązywać. A polegają one w ostatnich dwóch latach najczęściej na tym, że wobec galopującej inflacji coraz trudniej im wiązać koniec z końcem. Ich „koszyk” zakupów znacznie odbiega od przeciętnego kalkulowanego przez GUS do wyliczania oficjalnego wskaźnika inflacji. Emeryt rzadziej niż reszta konsumentów kupuje nowe ciuchy czy sprzęt RTV i AGD. Znacznie większą część jego koszyka zajmuje żywność i koszty utrzymania mieszkania. A właśnie ich ceny rosną najszybciej – w grudniu żywność była 21,5 proc. droższa niż rok wcześniej, a utrzymanie mieszkania i nośniki energii – aż o 22,5 proc., podczas gdy „ogólny” wskaźnik inflacji wyniósł 16,6 proc.