Prof. Jan Czekaj, były członek Rady Polityki Pieniężnej, po raz kolejny wypowiada, się – znów raczej krytycznie – o polityce NBP. (Tekst pt. „Co dalej z inflacją ?”, „Rzeczpospolita” z dn. 29 listopada)
Tym razem idzie głównie o jakość prognoz inflacji będących podstawą decyzji RPP. Prognozy te są formułowane przez eksperckie zaplecze NBP. Z tego, że prognozy owe odbiegają od faktycznej ich realizacji wyciąga on zbyt daleko idące – moim zdaniem bezzasadne – wnioski odnośnie do charakteru obecnej inflacji – oraz co do kompetencji owego zaplecza eksperckiego.
Pierwszą sprawą wymagającą klaryfikacji jest domniemany związek wskaźnika t.zw. inflacji bazowej z charakterem procesu inflacyjnego. Prof. Czekaj zdaje się wierzyć, że relatywnie wysoki wskaźnik inflacji bazowej (abstrahujący m.in. od zmian cen energii) świadczy o popytowym charakterze procesu inflacyjnego. Otóż z tym poglądem nie można się zgodzić.
Po dłuższym okresie szybkiego wzrostu cen energii nieubłaganie wzrosną też koszty produkcji wszystkich „regularnych” towarów i usług zawartych w agregacie „dóbr bazowych”. Wzrost tych kosztów przekłada się – z pewnym opóźnieniem - na ceny „dóbr bazowych”. Mamy wtedy do czynienia z rosnącym wskaźnikiem inflacji bazowej - indukowanym jednak przez rosnące ceny energii, a nie przez skądinąd rosnący popyt konsumpcyjny. Nawet postępująca stabilizacja (a nawet spadek) cen energii nie zapobiegnie dalszej wysokiej inflacji „bazowej” dostosowującej ceny „bazowe” do zwiększonych kosztów.