Korzyści są jasne i obustronne. Czyściciele czy to zgrabne wargatki albo wyjątkowo brzydkie remory usuwają martwy naskórek, pasożyty i resztki pokarmu. Wieloryb czy rekin grzecznie toleruje swych towarzyszy, ale już murena sama chętnie otworzy paszczę w oczekiwaniu pielęgnacyjnego zabiegu. Wielcy zyskują zdrowie i szybkość, podczas gdy ich mali partnerzy pokarm, a często darmową podróż i bezpieczeństwo, bo który wróg odważy się zbliżyć do ich opiekuna. To idealna symbioza.
Podobnie jest ze start-upami. Samotny żywot usiany jest biznesowymi niebezpieczeństwami, o kredyt i merytoryczne wsparcie nie jest łatwo. I tu szansą jest duże przedsiębiorstwo, które w zamian za kwoty z jego punktu widzenia śmieszne zyska mniejszych, ale bardziej zwinnych i szybciej dostosowujących się do nowych warunków partnerów. Taki zwykle lepiej i taniej wykona zadanie niż dodatkowy departament w korporacji z ludźmi skierowanymi często przypadkowo na nowy odcinek, np. stworzenia aplikacji. Lepiej skorzystać z czyjegoś pomysłu, niż samemu się nad nim biedzić od początku. A jeśli pomysł okaże się trafiony, można więcej w niego zainwestować i rozwijać.
Czytaj więcej
Wielki biznes wciąż nie stał się w Polsce kołem zamachowym dla młodych innowacyjnych spółek. Ledwie 5 proc. inwestycji w start-upy pochodzi z korporacji, a to trzy razy mniej niż globalna średnia.
Choć premier Mateusz Morawiecki od lat mówi o konieczności wspierania start-upów, a spółki Skarbu Państwa gorliwie dostosowały się do rządowego „prikazu” w tej sprawie, mimo wykreowania mody także wśród prywatnych czempionów, coś idzie nie tak. Pieniądze niby są, a wciąż nie mamy gwałtownego wzrostu liczby obiecujących projektów i na razie doczekaliśmy się raptem dwóch jednorożców, firm wartych miliard dolarów – Docplannera i Booksy, które zresztą poradziły sobie bez pomocy polskich koncernów.
Z badania PFR Ventures i Huge Thing, które opisujemy, wynika, że barierą jest powolność decyzyjna koncernów. Na samą odpowiedź na ofertę współpracy jedna trzecia start-upów czeka od 18 do 36 miesięcy. To w innowacjach epoka, w tym czasie mogą zupełnie zmienić się warunki rynkowe i oczekiwania konsumentów. Wygląda na to, że w przeciwieństwie do zagranicznych wielorybów spora część naszych wciąż nie rozumie korzyści z takiej współpracy, chce mieć wszystko pod pełną kontrolą, nie kieruje się biznesowym instynktem. Taka postawa oznacza dla nich konkretne straty, których najwyraźniej na razie nie dostrzegają.