Treść opublikowanego niedawno projektu rządowego przeglądu systemu emerytalnego pokazuje, w jaki sposób władze publiczne będą próbowały poradzić sobie z problemami, które same właśnie tworzą. Przedstawione rekomendacje są bowiem wyrazem desperacji i bezradności wobec opłakanych skutków, jakie przyniesie cofnięcie reformy z 2012 r.
Ich wcielenie w życie nie uratuje naszego systemu emerytalnego przed dryfem w kierunku dominacji świadczeń na minimalnym poziomie. Zamiast tego doprowadzi do dalszego zubożenia emerytów. Ograniczy też wartościowy wkład w tworzenie naszego dochodu narodowego tych pracowników, którzy przekroczyli wiek emerytalny.
Typowym podejściem polskiego państwa do rozwiązywania problemów społecznych jest wysyłanie ludzi na rentę lub wcześniejszą emeryturę. Tak czyniono już w latach 90. minionego wieku, w odpowiedzi na przybierające znaczne rozmiary bezrobocie. Zapewniając narażonym na pozostanie bez pracy osobom skromny, ale jednocześnie pewny dochód, oczywiście łagodzi się potencjalne napięcia, ale kosztem zdecydowanie przedwczesnego wypchnięcia ich z rynku pracy.
Praca jest natomiast jednym z fundamentalnych źródeł dobrobytu. Nawet kraje bardzo zasobne w kapitał, do których Polska niestety się nie zalicza, zawdzięczają swój wysoki poziom zamożności również temu, że potrafią skutecznie zaangażować znaczną część swego społeczeństwa w produktywną aktywność zawodową. Trudno będzie nam doganiać Zachód w sytuacji, gdy obecnie pracuje jedynie ok. 42,3 proc. mieszkańców Polski, czyli na każde 100 pracujących osób przypada 136 niepracujących – i to pomimo faktu, iż nadal pozostajemy jednym z młodszych społeczeństw Europy.
Kosztowny gest rządu
Obniżenie wieku emerytalnego z pewnością nie pomoże poprawić tego stanu. Szacuje się, że na skutek wprowadzenia w życie tych dodatkowych zmian w IV kwartale przyszłego roku nawet dodatkowe 300 tys. osób nabędzie z tego tytułu prawo do emerytury. W warunkach roku 2018 doprowadzi to do wzrostu deficytu finansów publicznych liczonego zgodnie z unijnymi standardami o niemal 13 mld zł, a na początku przyszłej dekady już o prawie 20 mld zł rocznie.