Wojownik siedzący nad rzeką

Dwa tygodnie temu pisałem o pierwszym wystrzale w możliwej globalnej wojnie handlowej – i proszę bardzo, po pierwszej salwie jest następna. Prezydent Trump kazał rozpocząć prace nad karnym ocleniem całej gamy towarów importowanych z Chin, oskarżając Chińczyków o nagminne łamanie praw własności intelektualnej.

Publikacja: 28.03.2018 21:00

Wojownik siedzący nad rzeką

Foto: Flickr

Innymi słowy: Amerykanie stale coś nowego wymyślają, a Chińczycy natychmiast to kopiują i nie płacąc żadnych opłat autorskich ani licencyjnych, najbezczelniej pakują do kontenerów i wysyłają z powrotem do Stanów Zjednoczonych. A przez to USA tracą miejsca pracy i, w pewnym sensie, pozwala agresorom zza oceanu bogacić się, sprzedając im coś, co właściwie należy do Ameryki.

Nie ma sensu powtarzać, że ekonomiści przestrzegają przed uproszczonym widzeniem problematyki handlu światowego jako gry, w której ktoś musi stracić, aby ktoś zyskał. A już najbardziej przestrzegają przed polityką protekcjonizmu, która zazwyczaj prowadzi do tego, że tracą wszyscy. Ale problemów, o których mówi Trump, też nie należy lekceważyć. Bo nawet w najgłupszym pomyśle znajduje się czasem ziarno prawdy.

Chiny są dziś największym eksporterem świata, wysyłającym za granicę towary za 2,2 bln dol., z czego ok. 18 proc. do USA. Stany Zjednoczone eksportują łącznie za 1,6 bln dol., z czego 8 proc. do Chin.

Od lat Amerykanie mają deficyt w handlu z Chinami. Co więcej – kwota deficytu rośnie. 30 lat temu chiński eksport do USA wynosił 6 mld dol., a deficyt USA w wymianie z Chinami – 3 mld. 20 lat temu eksport wzrósł do 63 mld, a deficyt do 50 mld. 10 lat temu eksport wynosił 321 mld, a deficyt 260 mld. W zeszłym roku eksport wynosił 505 mld, a deficyt blisko 400 mld. Spora kwota, nawet dla Amerykanów. A argument o łamaniu przez Chińczyków praw własności intelektualnej też nie jest wyssany z palca.

Mam nadzieję, że wojny handlowej jednak nie będzie. Wydaje się, że prezydent Trump chce po raz kolejny zastosować swoją ulubioną zagrywkę z obszaru brutalnego biznesu – postraszyć partnera, zagrozić mu bolesnymi konsekwencjami, zaszantażować i docisnąć do ściany, a potem nieco odpuścić, wymuszając korzystne dla firm amerykańskich ustępstwa.

Nie jest to wielka strategia, ale może okazać się skuteczną taktyką. Z dwoma „ale".

Po pierwsze, nie rozwiąże problemu deficytu handlowego USA. Bo deficyt ten nie wynika wcale z „oszustw" Chińczyków, ale z prostego faktu, że Amerykanie od 35 lat więcej konsumują, niż zarabiają, więc muszą część towarów kupować na kredyt. Czy są z tego powodu nieszczęśliwi? Nie bardzo, bo płacą przecież dolarami, które sami drukują. Ale w którymś momencie w przyszłości takie życie może się dla nich dość boleśnie skończyć.

No i po drugie: Chińczyków można przycisnąć do muru i zmusić do ustępstw, a nawet upokorzyć. Ale Chińczycy mają swoją przypowieść o mądrym wojowniku, który spokojnie siedzi nad rzeką, wiedząc, aż kiedyś z jej nurtem przepłyną kości nieprzyjaciół. Bo można ich oczywiście zmusić do ustępstw. Ale oni o tym nie zapomną – i kiedyś upomną się o swoje.

Opinie Ekonomiczne
Bjørn Lomborg: Skąd wziąć pieniądze na obronę Europy
Opinie Ekonomiczne
Profesor Sławiński: Stablecoins to kolejna odsłona demokratyzacji spekulacji
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Czarny łabędź w Białym Domu, krew na Wall Street
Opinie Ekonomiczne
Ptak-Iglewska: UE jak niedźwiedź: śpi, a jak ryczy, to za późno. Trump nas budzi
Materiał Promocyjny
O przyszłości klimatu z ekspertami i biznesem. Przed nami Forum Ekologiczne
Opinie Ekonomiczne
Prywatyzacja przez deregulację